Zaiste, PO nie mogło znaleźć lepszych ust do głoszenia swej powściągliwości, umiarkowania i gotowości dialogu. No, równie dobry byłby jeszcze wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Palikot, ale ten milczy. Nie rozumiem tego milczenia, bo oto właśnie teraz ma Palikot fantastyczną szansę, żeby zdjąć z siebie odium nienawistnika i udowodnić, że mówiąc o alkoholizmie śp. Lecha Kaczyńskiego i biegunkach uniemożliwiających mu jakoby uczestnictwo w międzynarodowych szczytach, kierował się, jak zawsze twierdził i on sam, i kibicujący mu salon, wyłącznie troską o państwo. Skoro tak, powinien swą krucjatę o jawność stanu zdrowia głowy państwa kontynuować. Bo o ile opowieści o kłopotach byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego z alkoholem lub trawieniem, mówiąc językiem prawniczym, nie były oparte na prawdzie, o tyle poważne kłopoty Bronisława Komorowskiego z krążeniem są faktem (zresztą w najmniejszym stopniu nie wstydliwym - co czwarty Polak na to choruje, przeważnie o tym nie wiedząc). Jest to fakt nie nagłaśniany wprawdzie, ale Januszowi Palikotowi, jako wiernemu jego stronnikowi i przyjacielowi kandydata PO na prezydenta, na pewno znany doskonale. Nikt nie chce o tym mówić, ja też wolałbym tematu uniknąć, bo nie wypada, ale właśnie za to przecież chwalono Palikota w "Wyborczej" czy "Polityce", że nie przejmuje się tym, co wypada. Bo przecież, gdyby tak - odpukać - p.o. prezydenta zaniemógł, to kto zostanie głową państwa? Niesiołowski?! Perspektywa, przyznacie Państwo, hm... Nikt nie będzie bardziej wiarygodny i konsekwentny niż Palikot, wysuwając żądanie, aby kandydaci do najwyższego urzędu w państwie opublikowali szczegółowe informacje o swoim zdrowiu. W czym, ufam, konsekwentnie wesprą go te same co poprzednio autorytety. Panie przewodniczący, apeluję! Rafał A. Ziemkiewicz