Mamy dwóch faworytów jesiennych wyborów, oni idą w parze. Tak mniej więcej jak w roku 1993 szły SLD z PSL-em, jak w roku 1997 AWS z Unią Wolności, czy w roku 2005 PO i PiS. W roku 2015 tą parą są PiS i ruch Kukiza. Ale jak patrzę na to, co jedni i drudzy dziś wyczyniają, jak się zachowują, co proponują, to wcale nie jestem pewien, czy ten duet dotrwa do wyborów. A te moje wątpliwości rodzą się z kilku powodów. Po pierwsze, i PiS, i kukizowcy wygadują rzeczy coraz mniej mądre, jakby perspektywa zwycięstwa pomąciła im w głowach. Z Pawłem Kukizem jest tak, że zaczyna sprawdzać się powiedzenie: im dalej w las, tym więcej drzew. On idzie do polityki z pospolitym ruszeniem. Z różnymi outsiderami, ludźmi nadpobudliwymi, ale również z takimi, którzy w polityce są od lat. Tylko że wypadli na aut podczas któregoś z zakrętów historii i teraz chcą znów wejść do gry. Na dodatek są z różnych miejsc, więcej ich dzieli niż łączy. Nie mam więc wątpliwości, gdy Kukiz pokaże swoją "drużynę", zacznie być wesoło. Już teraz jest ciekawie, kiedy pchają mu się na listy panowie Stonoga i Izdebski. To nie będzie nic lepszego niż inne tego typu "armie", czyli ekipa Leppera lub Palikota. Oni obaj też szli do Sejmu z pospolitym ruszeniem i każdy wie, jak to się skończyło... Więc przy okazji nasuwa się pytanie: jak skończy Kukiz? Jak Lepper czy jak Palikot? Po drugie, propozycje Kukiza to jakieś fantazje! Tam niewiele rzeczy trzyma się kupy. Razem z najbardziej ortodoksyjnymi liberałami chce on bronić ludzi pracy. Jeśli chodzi o media, to chce je przykneblować, wiążąc systemem zakazów i kar. No i te JOW-y... Spójrzmy prawdzie w oczy: efektem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych nie będzie żadne zbliżenie polityków do obywatela. JOW-y podzielą Polskę na pół, mniej więcej wzdłuż linii Wisły. PiS zawsze będzie wygrywał na Podkarpaciu. I zawsze będzie przegrywał na Pomorzu i na zachodzie kraju. Więc kampania ograniczać się będzie do kilkudziesięciu okręgów w Polsce centralnej. No, po prostu demokratyczny szał... Nawiasem mówiąc, myślę, że prostszym sposobem na wprowadzenie do polityki nowych ludzi, spoza dotychczasowych partii, byłoby zniesienie pięcioprocentowego progu. Albo też zniesienie go w skali kraju i ograniczenie tylko do okręgu wyborczego. To pozwoliłoby ludziom popularnym lokalnie na wejście do wielkiej polityki. Coś by się działo. Bo pomysł JOW-ów dokładnie zabetonowałby nam Polskę. Na kilkadziesiąt lat. Po trzecie, jak wsłuchamy się w Kukiza, to atakuje on rządzący establishment z prawej strony. Te groźby pod adresem "komuny", koszulki z "żołnierzami wyklętymi" czy NSZ-etem, to są jakieś wczorajsze zapowiedzi. Ja rozumiem, że większość tych, którzy są za Kukizem, wiele od niego nie oczekuje, że chce po prostu, żeby to całe nachapane towarzystwo popędził. Na zasadzie - masz bejsbola i machaj. Ale na samym bejsbolu w polityce daleko się nie zajedzie. Jarosław Kaczyński podczas kampanii prezydenckiej trzymał się w głębokim cieniu, ale już nie wytrzymuje, już się pcha do przodu. Przeczytałem właśnie relację z imprezy, której był najważniejszą postacią - oto w Mińsku Mazowieckim odsłonięto popiersie Lecha Kaczyńskiego. I Jarosław z tej okazji powiedział parę słów. Że kto krytykuje PiS albo Lecha Kaczyńskiego to albo jest sterowany zza granicy (wiadomo zza której...), albo jest powiązany z WSI, bezpieką, PRL-em i tak dalej, albo też jest osobą niemądrą, sterowaną przez innych... Ech... To całe PiS-owskie towarzystwo stworzyło określenie "przemysł pogardy", żeby takim to zwrotem etykietować wszystkie niemiłe Lechowi Kaczyńskiemu komentarze. To ładna etykietka, ona pozwala żyć w błogim przeświadczeniu, że my jesteśmy świetni, a jeżeli nas atakują, to albo agenci albo idioci. No, drodzy PiS-owcy, jeżeli tak uważacie, to sukcesów wam nie wróżę... Poza tym, jeżeli już jesteśmy przy takich industrialnych porównaniach, to przecież Kaczyński też stworzył własny "przemysł" - insynuacji, skłócania, napuszczania jednych na drugich. I teraz to ma wrócić? Pomniki Lecha Kaczyńskiego w każdej gminie i regularne, "demaskatorskie" opowieści o złych ludziach, którzy sprzedali Polskę? Znów to szaleństwo jest u bram? U bram? Myślę, że już bramy przekroczyło. Przecież, jeśli wsłuchamy się w PiS-owców, to oni już czują się ministrami, oni Platformę pochowali, to dla nich trup-nieboszczyk. W zasadzie przed nimi tylko jedna przeszkoda - Paweł Kukiz. Więc teraz wezmą go pod but. Będą go ośmieszać, "demaskować" jego ludzi, litości tu nie będzie. Kaczyński doskonale pamięta rok 2005, zapowiedzi PO-PiS-u i tamte wybory (oraz czas po wyborach). Więc wie, że lepiej przeciwnika dorżnąć w kampanii wyborczej niż później wozić się z nim w Sejmie. W miarę jak Platforma się zsuwa, do naszej polityki wkrada się chaos. Tu wiele jeszcze może się zdarzyć. Ale są też pewniki, rzeczy które się nie zmienią. Takim właśnie pewnikiem jest nadchodząca wojna Kaczyńskiego z Kukizem. Ona może toczyć się w białych rękawiczkach, ale przecież jest nieuchronna. Bo ich jest dwóch, a władza jest jedna. Nie wiem, jak Kukiz, ale Kaczyński znakomicie sobie z tego zdaje sprawę. Robert Walenciak