To zresztą polski zwyczaj - że wybory ustawiają nową hierarchię, otwierają nowe możliwości. W roku 2000 drugie miejsce Olechowskiego stworzyło kapitał, który został spożytkowany do budowy Platformy Obywatelskiej. W roku 2004 eurowybory wprowadziły do gry LPR i Samoobronę. W roku 2005 mieliśmy czas wzmożenia moralnego - i na tej fali został zbudowany sukces PiS. A w roku 2007 - anty-PiS. Teraz mamy powrót lewicy. A to oznacza, że polska polityka przestaje być grą w duecie PO kontra PiS, zaczyna być grą w trójkącie, z SLD jako nowym partnerem. Ta trójka to dziś I liga. To widzimy i słyszymy. Jako że głosy lewicy zadecydują, kto wygra w II turze, i Komorowski, i Kaczyński już się ścigają w miłych gestach wobec SLD i Napieralskiego. Komorowski w swym pierwszym wystąpieniu pogratulował mu wyniku, i zadeklarował, że jest za silną lewicą. Kaczyński też mu gratulował. Merytorycznej kampanii. A posłuchajcie państwo PiS-owskich komentatorów, jak rozpływają się nad zaletami Grzegorza N. Cóż za zachwycające wazeliniarstwo... Czasy okrzyków typu "mordercy polskich patriotów", "ustrój hołoty dla hołoty", "Rywinland", "układ" - to zamierzchła przeszłość. Dziś każdy, kto nie szanuje SLD, jest dziki i niemodny. Tak to jest na świecie - słabego kopie się w kostkę i idzie dalej. Silnego? A, silnego, to już traktuje się inaczej. Bo wprawdzie te niecałe 14 procent Napieralskiego wygląda tak sobie przy 40 procentach głównych kandydatów, ale... Po pierwsze, jest to języczek u wagi. Po drugie, głosy te zdobył człowiek, któremu na starcie dawano 4 proc. Po trzecie, zdobył je wbrew wielkiej kampanii budującej bipolarny obraz Polski, przestrzegającej przed "zmarnowaniem" głosu. Wiadomo było, że walka rozegra się między Kaczyńskim i Komorowskim, że nikt inny nie ma szans. I tylko najtwardsze elektoraty głosowały na swoich. Więc, śmiało można zakładać, że w wyborach parlamentarnych SLD może ugrać około 20 proc. Dziś! Po czwarte, zdobył je sam. Po piąte, Napieralskiemu rosło z tygodnia na tydzień, widać więc dobrą dla niego tendencję. Po szóste wreszcie, w jego działaniach można dostrzec jakiś zamysł, jakąś twardą linię. Otóż, elektorat SLD niemal od zawsze składał się z dwóch nurtów. Pierwszy - to mieszkańcy wielkich miast, otwarci, liberalni, którym podobał się technokratyzm SLD i Aleksandra Kwaśniewskiego. Drugi nurt - to byli wyborcy z dawnych miast wojewódzkich, z Polski powiatowej, którzy na transformacji nie zyskali nic lub zyskali niewiele, a do SLD zbliżał ich pewien sentyment za dawnymi czasy PRL, za hasłami awansu społecznego, nuta antyklerykalizmu, i wiara, że lewica, bijąc w Balcerowicza, bije też w warszawkę. Gdy z SLD zaczęło dziać się źle, pierwsza grupa odpłynęła do Platformy, druga do PiS. I cóż stało się podczas obecnej kampanii? Ci wyborcy zaczęli wracać. Ale nie tylko to. Otóż w kampanii Napieralskiego akcentowane były dwa elementy: jego młody wiek oraz próba odrzucenia obecnej, po-solidarnościowej Polski, zastąpienia jej europejską opowieścią, zakwestionowanie obecnego establishmentu. I tym trafił do sporej grupy wyborców, do dwudziesto-, trzydziestoparolatków, z dużych i średnich miast, tzw. dawnych miast wojewódzkich. Nie jest to wysublimowana młodzież z "Krytyki Politycznej", ta od godzinnych dyskusji o Chantal Mouffe i tego, jaki rodzaj ubranka jest trendy w bieżącym tygodniu. To raczej młodzież, która woli poskakać przy 2sisters. I która czuje, jak obecny system ich wkręca i przekręca. I że paleta ich możliwości to: a - pośredniak, b - wyjazd do Londynu, c - wydeptanie czegoś po znajomości. Ci wyborcy w ostatnim czasie byli gotowi głosować na PiS, mimo że raził ich autorytaryzm i klerykalne akcenty. Ale przyciągał fakt, że była to partia antyestablishmentowa, anty-warszawska, wołająca, że trzeba rozbijać bariery. Ci młodzi te bariery czują, widzą przecież, jak na starcie zostają z tyłu. Teraz, to czego szukają, mogą znaleźć w SLD - który jest partią anty-PO, ale jak najbardziej europejską, bez pseudopatriotycznych i religijnych uniesień. Bez tego całego obciachu IV RP. Szczegółowe badania socjologów wykażą, czy ta tendencja jest już faktem. W każdym razie kampania wyborcza otworzyła SLD drzwi do tego elektoratu. I jednocześnie - przymknęła drzwi PiS-owi. Czy na trwałe? To jest kluczowe pytanie - gdyby bowiem SLD zaczął odbijać PiS-owi młodzież ze średnich miast, oznaczałoby to , że rzeczywiście tworzy się nowa lewica, no i przede wszystkim, że to Napieralski zatrzymał Kaczyńskiego. Że PiS napotkał barierę nie do przeskoczenia, bo na samej ścianie wschodniej i emerytach daleko się nie ujedzie. Tak oto Kaczyński doczekałby się śmiertelnego wroga. Bogatemu diabeł dzieci kołysze. Te parę tygodni kampanii zbudowało Napieralskiego, dziś wszystkie reflektory skierowane są na niego. Co powie, kogo poprze, jakie sprawy wniesie? Karty w ręku ma mocne, jak nigdy dotąd. Może zagrać nimi wielką partię, a może przetracić. Wiadomo - I liga.