Ta partia przegrała fatalnie wybory, Jarosław Kaczyński bardzo się ku temu przysłużył, wpadając jak dziecko w kampanijne pułapki Tuska. No i teraz przychodzi tam czas powyborczych rozliczeń, i chcą - jak czytam - wyrzucić Ziobro. Bo skrytykował kampanię PiS-u, powiedział, że ta partia zawsze będzie przegrywać, i że trzeba ją otworzyć na inne środowiska i "zdemokratyzować". Cóż, pół Polski to wie od dawna. Ale przecież nie powiedział tego ot tak, tylko w jakimś celu. Czy w takim, żeby obalić Jarosława Kaczyńskiego i zająć jego miejsce? Szczerze wątpię. Ziobro to przy Kaczyńskim wciąż sztubak i myślę, że to wie. Czy po to, by pogrążyć swych przeciwników w PiS, którzy kampanię prowadzili? Pewnie tak. Ale raczej to odprysk wojny wewnątrz PiS - Ziobro zbudował sobie w tej partii frakcję, chciał być numerem 2, rozdawać karty, i nadział się na kontrę. I teraz stawia sprawę na ostrzu noża - jak nas nie wyrzucicie, nas - czyli koterię Ziobry, to znaczy, że jesteście słabi, a my jesteśmy mocni. A jak nas wyrzucicie, to pójdziemy sobie... No właśnie, gdzie? Tu zaczyna się problem. Bo Ziobro opowiada, że jest za większą demokracją w PiS, za otwarciem tej partii na nowe środowiska, no i za współpracą z księdzem Rydzykiem. Wszystko to pasuje do niego jak pięść do nosa, bo nikt go nie kojarzy jako demokratę, a żarliwego katolika tym bardziej. Ziobro i ziobrowcy to raczej frakcja milicyjna, tam najbardziej widoczni są prokuratorzy, były szef ABW i krzykliwa posłanka Kempa, która nadzorowała więzienia. Świństwa IV RP, śmierć Barbary Blidy - to jest ich plakietka, a nie dialogowanie z profesorami. Ja wiem, że dla księdza Rydzyka, człowieka bardzo rozpolitykowanego, to nie jest przeszkoda, ale mimo wszystko... Spodziewam się więc raczej, że ojciec-dyrektor nie poprze w wewnątrzpisowskim boju nikogo, a raczej starał się będzie odgrywać rolę mediatora i arbitra. Co samo w sobie go wzmocni. A co dalej? Przykłady PJN, a także LPR i inicjatywy Marka Jurka dowodzą, że próby budowania innej prawicy obok PiS są skazane na porażkę. Że dopóki Jarosław Kaczyński ma w sobie energię, to nikt mu nie zagrozi. Inna sprawa, że tej energii ma coraz mniej... Dogrywkę mamy też w SLD, dziś najmniejszym ugrupowaniu w Sejmie. Tu z kolei jest odwrotnie - to nie młodzian wykrzykuje różne rzeczy pod adresem weterana, tylko weteran grilluje młodziana. Mamy w SLD sojusz Leszka Millera i Grzegorza Napieralskiego. No i widać, że ten sojusz działa sprawnie, bo Miller został wybrany na szefa klubu parlamentarnego SLD. Czy za parę tygodni zostanie szefem całej partii? On teraz zarzeka się, że nie ma na to ochoty, więc ja to interpretuję tak, że jeszcze nie ma wszystkiego policzonego, więc woli się przyczaić. Na razie ma sytuację komfortową. Ma sojusz z Napieralskim, który zapewnia mu głosy jego ludzi. Napieralski musi go się trzymać, bo to gwarancja, że nie zostanie gdzieś wypchnięty do Szczecina, że utrzyma pozycję w SLD. I że jego ludzie nie zostaną powycinani. Deal jest więc prosty. Obaj pewnie wiedzą, że perspektywa, że SLD kierować będzie duet Miller-Napieralski budzi wśród resztek wyborców tej partii średni entuzjazm, więc mamy puszczane dymy. Że zwołany będzie okrągły stół lewicy, do którego zaproszeni będą wszyscy na lewo od PO, że trzeba się pogodzić z tym, że w SLD będą prawybory i tak dalej... Ogłoszono też, że powstanie think tank lewicy, który pracował będzie nad programem i koncepcjami. Trudno tym wszystkim zapowiedziom odmówić słuszności. Sęk w tym, że ich autorzy odbierają im nimb świeżości i autentyczności. Bo przecież gołym okiem widać, że to klepanina w obronie stołków. Mamy więc zawieruchę w PiS-e, mamy zmiany w SLD, ale to nie znaczy, że u Tuska jest cisza i spokój. O, Szanowni Państwo - jeżeli w PiS-ie i SLD gadają o otwieraniu się, o demokratyzacji itd., to Tusk mówi o dyscyplinie i chce odstrzeliwać wszystkich tych, którzy nie trzaskają mu obcasami. Trzyma na dystans Pawlaka, mówiąc, że jeszcze nie wiadomo, jak będzie z tym rządem. No i zapowiedział, że musi zrobić porządek z Grzegorzem Schetyną, którego nazwał liderem opozycji wewnętrznej. Innymi słowy: Tusk nie chce nic uzgadniać, o niczym dyskutować, chce żeby było na rozkaz i szybko. Co ciekawe, Schetyna postawiony w ten sposób pod ścianą, strzelił obcasami, i zameldował, że to, co każe Tusk, to on zrobi. W ten sposób się broni. Chce przeczekać Donalda. To wszystko dzieje się w dniach, kiedy decyduje się przyszłość Unii Europejskiej, i kiedy w całej Europie trwa dyskusja, co sprowadziło na nasz kontynent kryzys? Czy nadmierne wydatki socjalne? Czy rozbuchane przywileje niektórych grup? Czy też chciwość bankierów? A może nieudolność klasy politycznej? I stosownie do diagnoz pojawiają się kolejne recepty. Świat jest więc rozdyskutowany, pełen pomysłów. Polityka odzyskuje swój sens. A u nas wciąż wałkuje się, kto kogo. Kto kogo ogra i wypuści w kosmos. Oni wciąż zajmują się sobą. Jeżeli ktoś uważa, że w Polsce polityka to wzajemne podgryzanie się i tasowanie tych samych ludzi od 10-20 lat, to ma jak na dłoni, że tak właśnie jest. Robert Walenciak