Gdy takie pytania padają, to w sposób oczywisty człowiek zagląda do 21 postulatów z sierpnia 1980, żeby dowiedzieć się o co stoczniowcom chodziło. Dziś dziwnie to się czyta. To brzmi po prostu socjalistycznie, stoczniowcom marzył się ustrój egalitarny, z jakąś porcją ludowładztwa i demokracji. Taki, w którym byłyby kartki na mięso (sprzedawane poniżej ceny rynkowej), a państwo budowałoby mieszkania. Ha! Wytłumacz komuś urodzonemu po 1989 roku, że kiedyś mieszkań się raczej nie kupowało, tylko się je "dostawało"! Są też wśród 21 postulatów i takie, które na sztandary można wnieść i dziś. Przypomniał to szef "Solidarności" Piotr Duda - że żądania dotyczące służby zdrowia, czy też dostępności żłobków i przedszkoli, a także wolności związkowych, wciąż brzmią aktualnie. Te 21 postulatów to niewygodna dla władców III RP lektura, tamte marzenia o równości i solidarności, to dla nich jak dla diabła święcona woda, więc czynią rozmaite wygibasy, żeby odwrócić kota ogonem. Najnowszy pomysł zaprezentował prezydent Bronisław Komorowski, przedstawiciel platformerskiej post-Solidarności, który wezwał Polaków, żeby sformułowali własne 21 postulatów. Tym razem - jak zaznaczył - skierowanych do własnego, a nie do obcego państwa. Jeżeli ktoś miał wrażenie, że Komorowski nie jest taki jak Platforma, to chyba je stracił. I on, i jego platformiani koledzy, z Donaldem Tuskiem na czele, wciąż klepią to samo - że II wojna światowa skończyła się w roku 1989, a "Solidarność" to był powstańczy zryw, który przyniósł III RP, czyli najlepszą Polskę w jej tysiącletniej historii. Oni to powtarzają, budują rozmaite kapliczki, typu Centrum Solidarności, odznaczają się wzajemnie medalami. Zachowują się wobec Polski Ludowej, tak jak zachowywali się w czasach Bieruta i Gomułki działacze KPP wobec II Rzeczpospolitej. Tamta Polska była dla nich państwem, które zamykało ich do więzień, obcym i wrogim. Ale gdy zdobyli władzę, to swoje krzywdy wynieśli na pomniki. Potworzyli mniej lub bardziej naukowe instytuty, które badały historię ruchu robotniczego i analizowały myśl marksizmu-leninizmu, czyli mieli swój IPN. Krzyczeli o sanacyjnej nędzy. No i mieli swoje komisje od nazywania ulic - Nowotki, Janka Krasickiego, Wery Kostrzewy, Leńskiego, Rutkowskiego, Hibnera i tak dalej... Nie wiem, czy Komorowski zdaje sobie z tego sprawę, ale właśnie paraduje w butach swych dawnych wrogów. Po co mu to? Po co mu ta cała martwa już liturgia? Myślę, że czyni tak z dwóch powodów. Po pierwsze, jest mu przyjemnie. To jest miłe wspomnienie czasów młodości. Po drugie, i dla niego, i dla całej rzeszy platformianych polityków to legitymizacja ich dzisiejszego rządzenia i dominującej pozycji w państwie. To argument, że to im należy się władza, a nie komukolwiek innemu. A gdy ich zapytamy: po co? To odpowiedzą: po to, żeby było tak jak teraz. Chwilo trwaj! Dlatego opowiadają, że to był bój z komuną, że to oni ją obalili, a nie Gorbaczow i Jaruzelski, i skwapliwie przemilczają taki "dorobek" III RP, jak miliony bezrobotnych, zakłady pracy, które polikwidowano, śmieciówki i malejący socjal. No dobrze, a co o "Solidarności" myśli, jak ją taktuje, drugi odłam obozu sierpniowego, czyli Prawo i Sprawiedliwość? PiS to partia solidarnościowych outsiderów. Nie ma w niej Wałęsy, Borusewicza, Frasyniuka, Mazowieckiego, Rulewskiego... Jest za to Jarosław Kaczyński, którego nikt nie chciał internować, i po 13 grudnia, zamiast zatrzymania, wezwał go do SB niejaki kapitan Śpitalnik, na długą rozmowę. Jest Antoni Macierewicz, jest gdzieś obok Andrzej Gwiazda, i grupa działaczy drugiego rzutu. Dlatego PiS, mówiąc o "Solidarności", zawsze powtarzał, że liderzy związkowi "zdradzili", że ważne były szerokie masy, a one dziś są z Jarosławem. Tylko, zdaje się, jest to już mniej aktualne. Oto bowiem dowiadujemy się, że PiS nie weźmie udziału w związkowych dniach protestu, 11-14 września. Przyznam, przyjąłem to ze zdumieniem. Zwłaszcza, że chwilę później ta partia ma maszerować ramię w ramię z księdzem Rydzykiem w intencji Telewizji Trwam i Radia Maryja. Więc z tego wynika - co celnie wypomniał Kaczyńskiemu Leszek Miller - że PiS ma w nosie sprawy związkowców i sprawy ludzi pracy, i od "Solidarności" woli Radio Maryja. Myślę, że tak jest. A po drugie, podejrzewam, że Kaczyńskiemu nie podoba się Piotr Duda, jego niezależność i siła. Że "Solidarność" dla szefa PiS jest fajna, kiedy można potraktować ją jak mięso armatnie, zagonić pod Kancelarię Premiera, wykorzystać do ataków na Tuska. I tylko wtedy. Wychodzi więc na to, że "Solidarność", związek zawodowy, który korzeniami sięga Sierpnia, dziś ani PO ani PiS-owi nie jest potrzebny. Platforma woli od związków zawodowych związki przedsiębiorców, to jej ludzie chcą "Solidarność" i OPZZ wyprowadzić z zakładów pracy. Oto partia kapitału i ludzi bogatych. A PiS z kolei, jak widać, od robotników woli moherów i kiboli. Panie i panowie z "Solidarności", wychodzi na to, że za chwilę będziecie musieli zaczynać wszystko od nowa.