Zajmuje się problemami polskiej pracy od lat i zjawisko mobbingu znam jak zły szeląg. Prawie zawsze jest tu bardzo podobnie. Prawie każdy mobber, jest przekonany, że jego ofiary same się prosiły. Bo po co mącą? Po co się stawiają? Po co przeciwstawiają? Przecież mogłoby być tak miło - argumentuje mobber. Tak samo robi dziś nasz obóz rządzący wobec prezydenta Andrzej Dudy. Najnowszej ofiary ich zapędów do mobbowania demokracji, które każdego dnia wyłażą z antyPiSowskiej większości. Kiedyś zwanej "obozem demokratycznym". Kim jest prezydent w Polsce? Polski ustrój należy do modeli mieszanych. Rządzi rząd będący emanacją wyborów parlamentarnych. Ale mamy też urząd prezydenta. I nie jest to prezydent jedynie symboliczny - taki potrzebny do przyjmowania zagranicznych gości, otwierania szpitali i pogadanek na inauguracji rok akademickiego. Gdyby nasza konstytucja przewidziała takiego i tylko takiego prezydenta, to by w zupełności wystarczyło, by Sejm i Senat wybrały go na wspólnym posiedzeniu. Taki prezydent nie musiałby być nawet politykiem. Nawet lepiej by nim nie był. Tak to funkcjonuje w wielu krajach zachodnich i tam prezydent faktycznie jest takim "strażnikiem żyrandola". Ale nie u nas. Bo u nas chcieliśmy mieć prezydenta będącego kimś więcej. Nasz prezydent miał być przeciwwagą dla rządu zbyt silnego i zbyt mocno przekonanego o swojej świętej racji. Ten nasz prezydent miał uczyć rządzących negocjowania swych zamiarów. I właśnie dlatego - aby posiadał siłę do realizacji swojego kluczowego zadania - wybieramy go w wyborach powszechnych i bezpośrednich. Właśnie z powodu tak silnej demokratycznej legitymacji prezydent RP jest kimś dużo więcej niż "strażnikiem żyrandola". Dopiero takiemu prezydentowi konstytucja RP daje szereg uprawnień realnego wpływu na proces stanowienia prawa w Polsce. Prezydent ma prawo weta, prezydent może rozwiązać parlament, prezydent jest "najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej", "jest gwarantem ciągłości władzy państwowej", "czuwa nad przestrzeganiem konstytucji" "stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa". I tak dalej. To dlatego też wybieramy prezydenta w drodze demokratycznego procesu politycznego. I prezydentem jest w Polsce polityk, który przeprowadza kampanię, przekonuje do siebie obywateli i w końcu wygrywa. Prezydentem w Polsce nie zostaje się za dawne zasługi, za popularność telewizyjnej gadającej głowy albo za nobla z literatury. Prezydenturę się w Polsce wygrywa w sposób demokratyczny. I tak to właśnie zrobił obecny prezydent Andrzej Duda. I to dwa razy. W 2015 zdobywając 8,6 miliona, a w 2020 10,5 miliona głosów. I to nie było tak, że ktoś głosował na X a dostał Y albo Z, bo w międzyczasie X,Y i Z postanowili zawiązać "demokratyczną koalicję". Andrzej Duda został wybrany przez Polki i Polaków jako Andrzej Duda. I nawet argumentując, że w roku 2015 był politykiem niekoniecznie z pierwszego szeregu, to przecież już za drugim razem nikt nie może powiedzieć, że nie wiedział na jakiego Dudę głosuje. Przecież to absurd. Mówiąc najprościej jak się da - nie ma w polskiej demokracji organu bardziej demokratycznego niż prezydent. Ten urząd to absolutne serce wolnej, suwerennej i demokratycznej Polski. "Polowanie" na prezydenta Tymczasem... Tymczasem tzw. obóz demokratyczny od wielu tygodni zachowuje się tak, jakby te wszystkie fakty... nie były mu znane. Trwa bowiem ciągłe i nieprzerwane polowanie na polskiego prezydenta. Zaczyna się od liberalnych mediów, gdzie mamy festiwal "publicystycznego impeachmentu". Każdy krok prezydenta Dudy jest tam przedstawiany jako "zły", "haniebny", "niesłuszny" albo "nietrafiony" czy "wojowniczy". W tym samym czasie politycy antyPiSu nie ustają w kolejnych prowokacjach i kopaniu prezydenta po kostkach. Albo i gorzej. Było więc ostentacyjne wchodzenia policji wysłanej przez rząd Tuska do Pałacu Prezydenckiego. Było celowe zrywanie w ostatnie chwili umówionych uroczystości nominacji na członków Rady Dialogu Społecznego. Jest nieuznawanie prezydenckich ułaskawień. I jest cała masa mniej lub bardziej ostrych wypowiedzi mających stworzyć wrażenie, że rząd władzy prezydenta w zasadzie nie uznaje i tylko czasem robi łaskę temu dziwnemu człowieczkowi z Pałacu na Krakowskim Przedmieściu. A i to tylko jak im humor dopisuje. Dlaczego to robią? Oczywiście Tusk i jego otoczenie (a także ich medialni stronnicy) powiedzą, że to oni są ofiarami prezydenta Dudy. To z resztą bardzo typowe. W każdym zakładzie pracy mobber, jest przekonany, że jego ofiary same się prosiły. Bo po co mącą? Po co się stawiają? Po co przeciwstawiają? Przecież mogłoby być tak miło - argumentuje mobber. Tak samo robi dziś nasz obóz rządzący. Ich celem jest neutralizacja prezydenta, którego samo istnienie jest wyłomem w ich poczuciu wszechmocy. Wybrany z woli 10,5 miliona rodaków Andrzej Duda jest realnie istniejącym symbolem tego, że władza zwycięzców z 15 października nie jest i nie może być absolutna. I że nawet oni muszą się liczyć z tym, że ktoś im powie "stop", że zablokuje ich poczynania. Oni tego nie chcą. Oni się tego boją. To nie pasuje do ich coraz bardziej absurdalnego przekonania, że "naprawiają demokrację". Konsekwencje? Będą oczywiste. To, co się teraz dzieje cofa nas o całe lata świetlne w budowie cywilizowanego demokratycznego i sprawiedliwego państwa. Ale czy kogoś z przekonanych o swojej absolutnej racji moralnej mobberów demokracji to jeszcze choć trochę obchodzi? I czy obchodziło kiedykolwiek? Rafał Woś