Symbolem jego wywyższenia jest krótka wymiana zdań na Twitterze, między posłem Janem Filipem Libickim a wicemarszałkiem Sejmu Ryszardem Terleckim, nazywanym Zenonem Kliszko. "Hej członkowie i fani PiS ! Chyba jednak jest w Sejmie nowa większość. Do obronienia rezultatu procedowania "ustawy pocztowej" przez Senat I do wyboru nowego marszałka niższej izby parlamentu" - to Libicki. Na co odpowiedział mu Terlecki: "Elżbieta Witek jest marszałkiem Sejmu, a Jarosław Gowin aktualnie szeregowym posłem. Jeżeli ktoś w tzw. Porozumieniu uważa, że dla czyichś chorych ambicji Prawo i Sprawiedliwość zgodzi się na jakiekolwiek zmiany, to się myli". Tak oto Gowin awansował na "szeregowego posła". Mamy już ich w Polsce dwóch. No dobrze, ale co to wszystko oznacza? I ile w tym gadulstwa, a ile realu? Wkrótce się o tym przekonamy. Na początek - jaki jest rozkład politycznych szabel. Po pierwsze - w Senacie. Tak, tak, w Senacie. Tam opozycja ma przewagę jednego głosu, więc wystarczy, że PiS jednego senatora przeciągnie na swoją stronę. A ma przecież środki rozmaite, i marchewkę i kij. Jeżeli to się nie uda, jeżeli opozycja utrzyma większość w Senacie, rozpocznie się drugi etap rozgrywki - w Sejmie. Wtedy, na dwa, trzy dni przed oficjalnym terminem wyborów prezydenckich Sejm będzie głosował, czy będą one "korespondencyjne" czy w ogóle 10 maja ich nie będzie... I wtedy przekonamy się, jaka jest siła Jarosława Gowina, ile szabel jest przy nim. To zresztą będzie bardziej skomplikowane - bo tu również odbywają się polityczne łowy. Gowin stara się przeciągnąć na swoją stronę różnych ludzi ze Zjednoczonej Prawicy, PiS z kolei łowi wśród posłów Kukiza, Konfederacji i PO. Załóżmy, że z tego pojedynku zwycięsko wyjdzie Gowin, i Sejm nie odrzuci weta Senatu do wyborów pocztowych. Wówczas będzie czas na kolejny krok - na wymianę marszałka Sejmu. Czyli zastąpienie pani Witek Jarosławem Gowinem. Przy czym, nie jest to takie proste - bo głosowanie w tej sprawie może odbyć się najszybciej 7 dni od zgłoszenia wniosku (ale nie później niż 45 dni). Można więc spodziewać się, że w takim przypadku Elżbieta Witek wyznaczy termin tego głosowania jak najpóźniej, no i będziemy mieli do końca czerwca kolejne przeciąganie liny. Dodam do tego jeszcze jeden element - stan wyjątkowy, albo stan klęski żywiołowej, można w Polsce wprowadzić jedynie za zgodą Sejmu. Tracąc więc większość w Sejmie, PiS straci też możliwość wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, kiedy będzie mu to wygodne. Tak czy inaczej - rola Gowina jest tu kluczowa. I on do tego dąży - żeby być kimś pomiędzy PiS a opozycją, arbitrem ich sporów. Na początek. Gdy zostałby marszałkiem Sejmu taką pozycję by miał. Pani Witek jest marszałkiem absolutnie posłusznym Kaczyńskiemu, ona robi wszystko, by go zadowolić, i nie ma znaczenia politycznego. Jarosław Gowin byłby innym marszałkiem, z nim Kaczyński musiałby się dogadywać, z góry wiedząc, że jeśli się nie dogada, to jedne projekty PiS-u trafią do sejmowej zamrażarki, inne będą przegłosowane, przerobione w komisjach, nic z nich nie zostanie. W ten sposób lejce władzy zostaną Kaczyńskiemu z rąk wyjęte. Dlatego Jarosław Gowin nie jest zainteresowany jakąś koalicją opozycji i z jej nadania fotelem premiera. W ostatnich dniach parokrotnie zresztą to powiedział - że w obecnym Sejmie nie ma szans na inną większość, niż z udziałem Zjednoczonej Prawicy. Dobrze to świadczy o jego realizmie i ambicjach. Gra wyżej. W tej grze wybory prezydenckie schodzą na plan dalszy. Łatwo zresztą teraz zrozumieć zamysł, by odbyły się one za dwa lata, i by Andrzej Duda już nie mógł w nich wziąć udziału. Innymi słowy - można wręcz pokusić się o tezę, że Jarosław Kaczyński, walcząc o prezydenturę dla Dudy, zagalopował się tak daleko, że oddał za nią sejmową większość i stanowisko marszałka Sejmu. Goniąc za laufrem stracił hetmana. No dobrze, ale to na razie hipotetyczne scenariusze, zatrzymajmy się więc na chwilę, i zastanówmy się, nad rozwiązaniem bardziej prawdopodobnym. Że Kaczyńskiemu uda się spacyfikować Gowina. Że mało kto za nim pójdzie, i PiS odrzuci weto Senatu do ustawy pocztowej, tej o wyborach prezydenckich. W tym zresztą kierunku pcha Kaczyński swych ludzi. Sasin drukuje karty do głosowania, na zasadzie: ani kroku do tyłu, tak trąbi pisowska propaganda, a jeśli chodzi o Gowina PiS-wcy już teraz wołają, że to zdrajca, już krążą listy z ludźmi z jego rekomendacji, którzy pracują w ministerstwach, w spółkach skarbu państwa, których należy natychmiast wyciąć, itd. Wierzę, że te listy krążą, to jest rodzaj presji i na samego Gowina, i na jego ugrupowanie. Żeby zdusić bunt w zarodku. A po drugie, jest to rodzaj psychicznej presji na posłów, działaczy Zjednoczonej Prawicy - żeby bali się nawet odpowiedzieć Gowinowi "dzień dobry". Żeby go odciąć od jakichkolwiek kontaktów z tymi, którzy zostaną przy Kaczyńskim. Żeby nie zarażał. Dla Kaczyńskiego najważniejszą rzeczą w tej chwili jest utrzymanie jedności w swym obozie. Czyli musi zachować twarz, i mit wodza, który nigdy się nie cofa i zawsze wygrywa. W to muszą wierzyć jego ludzie... Tylko, że coraz mu trudniej tak się przedstawiać. Na pewno prezesa wciąż boli nieposłuszeństwo Mariana Banasia i to, że NIK jest poza jego wpływami. Na pewno wciąż pamięta szarżę Andrzeja Dudy na TVP i żądanie dymisji Jacka Kurskiego. Owszem, udało się Dudę okiwać, ale... Ale to wszystko pokazuje, że władza Jarosława Kaczyńskiego nad całą prawicową formacją ma swoje granice. I że jego "generałowie" toczą między sobą boje. O wpływy, o dobre miejsce w wyścigu o sukcesję itp. Gowin, nawet jeżeli nie zostanie marszałkiem Sejmu, tak czy inaczej, będzie więc symbolem sprzeciwu i jakimś punktem odniesienia. Siłą rzeczy, na niego orientować się będą pisowscy niezadowoleni. Jeżeli więc nie da się złamać, jeżeli przeżyje kontratak Kaczyńskiego, to czas pracować będzie na jego korzyść. PiS ma w Sejmie przewagę tylko pięciu posłów! Więc ta grupa wokół niego wielka być nie musi... I nawet jeżeli teraz mu się nie uda jej zebrać, to uda mu się za parę miesięcy, za rok... Powie ktoś - ale przecież Gowin nie jest pierwszy, który porzuca Kaczyńskiego, mówi mu - dość! Bo przecież takich odważnych było przed nim wielu, i albo wylądowali w szeregach PO, albo słuch po nich zaginął. Więc taki los spotka i jego. Owszem, tak może być. Ale bunt Gowina jest chyba lepiej skalkulowany. Powód buntu jest logiczny, tu nie tylko chodzi o pocztowe wybory i o epidemię, ale i o towarzyszące mu szaleństwo władzy. Myślę, że jego polityczne zaplecze, środowiska konserwatywne, które wierzyły, że PiS zbuduje powagę państwa, dziś są mocno Kaczyńskim rozczarowane. Dlatego popierają działania Gowina. Po drugie, czasy też zdają mu się sprzyjać. Ciężkie czasy. Po trzecie, w jego działaniach można dostrzec dalszy zamysł. Uspokojenie polskiej polityki (ale musiałby wpierw zostać marszałkiem Sejmu), no i próbę budowania porozumienia między częścią opozycji, tą prawicową, i częścią PiS-u. W dalszej perspektywie - nowej większości. Ale nie wybiegajmy za daleko... Na razie mamy bunt. I dwóch dobrych graczy naprzeciwko siebie. I kilku niezłych ten pojedynek obserwujących.