Pokażcie mi następcę Donalda Tuska
Obalać można tylko lidera, dla którego jest zmiennik. Obalać lidera może tylko zmiennik, który sam ma potencjał i wolę, by liderem się stać. Jeśli widzicie dziś takiego zmiennika dla Donalda Tuska, wskażcie go palcem i udowodnijcie jego przywódczy potencjał. Dopóki go nie ma, nie ma o czym mówić. Obalenie lidera, które stworzy pustkę władzy, zawsze oznacza zniszczenie całego obozu. A swoją drogą, jeśli widzieliście takiego zmiennika dla Jarosława Kaczyńskiego, dlaczego przez 20 lat go nie wskazaliście?

W ramach rozliczeń po porażce Rafała Trzaskowskiego (nie chcę odbierać nadziei "liczącym głosy", ale karty mają dość słabe) pojawiła się moda na odwoływanie Donalda Tuska.
Nie pojawiła się ona w PO (przynajmniej nie w jej kierowniczym ośrodku, co oczywiste, skoro kierowniczy ośrodek PO składa się wyłącznie z Tuska). Nie została wypowiedziana głośno przez żadną z niedorżniętych frakcji, przez żadnego ze starszych czy młodszych znaczących polityków Platformy.
Kto odsyła Tuska na emeryturę
Głośno o konieczności odsunięcia Tuska mówią natomiast już chyba wszyscy komentatorzy. Mówi o tym Antoni Dudek, który za bardzo zainwestował w przegraną walkę z Nawrockim, więc w krystalizującej się coraz wyraźniej na horyzoncie prawicowej Polsce boi się o przetrwanie, zatem "równoważy" atak na Nawrockiego atakiem na Tuska. Pisze o tym Jakub Majmurek, który własne lewicowe sympatie łączy z odpowiedzialnością za szerzej pojęty obóz liberalnej Polski.
Piszą o tym i mówią codziennie komentatorzy powiązani ideą i interesami z PiS-em (więc czekający na powrót rozdzielanych przez PiS pieniędzy i stanowisk).
Mówią o tym "symetryści" (czasami ich oczekiwania związane z powrotem prawicy do władzy są podobne do oczekiwań dziennikarzy po prostu pisowskich, bo jak wiemy z maili wymienianych przez polityków poprzednio rządzących, to do "symetrystów" dzwonili politycy PiS w przypadku jakiejś wizerunkowej wpadki, a w zamian za pomoc też mieli sporo do zaoferowania).
Mówią o tym "razemki" (wciąż uważający, że po "libkach" Polską będzie rządzić tutejszy Podemos czy tutejsza Syriza, a nie naprawdę tutejsze OZON i ONR).
O odejściu Tuska rozmyślają na głos także fani liberalnej Polski, którzy rozważają to w najlepszej (w swoim rozumieniu) wierze. Jako możliwy ratunek dla własnego obozu i własnych wartości.
Czy kogoś ocali obóz bez lidera?
Wszystkie te rozliczenia, krytyki, apele o zmianę, pełne nieraz jak najbardziej słusznych argumentów, przekonywałyby, gdyby to była lekcja fizyki w liceum, a nie polityka realna.
W polityce realnej z tymi dobrymi radami dla Platformy jest jeden, ale za to podstawowy problem. Obalać można tylko lidera, dla którego jest zmiennik. Obalać lidera może tylko zmiennik, który chce walczyć o przywództwo. Obalenie lidera, które stworzy pustkę władzy, zawsze oznacza zniszczenie całego obozu.
Czy Trzaskowski kiedykolwiek przejawiał taką ochotę? Czy przejawiał ją Sikorski (dwa razy rozpoczynał walkę o prezydenturę, za każdym razem za wiedzą i zgodą lidera, za każdym razem odbywał tę walkę w kanonie przez lidera zdefiniowanym).
A może Władysław Kosiniak-Kamysz mógłby zdjąć z grzbietu Donalda Tuska ciężkie brzemię przywództwa (spośród innych polityków koalicji Hołownia chwilowo jakby się wypalił, a przywództwo Czarzastego nie sięga nawet kurczących się granic samej lewicy?).
Jednak szef ludowców - choć ładny, miły i wyposażony w resort, na którym z pozoru łatwo się wypromować - nie jest alternatywą dla Tuska. Kosiniaka-Kamysza osłabia przedłużająca się niezdolność ludowców do "odbicia wsi" z rąk tej czy innej prawicy. W tej sytuacji powracające zaproszenia do opuszczenie koalicji ze strony PiS czy Konfederacji są tylko pułapką na PSL i nie wzmacniają pozycji lidera ludowców w koalicji.
To nie jest dobry czas na kierownictwo zbiorowe
A może kolektywne kierownictwo partii, koalicji? Dla mnie jako liberała i modernizatora, przedkładającego prawo, instytucje, procedury nad "osobistą charyzmę", byłoby to rozwiązanie najlepsze, najbardziej rozumne, gdyby nie to, że jesteśmy właśnie w samym oku cyklonu, w apogeum kryzysu liberalizmu, nowoczesności, instytucji i prawa. W dzisiejszych czasach nikt w zbiorowe kierownictwo nie wierzy.
Powiedzcie o grupowym kierownictwie polskiej prawicy. Kaczyński i jego wyznawcy Was głośno wyśmieją. Kaczyński każdemu, z kim jeszcze rozmawia, powtórzy "realistyczną" mantrę o słabości kadr w Polsce i braku społecznego kapitału, które jednoosobowe kierownictwo po prostu na nim wymuszają.
Konfederacja ma paru liderów tylko dlatego, że nie rozstrzygnęła jeszcze walki o przywództwo. Na lewicy możemy obserwować starcie brutalnego i pragmatycznego przywództwa Czarzastego z brutalnym i leninowsko-utopijnym przywództwem Zandberga.
A może kobiety mogłyby tę "męską przypadłość" dzisiejszej polityki naprawić? Rzecz w tym, że najbardziej znaną i udaną kobietą w polityce była w ciągu minionego półwiecza Margaret Thatcher, która wręcz rozpropagowała ideę jednoosobowego przywództwa i jednoosobowej odpowiedzialności wśród polityków i polityczek własnej epoki.
Lider musi umieć gromadzić wokół siebie ludzi, a nie awatary; potencjalnych konkurentów (których wciąż jeszcze umie trzymać na wodzy i wykorzystywać kipiącą w nich energię niezrealizowanych ambicji), a nie trwale wykastrowane cienie polityków.
Czy Kaczyński to potrafi? Czy potrafi to Tusk? Może zaczynali z taką zdolnością, jednak na długiej drodze do wielokadencyjnego jednoosobowego przywództwa się tej zdolności pozbyli.
Zatem jeszcze raz, wysłucham, jeśli mi powiecie, kogo widzicie dzisiaj jako zmiennika dla Tuska. Na stanowisku premiera. Na stanowisku przewodniczącego PO. Na pozycji lidera całej "liberalnej Polski".
Jeśli pokażecie zmiennika, jest wiele powodów, dla którego warto byłoby Wasz scenariusz spróbować. Jednak dopóki go nie ma, nie ma o czym mówić.
Co Tusk zrobi ze swoją "nieobalalnością"?
Czy Donald Tusk wykorzysta swoją "nieobalalność" do odegrania roli kapitana niezatapialnego wycieczkowca "Titanic"? A może jednak do rekonstrukcji rządu, w czasie której pojawią się zaskakująco dobre personalia lub strukturalne pomysły?
Do rekonstrukcji Platformy, w której pojawią się lub powrócą politycy, a nie marionetki? Do takiego ustawienia prac koalicji, że priorytety zostaną wybrane właściwie, a kompromisy skutecznie wymuszone?
Skoro nie zrobił tego w ciągu wygodniejszych dla siebie dwóch lat (kiedy liberalna Polska oczekiwała na swojego prezydenta), czy zdoła to zrobić w ciągu dwóch lat bardziej dla niego niebezpiecznych (kiedy na swój rząd oczekuje antyliberalna prawica)?
Na pewno teraz jest trudniej naprawić to, czego nie naprawiło się przez dwa "wygodniejsze" lata. Jednak alternatywą dla podjęcia takiej próby jest polityczna i publiczna śmierć.
Tusk nie zdołał zamknąć Kaczyńskiego po 2023 roku, co nie znaczy (szczególnie biorąc pod uwagę zaostrzanie się klimatu każdej kolejnej wymiany władzy pomiędzy PiS i PO), że Kaczyński nie zdoła zamknąć Tuska po roku 2027.
Przyzwyczajenie każe Tuskowi kontynuować pracę wyłącznie piarem i awatarami, zamiast budować zespół. Instynkt samozachowawczy każe mu zastanowić się nad jakimś innym rozwiązaniem.
Cezary Michalski