Przypomniało mi się ono dziś, gdy słuchałem informacji o setkach ofiar tłumienia niepodległościowych demonstracji w Tybecie. Tybetańczycy giną, świat cichutko szemrze z oburzenia, a Pekin radośnie przygotowuje się do Igrzysk. Czy jedyne co można zrobić, to powiedzieć, że tak właśnie wygląda realpolitik? Organizowanie igrzysk olimpijskich w kraju rządzonym przez para-komunistyczną dyktaturę, od początku wydawało mi się przedsięwzięciem co najmniej dyskusyjnym. Argumenty, że IO otworzą Chiny na świat, i przepchną je na bardziej demokratyczną ścieżkę, pachniały mi nie tylko naiwnością, ale i amnezją. Pamiętacie Państwo Igrzyska w Moskwie? Były doskonałą okazją do propagandowych popisów dowodzących, że Kraj Rad jest krainą powszechnej szczęśliwości, a decyzja, o zorganizowaniu w nim Igrzysk jest na to najlepszym dowodem. Komunizm się od Igrzysk nie rozpadł, Rosjanom się z ich okazji nie zaczęło żyć lepiej, śrubę przykręcano im jeszcze mocniej, a amerykański bojkot imprezy, niczego w tej sytuacji nie zmienił. "Odłóżmy sprawy polityczne na bok" - nawołuje szef PKOL. "Odłóżmy", oznacza - jak rozumiem - "nie przejmujmy się mordowanymi Tybetańczykami, publicznymi egzekucjami, siedzącymi w więzieniach dysydentami, powiedzmy sobie trudno, tak bywa, i cieszmy się zawodami". Jeszcze dalej poszedł komitet belgijski, który wydał stanowczy nakaz, by sportowcy, którzy wystartują w Pekinie, nie wypowiadali się publicznie na tematy dotyczące przestrzegania praw człowieka przez Chińczyków, oraz innych "delikatnych" spraw politycznych. To szczególnie smutno-śmieszne, że to ta sama Belgia, która jest tak czuła na prawa ludzkie, że była drugim krajem, który zalegalizował małżeństwa homoseksualne, a w ślad za tym poszła zgoda na adopcję przez takie pary dzieci. Na podobny pomysł wpadli też Brytyjczycy. Ci z kolei żądają od zawodników, by podpisali zobowiązanie że nie będą czynić "wrażliwych" politycznie uwag lub gestów podczas pobytu w Pekinie. Niech sobie jednak Belgowie i Brytyjczycy robią co chcą, niech narażają się na śmieszność i sromotę, a my nie musimy iść ich drogą. i nie idźmy!. Dlaczego Polacy nie mieliby - jako być może jedyni - zademonstrować, że to co dzieje się w Chinach nam się nie podoba? Dlaczego nie mieliby przy każdej nadarzającej się okazji mówić i demonstrować, że chińskie standardy traktowania praw człowieka nie są standardami światowymi. Marzyłoby mi się, by nasi sportowcy np. podczas ceremonii otwarcia, przemaszerowali w koszulkach z nadrukami sprzeciwu wobec sytuacji w ChRL. Może byłoby to i niepoprawne, może nawet trochę niepoważne, ale może wytrąciłoby to chińskich decydentów z poczucia, że są wszechmocni i panują nad wszystkim.