Mój patriotyzm różni się od patriotyzmu w wersji wszechpolsko-LPRowskiej mniej więcej tym, czym krzesło od krzesła elektrycznego. Te mocne hasła mocnych ludzi, te sugestie, że za atakami na Giertycha stoją pedofile, to obrzucanie jajkami i wyzwiskami wszelkich marszów równości i demonstracji gejowskich to - delikatnie mówiąc - zupełnie nie moja bajka. I wbrew temu co twierdzą młodzi i pewni swych racji chłopcy z mieczykami Chrobrego w klapach, łatwiej mi tłumaczyć moim dzieciom, dlaczego homoseksualiści domagają się praw do legalizowania swych związków, niż to dlaczego wyzywa się ich od pedałów i traktuje petardami. Roman Giertych i jego wszechpolacy wprowadzający do szkół przedmiot - wychowanie patriotyczne - to brzmi niczym czarny sen. Ale nawet gdyby to nie oni lansowali ten pomysł, to i tak byłbym daleki od zachwytu nad tą ideą. Doskonale pamiętam czasy, gdy lekcje religii odbywały się w małych salkach katechetycznych i towarzyszyła im delikatna atmosfera opozycyjno-konspiracyjna. I jakoś nie mam poczucia by wprowadzenie religii do szkół przyniosło rozkwit duchowości młodych ludzi. Obawiam się, że podobnie byłoby z deklaracjami i uczuciami patriotycznymi. Nauczanie dzieci, że naród polski kroczył przez tysiąclecia ścieżkami chwały i martyrologii, że zajmował się wyłącznie walką z ponurymi żywiołami, które dybały na jego ziemię i tożsamość, to jedna z tendencji nadal dominujących w naszej szkolnej edukacji historycznej (w trosce o prawdę i trwałość mej podstawowej komórki, przyznam, że na szczęście są tu chwalebne wyjątki). Taki post-endecki wzorzec przez 45 lat obowiązywał w PRLu i obawiam się, że nie udało się od niego odejść zbyt daleko. O kulturze, socjologii, gospodarce mowy jest niewiele. A jakaś próba obiektywizacji, spojrzenia na dzieje Europy oczyma innymi niż polono-centryczne nie wchodzi już w grę absolutnie. Podbijanie tego bębenka przy pomocy lekcji patriotyzmu, zdaje mi się brnięciem w ślepy zaułek. Oczywiście, że przekazanie (o wpojeniu nie marzę) nastolatkom wzorców patriotyzmu przedwojenno - akowskiego byłoby dziełem zbożnym. Ale szkoła i tak wystarczająco próbuje wypełnić to zadanie na lekcjach historii i języka polskiego. By dmuchanie w patriotyczny ognik przyniosło sukces (choć patrząc na badania dotyczące tej problematyki i tak nie jest z tym źle) do młodych ludzi dotrzeć musi przekaz medialny, środowiskowy, ale przede wszystkim rodzinny - i zwłaszcza na tym ostatnim aspekcie radziłbym skupić się partii - mieniącej się partią polskich rodzin. Konrad Piasecki - Panorama TVP 2