Politycy ruszyli w Polskę, a dla Polski nadciąga straszny czas i żniwa dla radykałów. Prawica zbije kapitał na obronie kruszącego się mitu, a lewica skonsoliduje się wokół antyklerykalnych emocji. Od teraz, przynajmniej do wyborów, polska polityka będzie się staczać w rejony znane z filmu Stanisława Barei "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?". Pada tam słynne zdanie, że jak złodziej, to na pewno też pijak, "bo każdy pijak to złodziej". PiS ustawia swoją kampanię według tej matrycy, dając polaryzacji społecznej i politycznej nowe życie i nieznane oblicze. Jednocześnie dużo ryzykując, bo dziś nikt nie ma pewności, w którą stronę ostatecznie przechyli się szala. Ale o ile Kościół instytucjonalny niekoniecznie włączy się jawnie w tę kampanię, o tyle wiele niedzielnych kazań w całej Polsce z pewnością wpisze się w oczekiwania władzy. I zbliży PiS do trzeciej kadencji. Kto pyta - ten wrogiem ojczyzny W tej nowej barejowskiej perspektywie wyborczej każdy, kto będzie pytać o rolę Karola Wojtyły w tuszowaniu kościelnej pedofilii, będzie okrzyknięty wrogiem Polski i narodu, bo każdy, kto o takie rzeczy pyta, to łajdak bez honoru. Każdy, kto podważy autorytet wielkiego Polaka, będzie antypolskim agresorem dającym wiarę w ubeckie dokumenty, bo każdy, kto wątpi, to opluwacz ojczyzny. Każdy, kto zechce dotknąć świętości, stanie się bezbożnikiem, bo każdy lewak czy liberał to najgorszy sort Polaków. Itd. Itp. Propagandowy samograj, który sam w sobie - pewnie wbrew intencjom obrońców z PiS - także uderzy w postać Jana Pawła II. Kaczyński doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ignorancja jest najmocniejszą ludzką namiętnością. I cynicznie to wykorzystuje. Wie, że dla wielu Polaków rezygnacja z fantazji o przeczystym Ojcu Świętym nie będzie możliwa, nawet jeśli są ku temu realne przesłanki. Wie także, że w Polsce nie da się zburzyć zbiorowego wyobrażenia o papieżu tak szybko, jak wydaje się wielkomiejskiej lewicy, która laicyzację ogląda z perspektywy Warszawy i własnych oczekiwań. W tym sensie rozpętanie dziś bitwy o prawdę o papieżu to prezent dla Kaczyńskiego, który po prostu korzysta z okazji, bo zna swój elektorat. Piękny sen Po raz kolejny także okazało się, że to prezes PiS wyznacza ramy polskiej debacie publicznej i wymusza na innych reakcje na swoje decyzje. Unikający kiedyś światopoglądowych potyczek Donald Tusk, za rządów którego nawet nie zmniejszono liczby godzin religii w szkołach z dwóch do jednej tygodniowo, musiał w reakcji na ruch Kaczyńskiego potwierdzić, że Platforma skręca w lewo, gdzie dziś chce szukać poparcia. Zapowiedział więc, że wyprowadzi religię ze szkół, choć jednocześnie Platforma odcięła się od upolityczniania sprawy papieskiej, szukając zdroworozsądkowej pozycji w rozgrywce szachowej z liderem władzy. Tymczasem staroświeccy marzyciele chcieliby, aby polityczne centrum, które tradycyjnie powinno stabilizować państwo, znalazło sposób na ucieczkę spod topora kulturowej wojny i uwiodło suwerena własną opowieścią. Aby rozliczenie papieża zostawić historykom i umieć zawiesić osąd - jak uczyła Hannah Arendt - choć na kilka chwil. Aby polityka zajmowała się bezpieczeństwem, technologią, klimatem, rozpadem więzi społecznych, demografią, gospodarką. Piękny sen. Polityczne, kampanijne, jak najbardziej realne oblicze ziemi - tej ziemi - jest zupełnie inne. Tu, jak pisał zapomniany poeta, "z rajskiego jabłka Lucyfer bimber pędzi". Przemysław Szubartowicz