Fachowcy wyjaśniają: faktycznie, można się zwrócić o ustanowienie kuratora dla osoby prawnej do sądu rodzinnego, na takiej samej zasadzie, jak o ustanowienie go dla niepełnoletniego chuligana. Jaki to ma sens i co mogą wiedzieć o sprawach jednej z największych spółek Skarbu Państwa sędziowie wyspecjalizowani w patologiach rodzinnych, alimentach i tego typu sprawach? To już mniejsza. Tak ktoś wymyślił w czasach, kiedy spółek praktycznie w Polsce nie było, i nie pozostaje nic innego niż powiedzieć sobie: bzdura lex, sed lex. Rzecz w tym, co minister skarbu chce, aby ów kurator w TVP zrobił. Na to pytanie minister Grad podczas konferencji prasowej najwyraźniej nie umiał odpowiedzieć. Zasadniczo, zgodnie z ustawą, kurator może do spółki wejść tylko z jednego powodu i tylko w jednym celu. Może wejść, mianowicie, kiedy z jakichś względów nie ma ona organu zarządzającego i z jakichś względów nie może go o własnych siłach powołać, i tylko po to, żeby do powołania tegoż organu doprowadzić. Formalną przyczyną wniosku ministra Grada jest brak w TVP rady nadzorczej. Nie ma jej od pięciu dni. Według Kodeksu prawa handlowego, rady nadzorczej może w spółce nie być do trzech miesięcy, więc jest jeszcze trochę czasu na podnoszenie alarmu. Rady nie ma, bo zakończył jej kadencję przed pięcioma dniami właśnie sam minister - wnioskodawca. Od grudnia roku ubiegłego rada funkcjonowała w niepełnym składzie, albowiem Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, sparaliżowana konfliktem między członkami nominowanymi przez PiS, a tymi, których wsadziły tam jego dawne "przystawki", nie była w stanie uzupełnić wakatu. Minister zainterweniował dopiero w momencie, kiedy ów pat został przełamany i nowo wybrany, dziewiąty członek Rady znajdował się właśnie w drodze na posiedzenie. Nikt nie ma wątpliwości, że jechał tam, aby przechylić szalę na korzyść PiS, to znaczy umożliwić zawieszenie Piotra Farfała i zastąpienie go Sławomirem Siwkiem. W każdym razie, jeśli tydzień temu można było twierdzić, że KRRiTV nie jest w stanie wybrać rady nadzorczej, to akurat właśnie teraz dowiodła ona, że jest w stanie to zrobić - tyle że będzie to rada pisowska. I właśnie dlatego minister na tej samej konferencji prasowej zapowiedział niedwuznacznie obstrukcję, mającą na celu uniemożliwienie ukonstytuowania się nowej rady, jeśli by ją KRRiTV szybko powołała. Bo według większości ekspertów, rada taka nie będzie się mogła ukonstytuować dopóty, dopóki nie deleguje do niej swojego przedstawiciele minister skarbu. A minister skarbu nagle zapałał szacunkiem do środowisk twórczych i zapowiedział, że będzie nominację owego przedstawiciela uzgadniał właśnie z nimi. Twórcom wiele z tego nie przyjdzie, ale takie konsultacje trwać mogą ho, ho, ho... albo jeszcze dłużej. Inna sprawa, że KRRiTV wcale nie zapowiada szybkiego wyznaczenia nowej Rady Nadzorczej TVP. Przeciwnie, ogłosiła ustami przewodniczącego, że w "takiej atmosferze", pod różnymi naciskami, robić tego nie będzie. Co należy rozumieć jako czekanie, aż jednak stanie między głównymi siłami politycznymi jakiś dil. Od dawna postuluje to, zgodnie ze swoim ludowym etosem, PSL, namawiając (po zdeszyfrowaniu jego oficjalnych wypowiedzi, co dla obserwatora sceny politycznej nie jest trudne): zamiast się żreć, podzielny się wszyscy tak, żeby każdy miał swój kawałek - i koalicja, i PiS, i SLD. To nawet rozsądne, ale z innych względów - o których wczoraj pisałem w "Rzeczpospolitej" - nie do przyjęcia dla Kaczyńskiego i Tuska, z których każdy uważa, że musi mieć nad TVP całkowitą kontrolę. Tak czy owak, z punktu widzenia prawa czy nawet tylko zdrowego rozsądku, kurator nie ma w TVP nic do roboty, i nawet przedstawiciele oraz kibice rządu przyznają, że jest to ruch, z którego nic nie wynika. Więc po co? Otóż: jak wszystko, co ten rząd robi - dla picu. Dla zamydlenia oczu, a konkretnie, by stworzyć wrażenie, że PO nie ma na TVP żadnego wpływu, nic nie może, i, przede wszystkim: że absolutnie nie ma nic wspólnego z, jak bezustannie nazywa go "Gazeta Wyborcza", "byłym neonazistą". Przypomnę: na wniosek o ustanowienie kuratora Grad zdecydował się po rozmowie z premierem, ten zaś wezwał go na dywanik po tym, jak Grad błyskawicznym rozwiązaniem Walnego Zgromadzenia Wspólników obezwładnił Radę Nadzorczą TVP i ocalił prezesurę Farfała dosłownie na kilka minut przed nieuchronnym obaleniem go przez PiS. Ruch był skuteczny, ale zdemaskował istnienie pomiędzy "byłym neonazistą" a rządem PO jakiegoś układu. Nie trzeba było być przy tej rozmowie, by się domyślić, co premier powiedział podwładnemu: - Masz układ z tymi wszechpolakami, i to jest ok, ale to nie może tak być, żeby mnie z nimi kojarzono, ja przecież kandyduję na prezydenta! Natychmiast masz wymyślić coś takiego, żeby było, że nic z tym Farfałem nie mamy wspólnego, brzydzimy się nim tak samo jak cały salon, i w ogóle za sytuację w telewizji nie odpowiadamy, nic tam nie możemy. I minister Grad wymyślił kuratora. Proste? Nie wiem tylko, kogo właściwie minister chce w ten sposób oszukać - nas, premiera czy może siebie samego? Rafał A. Ziemkiewicz