To był klimat, że nic nas nie zatrzyma. My i tak do Unii wejdziemy. Żadne czasowe utrudnienia w dostępie do miejsc pracy. W gruncie rzeczy większość z nas nie wyobrażała sobie, że rozpocznie kariery poza Polską. To miało się zmienić z czasem. "20 lat temu nie było wielkiego entuzjazmu", wybrzmiewa z rozmaitych wspominków z okazji rocznicy. "Zaledwie" 58,85 proc. frekwencji w referendum, które trwało aż dwa dni (7-8 czerwca 2003), czytamy na internetowych forach. Podkreśla się wątpliwości klasy politycznej, sceptycyzm ludu, generalnie ogląda się przeszłość, poprzez okulary dzisiejszych obiekcje itd. Czy słusznie? Nie, chociaż tak Po pierwsze, większość klasy politycznej była za wejściem do Unii Europejskiej. Politycy, którzy byli przeciwni, bywali głośni, ale znajdowali się na totalnym marginesie sceny politycznej, jak Roman Giertych. Od Lecha Kaczyńskiego po Adama Michnika wszyscy popierali akcesję. Do znudzenia powtarzano słowa - postulat papieża Jana Pawła II: "od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej". Wyrwanie się z rosyjskiej strefy wpływów było jednym z motorów napędowych całego procesu. Nie chodziło tylko o wzbogacenie się, o to również, ale jakże ważne było zamknięcie całego cyklu historycznego, który sięgał XVIII wieku. Podobnie jak w przypadku wejścia do NATO w 1999 roku chodziło o odcięcie się od przeszłości naznaczonej moskiewskim butem. Po drugie, rzeczywiście, to nie była atmosfera bezmyślnej euforii. To nie oszołomienie znane czasów, gdy walił się Mur Berliński. Tak się rzeczy miały z wielu powodów. Bodaj najważniejsze było niesłychane rozciągnięcie procesu akcesyjnego w czasie. Rozmowy trwały latami, sukcesy zaś otrąbiano przy różnych okazjach. Jako przełom polityczny określano już uwieńczenie rozmów kopenhaskich dwa lata wcześniej. Znów 13 grudnia Ciekawe, że już datę 13 grudnia 2002 określano jako tę, która przejdzie do historii - odczarowanie przeszłości stanu wojennego, wyznaczenie przyszłości Polski w Europie - czego chcieć więcej. Oczywiście o tej dacie poza politologami nikt nie pamięta. A przecież później przyszło referendum. I znów trąbiono o sukcesie. Mniej skupiano się na frekwencji, bardziej na wyniku (77 proc. za). Krótko mówiąc, triumf i nic nas nie zatrzyma na drodze na Zachód. A to nie było koniec, bo od referendum do oficjalnego wejścia do UE upłynął jeszcze niemal rok! I jeszcze jedno. Sukces, który szedł na konto postkomunistycznej lewicy, raził wielu obywateli. Premier Leszek Miller nie był politykiem "z mojej bajki". Myślę, że to samo mogło wówczas powiedzieć niemało innych osób. Fajnie, że wchodzimy do UE, szkoda, że pod takim przywództwem politycznym. Obecne wybory Tak się składa, że rocznica wypada w roku wyborów do Parlamentu Europejskiego. Partie ustalają listy, politycy biją się o jedynki, co pozostaje w ogóle poza naszym, obywateli, wpływem. Sceny za kulisami są podobno mocno gorszące. Najważniejsze zresztą wydaje się starcie rozpatrywane z perspektywy polskiej polaryzacji (czy wygra PiS czy PO?). Tymczasem wojna w Ukrainie zmieniła sytuację międzynarodową. Część uwagi politycznej przesunęła się do Europy Wschodniej. Klasa polityczna wręcz ściga się w radykalizmie werbalnym, za którym niekoniecznie idą czyny. Emmanuel Macron czy Olaf Scholz mają za sobą mocne przemówienia, które ustawiają kampanię do Parlamentu Europejskiego. A jednocześnie obywateli państw Europy Zachodniej wojna interesuje coraz mniej (wedle sondażu ECFR, to temat ważny przed wyborami dla zaledwie 16 proc. Europejczyków). Rysuje się zatem nowy podział polityczny, albowiem europejskich wyborców, którzy chcieliby zakończyć wojnę jak najszybciej, jest coraz więcej. Z tej perspektywy nasze wspominki 20 lat wydają się co najwyżej pretekstem do rozmowy o współczesności. Przed nami jest czas wzięcia większej odpowiedzialności za Unię Europejską. Przejścia do ofensywy politycznej z konkretnego powodu. To kwestia zapewnienia nam bezpieczeństwa, realnego wpływu na politykę i społeczeństwa państw Europy Zachodniej. To nie jedyny, ale jednak jeden z bezpieczników geopolitycznych. W tym sensie nasze motywacje sprzed 20 lat i obecne wydają się bardzo podobne, gdyż wpływa na niej historia i geografia. Z tej perspektywy nasz entuzjazm dla UE czy jego brak, ma znaczenie zupełnie drugorzędne. Jarosław Kuisz ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!