Nie, nie chcę zwalać tu na śnieg, lód i tak dalej... Zatrzymajmy się na wizualnej stronie wojażowania po Polsce (celowo tak piszę, a nie "po naszym pięknym kraju". Dlaczego? O tym za chwilę...). Otóż do widoku różnych , przeważnie paskudnych budynków stojących przy naszych drogach zdążyłem już się przyzwyczaić. Do bałaganu urbanistycznego również. Pamiętam, jak co poniektórzy tłumaczyli to naszym polskim indywidualizmem. Że każdy Polak chce inaczej niż sąsiad, dlatego musi zbudować inny dom, w innym miejscu podwórka, inaczej zwrócony do drogi i w innym kolorze. Ładniejszym. I ozdobić go odpowiednio - kiedyś mozaiką z tłuczonych talerzy, dziś całym talerzem. Anteny satelitarnej. Wtedy jest dobrze. Naiwni w takie rzeczy mogą wierzyć, ale przecież wystarczy pojechać choćby do Francji (też naród indywidualistów, prawda?), by na własne oczy przekonać się, że coś takiego jak porządek urbanistyczny w świecie cywilizowanym istnieje. I to wyróżnia go od bałaganu Trzeciego Świata. Teraz do tego wszystkiego doszły tysiące billboardów i rozmaitych szyldów, ciągnących się wzdłuż dróg. To jest esencja brzydoty. A w dodatku atakuje człowieka na każdym kroku, nie pozwala na chwilę wytchnienia - ba!, dostarcza niespodziewanej adrenaliny. To mi się właśnie zdarzyło. Gdy wyjechałem zza zakrętu, stanął mi przed oczami wielki billboard z Donaldem Tuskiem patrzącym w dal i napisem: "Nie róbmy polityki, budujmy mosty". Tak jest! Donald, ty masz rację! Budujmy mosty! Budujmy drogi! Budujmy dworce! I tak dalej. Ale, sorry Donald, jak ty to chcesz robić??? Przecież jesteś przytomnym człowiekiem. Więc chyba nie wierzysz, że Grabarczyk coś ci zbuduje... A jeżeli nie wierzysz, to dlaczego jeszcze go trzymasz? Przecież za chwilę wsadzi cię na następną minę! A nie wierzę, że nie masz na tę robotę kogoś lepszego... Że samych gorszych masz pod ręką... Uff. Nie da się przejechać paru kilometrów, żeby się nie zdenerwować... I to niepotrzebnie. Pewien poseł tłumaczył mi, że nie ma w tym sensu, że ciskam się w sprawie ministra infrastruktury, bo i tak premier Tusk go nie odwoła. Bo Grabarczyk ma mocną pozycję w PO, i to taką wspierającą Tuska, zwłaszcza przeciw Schetynie, więc premier w stopę strzelać sobie nie będzie. On mi tak klarował, a ja... Nie powiem, żebym poczuł się zaskoczony. O tym, że minister bardzo zaangażowany jest w sprawy swej partii, pisują dziennikarze od miesięcy. Że ma w Sejmie 80 szabel, że pracowicie buduje wpływy, że pomaga kolegom z partii, że jeździł do Łodzi popierać kandydatkę PO w wyborach prezydenckich. I teraz proszę mi powiedzieć: czy tak zajęty człowiek ma głowę, by zajmować się koleją, autostradami, drogami, budownictwem mieszkaniowym, pocztą? A w sumie - działał racjonalnie. Gdyby nie zajmował się partią tylko swoim ministerstwem, to i tak - wcześniej czy później - jakąś wpadkę by zaliczył. A wtedy premier - fruuu, odstrzeliłby go jak kawkę. Tak jak odstrzeliwuje różnych wiceministrów czy prezesów spółek. Pyk i już! Bo kto się martwi słabeuszem. A teraz - już mu niezręcznie. Już nie może. Bo Schetyna, bo gra, i tak dalej. Hasło Grabarczyka - nie budujmy mostów, róbmy politykę - nie jest takie bez sensu. Spójrzmy, jak minister jest broniony. Ma tych obrońców wielu. Jedni odciągają od niego uwagę, drudzy wołają, że on nic nie winien... Oto jeden poseł z Łodzi tłumaczył w telewizji, że zapaść kolei to efekt wieloletnich zaniedbań. Znaczy się, poprzednicy Grabarczyka tak to zapuścili, że on teraz musi wszystko od nowa. Nie chcę być złośliwy w świątecznej atmosferze, ale przecież to są tłumaczenia od rzeczy. To co, poprzednicy zaniedbali układania rozkładu jazdy? Zwalanie na tych, co byli wcześniej, też jest żałosne. Jak pamiętam, władza ludowa wszystko zwalała na sanację (nie była w tej metodzie nowatorska, bo sanacja zwalała na rozbiory)... Potem, gdy nastała III RP, wszystko zwalano na PRL. A Jan Krzysztof Bielecki, dzisiejszy guru post-KLD-owców opowiadał, że nawet Hitler nie zniszczył tak Polski jak władza ludowa. No, faktycznie, gierkówka, magistrala węglowa, zagłębie miedziowe, Port Północny, Lotos, Włocławek... Te wszystkie firmy, które z takim zapałem prywatyzowano... Ruina na ruinie... Tydzień temu pisałem, że warto uważnie śledzić rozgrywkę wokół ministra infrastruktury, bo pokaże ona więcej niż chcieliby nam pokazać politycy. I właśnie pokazuje. Premier przecież wie, że Grabarczyk to dla niego kłopot, że właśnie w kosmos odlatuje sztandarowe hasło PO, że budujemy. Że Polacy chcą dymisji ministra. Że taka obrona człowieka, który ewidentnie zawinił, to i dla rządu, i dla Platformy strzał w stopę. I cóż - wie i sobie strzela. Bo co innego jest dla niego ważniejsze. Donald Tusk jakiś czas temu stwierdził, że nie ma z kim przegrać. Było to buńczuczne, ale nie pozbawione racji. Zdaje się jednak, że to już przeszłość. Bo premier właśnie przegrywa. Z Grabarczykiem. Robert Walenciak