Odroczony wyrok
Ponieważ wstępne wyniki sondażowe - pokazujące zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego - mogą ulec zmianie podczas liczenia głosów, wciąż jeszcze trzeba rozważać dwa powyborcze scenariusze. Jednak w żadnym z nich - tak, także w tym, w którym to prezydent Warszawy zostaje prezydentem Polski - obóz władzy nie może mówić o sukcesie. Jeśli już, to o odroczonym wyroku. I wielkim gongu alarmowym.

Przegrana Trzaskowskiego będzie oczywiście oznaczać konieczność rewolucji personalnej i merytorycznej w Platformie Obywatelskiej, aby nie doprowadzić do totalnej klęski tej partii w 2027 roku.
Wygrana Trzaskowskiego będzie jego osobistym sukcesem, osiągniętym raczej nie dzięki, ale pomimo działań jego sztabu. I będzie oznaczać konieczność równie rewolucyjnych zmian po stronie władzy w oparciu o refleksję, jak to się stało, że sprawdzony polityk z doświadczeniem samorządowym, międzynarodowym i ministerialnym ledwo, wręcz psim swędem wygrał z człowiekiem nieznanym o mrocznej biografii.

Po wygranej lub przegranej - co stanie się z Tuskiem (i Kaczyńskim)?
Przegrana Trzaskowskiego zapewne wymusi pytania o los premiera Donalda Tuska, który doprowadził do odebrania władzy PiS-owi w 2023 roku, a później - jako lider tej zmiany - nie był w stanie utrzymać ani emocji społecznej, ani spełnić obietnic, ani dobrze poinformować o tym, co jego rządowi tak naprawdę udało się osiągnąć. Natomiast minimalna wygrana Trzaskowskiego nie zasłoni tych pytań, a być może nawet je wyostrzy. I być może jedną z odpowiedzi będzie konieczność przeniesienia politycznego ośrodka władzy do Pałacu Prezydenckiego i "ograniczenie" roli rządu to prac technicznych.
Polityka samotnego przywództwa w obozie rządzącym jest atrakcyjna dla przywódcy, ale w erze postpolityki przestaje być skuteczna. W Prawie i Sprawiedliwości istnieją liczni "zastępcy" lub następcy Jarosława Kaczyńskiego. Ambicje ma Mateusz Morawiecki, o władzy marzy Przemysław Czarnek, za przywództwem tęskni Zbigniew Ziobro, odejść w niebyt nie chce Andrzej Duda. W Platformie w drugim czy trzecim szeregu ani chętnych, ani zdolnych do walki nie ma, a jeśli są, to milczą albo lepiej lub gorzej wypełniają obowiązki anonimowej masy. A jedynym, który ma jeszcze potencjał polityczny, jest schowany w Senacie były szef PO Grzegorz Schetyna.
Jeśli Trzaskowski - polityk młodszej generacji niż premier - wygra, będzie miał za sobą ponad 10 milionów obywateli. Może być prezydentem aktywnym, który zdominuje rząd. Jeśli przegra, będzie miał dokładnie ten sam potencjał i wszelkie możliwości, by stać się realnym liderem opozycji, który dokona przewrotu kopernikańskiego, jeśli chodzi o styl, sposób i priorytety opozycji.
Po wyborach prezydenckich polityka nie będzie dotyczyć komfortowego rządzenia, ale wyborów parlamentarnych w 2027 roku. Z punktu widzenia obecnej władzy stawką jest bowiem nawet jeśli nie większość konstytucyjna PiS i Konfederacji, to z pewnością taka większość, która pozwoli odrzucać weto prezydenta.
Niezależnie od wyniku prawica idzie po władzę
A Karol Nawrocki i PiS? Jeśli przegra, obóz opozycji czekają perturbacje i dekompozycje, ale przede wszystkim ta partia rozpocznie marsz do władzy po 2027 roku, jeśli rządzący nie wyciągną wniosków. Sławomir Mentzen rozpocznie zaś walkę o dominację na prawicy i ma spore szanse osiągnąć ten cel.
Jeśli zaś Nawrocki wygra, polska prawica - z przewagą Konfederacji albo PiS - znajdzie się na autostradzie do Budapesztu w Warszawie i realnego domknięcia systemu w latach 30. XXI wieku.
Opozycja - nawet jeśli przegra - odroczy swoje szanse powrotu do władzy. Władza - w dowolnym scenariuszu - odroczy wyrok trwałego oddania władzy. Chyba że wyciągnie najdalej idące wnioski.
Przemysław Szubartowicz