Trzęsieniem ziemi był wyciek nagrania rozmowy komendanta policji w Opolu gen. Leszka Marca z podwładną. Trudno wyrokować, czy była to rozmowa o sprawach prywatnych czy służbowych, bo para najpierw rozmawiała o seksie, o tym dlaczego ostatnio z prezerwatywą, i dlaczego generał robi "to" także z innymi kobietami, a potem poruszała sprawy kadrowe. Komu należy się awans, a komu nie. To była żenująca scena. Kompromitująca wszystkich. I Marca, i jego podwładną, i policję. A potem było jeszcze gorzej. Bo jakie wyciągnięto konsekwencje? Ano takie, że generał przeszedł na emeryturę, z odprawą 80 tys. zł i uposażeniem w wysokości około 10 tys. zł miesięcznie. Natomiast wobec policjantki wszczęto postępowanie dyscyplinarne, zawieszono ją w czynnościach i obniżono pobory o 50 proc. Nie mam słów na taką jawną niesprawiedliwość! Jak to pojąć? Generał, który zachowuje się jak stary knur, odchodzi honorowo z kasą i uposażeniem. Jemu nic się nie dzieje, a dziewczyna jest poniżona i szykanowana? Jak można stosować dwie miary? Że jemu wolno, a jej nie? To w policji obowiązują jakieś regulaminy, procedury, czy prawo knura? Z czego to wynika? Mam dziwne przeczucie, że z policyjnego esprit de cors - że generał jest nietykalny, a pracujące w policji kobiety można traktować... No właśnie, jak? Pamiętajmy - sprawa Leszka Marca to był związek generała z podwładną. Ona znajdowała się w sytuacji niekomfortowej, była od niego uzależniona. Owszem, można twierdzić, że uległa czarowi władzy, albo też sama uwiodła podstarzałego szefa, ale przecież najbardziej rzucającym się w oczy tłumaczeniem jest to, że będąc podwładną, i to w jednostce zhierarchizowanej, nie miała siły i możliwości się przeciwstawić. A generał wykorzystał swoją przewagę do podporządkowania sobie kobiety. Struktura policji, skonstruowana tak, by działać jak najbardziej skutecznie, w imię ochrony porządku publicznego, została wykorzystana w prywatnym celu. I patrząc na to, w jaki sposób Komenda Główna sprawę Marca załatwia, widać jej akceptację, a przynajmniej brak potępienia dla takich działań. Ot, zdarzyło się chłopu... Więc wyślijmy go na emeryturę, za publiczne pieniądze... Co więcej, i sama rozmowa Marca i reakcja Komendy Głównej dają asumpt do kolejnych podejrzeń - że zarządzanie policją wygląda jak zawiadywanie folwarkiem. Że jest ekonom i gromada parobków, którymi się wysługuje, a jak trafi się jakaś dziewucha, to też.... I teraz, jakby na potwierdzenie tych domysłów, otwiera nam się kolejny etap tej sprawy. Bo prezeska Feminoteki Joanna Piotrowska powiedziała, że sprawa Marca to wierzchołek góry lodowej, że przychodzą do niej listy policjantek, skarżących się, że są w pracy molestowane. Więc co, tych Marców jest więcej? To czym zajmują się policjanci - pilnowaniem porządku czy obmacywaniem koleżanek? W cywilizowanych krajach od lat obowiązują procedury regulujące podobne sytuacje, chroniące kobiety przed nagabywaniem i wykorzystywaniem. One są szczególnie potrzebne w policji, która jest służbą mundurową, silnie zhierarchizowaną, więc taką, gdzie przewaga przełożonego nad podwładnym jest szczególne mocna. Te procedury powinny dotyczyć nie tylko kontaktów męsko-damskich, ale i kontaktów na linii przełożony-podwładny. Tak, żeby nie było tu dowolności, i bałaganu. Tych procedur, zachowania się wobec koleżanek i kolegów w pracy, a także zachowania się wobec obywateli, policjanci powinni przestrzegać. Mieć je nie tylko wykute na blachę, ale i zakorzenione w krwi. A tego nie widać, i to od lat! Policjanci są używani jako radio-taxi, żeby zawieźć ważną szychę do domu (to za PiS-u), albo jako kelnerzy, żeby przynieść big-maka, więc mało mnie dziwi, że sami tak traktowani, niepokojąco często nadużywają władzy w kontaktach z obywatelami. Policja to nie jest służba pierwsza lepsza z brzegu. Ona reprezentuje państwo, jego autorytet. I dlatego mamy obowiązek wymagać, żeby nie była folwarkiem komendantów, tylko prawdziwą służbą - szanującą swoich pracowników, wrażliwą na takie sprawy, jak molestowanie w miejscu pracy czy mobbing. I w każdej sprawie stosującą procedury. A żeby tak się stało, potrzebne są zdecydowane działania, wprowadzający do policji twarde zasady postępowania. Póki co, nie widać, by nowy szef MSW, minister Sienkiewicz czuł potrzebę ich wdrażania. I ich egzekwowania. On, zdaje się, zafascynowany jest trzaskaniem obcasami. Robert Walenciak