Nudni politycy muszą przegrać
W niemieckiej kampanii wyborczej furorę robią hasła pacyfistyczne. Skrajna prawica i skrajna lewica pragną natychmiastowego rozejmu, a najlepiej zawarcia pokoju z Rosją. Oczywiście, kosztem innych krajów.

Do niedawna w całej Europie nie było nic nudniejszego niż niemieckie życie polityczne. Debatę schładzano zanim jeszcze się rozkręciła. W prasie unikano przymiotników czy przysłówków, które mogłyby kogokolwiek rozżarzyć do czerwoności. Tok myśli prowadzono sucho.
Największym rodzynkiem w debatach były dane statystyczne. Co podnosiło w programach publicystycznych ciśnienie politykom czy widzom, przyprawiało cudzoziemców o ziewanie, mogące kosztować utratę żuchwy.
Przeobrażanie się Niemiec
Nie chodzi o to, aby sobie dworować. Idzie o to, aby zdać sobie sprawę ze skali zmian, które zachodzą w ostatnim kraju o przewidywalnej scenie politycznej. Nuda odchodzi w przeszłość. Niemniej gołym okiem widać, jak z dawnym garniturem polityków konkurują politycy nowego rodzaju.
Ostatnio odbyła się debata dwóch najważniejszych pretendentów do urzędu kanclerskiego: socjaldemokrata Olaf Scholz starł się z chadekiem Friedrichem Merzem. I to właśnie była "potyczka" w starym stylu. Owszem, gorących tematów nie brakowało. Już sam problem nielegalnej imigracji, stosunku do USA Donalda Trumpa czy kryzysu gospodarki w czasach wojny w Ukrainie - wystarczyłyby do rozżarzenia studia w Polsce do czerwoności. Przy standardach debaty niemieckiej telewizji jednak trzeba było na bieżąco dokonywać transfuzji kawy do organizmu. A i tak zdarzało się przysnąć.
Tymczasem wystarczy włączyć debatę dwóch ekstremów. Pani Alice Weidel ze skrajnie prawicowego AfD kontra pani Sahra Wagenknecht ze skrajnie lewicowego ruchu swojego imienia i nazwiska (Bündnis Sahra Wagenknecht). Przy całej statyczności - obu zanurzonych w telewizyjnych fotelach polityczek - toczyła się żywa debata. W wypowiedziach pojawiały się niepokojące, szczególnie dla Polski, przebłyski przyszłości.
Uległość wobec Rosji - pod hasłami pacyfizmu i oszczędności budżetowych - wybrzmiewa mocno. Żąda się pokoju za wszelką cenę bez oglądania się na koszty i terytoria sąsiadów (w domyśle: żąda się po prostu jak najszybszego powrotu do współpracy gospodarczej z Moskwą). Wyobrażalne konsekwencje lekko rzucanych słów w Polsce mogą podnosić ciśnienie. Poparcie obu ugrupowań - AfD oraz BSW - jest wysokie, zapewne niedoszacowane.
Wybory w Niemczech. Zabójcza dla demokracji nuda
I tu dotykamy sedna sprawy: politycy tradycyjnych partii europejskich są przewidywalni, a zatem - w zmienionych technologicznie warunkach - nieznośnie nudni. Nie jest to kwestia braku charyzmy czy braku oferty politycznej. W każdym razie nie zawsze. Rzecz w tym, że od dekad żyjemy w świecie przebodźcowania wirtualnego. Nie podobna wrócić do świata poprzedniego, standardów telewizyjnych czy radiowych z lat 70., 80. czy 90.
Widzom - obywatelom - potrzebne są elementy zaskoczenia, szoku, przykuwania uwagi. Szeroko rozumiana zabawa skolonizowała inne obszary życia. Polityka zlała się z rozrywką, rozrywka - z polityką do tego stopnia, że największym powodzeniem wśród programów informacyjnych cieszą się obecnie te, które prowadzą... komicy. Omawiamy bieżące sprawy, kpimy z polityków, w tle zaś rozlegają się salwy sztucznego śmiechu. To oglądamy chętnie - i nie bez powodu.
Z badań naukowych zresztą wynika, że nasze mózgi się zmieniły pod wpływem życia w świecie cyfrowym. Można nawet dziwić się, iż świat dawnej polityki tak długo się opiera naciskom. Tym bardziej, że jednocześnie zaszła zmiana polityczna.
Media społecznościowe wymordowały dawne mass media - często irytujących, ale potrzebnych strażników demokracji liberalnej. Bez dziennikarstwa, bez dziennikarstwa śledczego, bez silnych instytucji, które mogą się postawić politykom czy wielkiemu biznesowi, polityka musi wyglądać inaczej. I wygląda. W ostatniej kampanii wyborczej w USA można było zupełnie nie przejmować się tym, co powiedzą przedstawiciele dawnej czwartej władzy.
Zdezaktualizowany software
Nie jest zatem przypadkiem jeszcze jedno zjawisko. Oto zdarza się, że jeszcze wygrają wybory przedstawiciele dawnego stylu politycznego. Ba, mogą wygrać wysoko, jak choćby Keir Starmer w Wielkiej Brytanii. Jednak już po kilku dniach czy tygodniach od zwycięstwa euforia opada i rozchodzi się wrażenie nieprawdopodobnej nudy. Uprzykrzenie medialne zaś łatwo przechodzi w diagnozę kryzysu władzy. Poparcie w sondażach spada.
Dawne partie wyłaniały liderów w drodze walk, kompromisów i pod ostrzałem czwartej władzy. Obecny garnitur polityków tymczasem wyłania się w mediach społecznościowych. To buduje raczej logikę dynamicznego ruchu społecznego - wyrazistego przywódcy, który ma dostarczać bodźców rozrywkowo-politycznych, oraz zadowolonych z tego stanu rzeczy followersów. Nic dziwnego, że w kampanii Donald Trump nie przejmował się prezentowaniem tradycyjnego programu wyborczego w postaci książeczki itp. To byłaby dopiero medialna głupota.
O tym wszystkim warto pamiętać, gdy nasza kampania wyborcza się dopiero rozkręca. Politycy, którzy chcieliby bronić dawnej liberalnej demokracji, musieliby uczynić to za pomocą nowych środków wyrazu. Tymczasem owe środki zmieniają treść ich przekazu, co widać na przykładzie Donalda Tuska, od miesięcy oskarżanego o populizm.
Na całym świecie triumfują liderzy przebodźcowujący wyborców. Można odnieść wrażenie, że w Polsce wciąż jeszcze jest wolne miejsce dla nowej postaci, która będzie budzić zdumienie, wygadywać bzdury i rzeczy poważne, szokować na serio i na niby, zatem przyciągać uwagę każdego dnia.
Nie ma żadnego znaczenia, czy sobie tego życzymy, czy nie. To otoczenie medialne kształtuje polityków i nas, obywateli. W czasach rozkręcającej się polityki prezydenta Trumpa można zatem zaryzykować stwierdzenie, że przyszłość ostrego populizmu cyfrowego w Polsce jeszcze nie została napisana. Ostra jazda jeszcze przed nami.
Jarosław Kuisz
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!