Gdy Bronisław Komorowski w 2015 roku w kampanii wyborczej doradził młodemu człowiekowi, by na kłopoty zmienił pracę i wziął kredyt - co w ustach polityka potraktowano jak wyraz właśnie pychy - rozległ się huk oburzenia. Dziś nie tylko liberalno-lewicowy mainstream obchodzi się z PiS-em jak z jajkiem i często woli udawać, że pada deszcz, ale przede wszystkim wrażliwość społeczna zmieniła się nie do poznania. To, co kiedyś mogło być gwoździem do politycznej trumny, dziś w najlepszym wypadku jest powodem do obojętności. To, co dawniej budziło społeczny rwetes, teraz jest odbierane z nadzwyczajną łagodnością i zrozumieniem. To, co bywało znakiem przełomów, jest objawem utrwalania się nowych obyczajów. PiS-owi wolno więcej Socjologowie mogą spierać się, czy to współczesny symptom - mówiąc filozoficznie - przewartościowania wszystkich wartości, czy też uwiedziony elektorat socjalny ma większe pokłady wyrozumiałości od kapryśnych piewców wolności i postępu, ale nie zmienia to faktu, że PiS-owi wolno więcej. Że - wbrew oczekiwaniom zwolenników opozycji - więcej uchodzi mu na sucho. Tak jak autokratom na całym świecie. Publicyści zajmujący się niedawnym zaostrzeniem przepisów aborcyjnych w Stanach Zjednoczonych po decyzji Sądu Najwyższego zauważyli, że zmiany te zostały przyjęte z zadziwiającym spokojem nawet wśród zwolenników prawa do swobodnego przerywania ciąży. Jakby ludzie traktowali je jak nieuchronny proces polityczny, a nie gwałtowne wtargnięcie radykalnej zmiany, wobec której warto zareagować buntem. Cóż, najwyraźniej bunt - że posłużę się metaforą wielkiego poety Stanisława Grochowiaka - się ustatecznił. Nie tylko w Polsce, gdzie mało kogo obchodzi już połamana praworządność, a protesty Strajku Kobiet nic nie dały, były wszak wielkomiejską ekstrawagancją bez znaczącego i trwałego wpływu na notowania władzy, ale też w Europie i za oceanem. Kiedy w 2018 roku pieśniarz Tom Waits i wybitny gitarzysta Marc Ribot pochwalili się swoją wersją sławnej antyfaszystowskiej pieśni "Bella ciao" - będącą krytycznym odniesieniem się artystów do prezydentury Donalda Trumpa - uderzał melancholijny ton tego zwykle granego żywiołowo utworu. Jakby każdy protest polityczny przeciw populistycznej autokracji był współcześnie skazany na klęskę. Jakby z definicji był przegraną sprawą. Jakby mógł być tylko dekadenckim lamentem, a nie rzeczywistym działaniem. Opozycja już dzieli skórę na niedźwiedziu Przekonanie - żywe jeszcze kilka lat temu - że głównym zadaniem opozycji w Polsce jest wspólne odsunięcie PiS-u od władzy i rozliczenie obecnych rządów, też nieco spróchniało. Elektorat opozycji nie reaguje już na wezwania swoich politycznych liderów z masowym entuzjazmem, a kłótnie, kwasy, animozje, fochy, dąsy, wapory i parady pawi po tej stronie sceny politycznej skutecznie zniechęcają tych, którzy już udali się na emigrację wewnętrzną albo zaraz tam wylądują. Zapewne pójdą na wybory, ale jeśli głód jakiejś nowej idei, nowego pomysłu, nowej propozycji, a przede wszystkim nowej opowieści o Polsce przyszłości nie zostanie zaspokojony, to będzie to - jak często bywało - obowiązek bez entuzjazmu. A właśnie entuzjazmu opozycji najbardziej dziś brakuje. PiS - monolit z pozornymi pęknięciami wewnętrznymi - za nic w świecie nie chce oddawać władzy, ale opozycja - przekonana, że drożyzna wygra za nią wybory - już dziś dzieli skórę na niedźwiedziu, kłócąc się o sposób przywracania konstytucyjnego porządku. W letni czas sprawdza się szum starej płyty. Polecam szczególnie balladę Wojciecha Młynarskiego "O tych, co się za pewnie poczuli". Pouczająca.