"Co tam słychać w ministerstwie?" - pytam jednego z wiceministrów. "Nic szczególnego, czekamy na to, czy powstanie jakaś koalicja". "Kiedy zgłosicie jakąś ciekawą ustawę?" - dopytuję posła rządzącej partii. "A po co zgłaszać, kiedy nie wiadomo, czy ktoś poza nami ją poprze". "Macie jakiś pomysł na to, jak poprawić notowania prezydenta?" - pytam kogoś z otoczenia Lecha Kaczyńskiego - "Jakiś tam mamy, ale poczekamy, co się stanie z koalicją". Aha, żeby nie było, że czepiam się rządzących - podobne pytania zadaję opozycji - i też słyszę "A po co mamy coś robić - lepiej, żeby dziennikarze zajmowali się tym, jak się PiS kompromituje koalicją z Lepperem". Ten cudowny błogostan trwa już ponad miesiąc. Ostatnim tchnieniem konstruktywnego myślenia był - lepszy czy gorszy, ale był - program podatkowy Zyty Gilowskiej. A potem zapadła tyleż błoga, co złowróżbna cisza. Nawet jeśli obraduje rząd - to po zakończeniu obrad nie ma nic ciekawego do zakomunikowania, nawet jak się zbiera Sejm - to zajmuje się wnioskiem o własne samorozwiązanie i czuje się tym zajmowaniem tak zmęczony, że na niewiele więcej ma siłę, a co robi prezydent i jego otoczenie - to z ręką na sercu nie powiem, bo tego nie wie chyba nikt. Sporo mamy za to ruchów pozornych. Tusk wyśle do Kaczyńskiego list, o którym już w momencie wysłania, współpracownicy lidera PO mówią , że nie ma on żadnego - poza propagandowym - znaczenia. Premier tajemniczo się uśmiechnie na pytanie o Leppera w rządzie, choć wiadomo, że już dawno powiedział kolegom: "Trudno - i z tym się pogodzę". Nawet prezydent obudzi się na chwilę z letargu i powie, że Lepper już jest poważny i odpowiedzialny, choć jeszcze pół roku temu pokrzykiwał, iż wmawianie PiS-owi, że kiedykolwiek może zawrzeć koalicję z Samoobroną to brudna, przedwyborcza gra. Ten senny danse macabre naszych polityków trwa sobie w najlepsze. Tych, którzy podejrzewają, że dziennikarze się tym trapią tylko dlatego, że nie zarobią wierszówki uspokajam: pojęcie wierszówki umarło już śmiercią naturalną i chyba wszyscy dziennikarze mają stałe pensje. Ot tak sobie narzekam i to niestety bez wielkiej nadziei, że dzień zawarcia koalicji Kaczyński - Lepper - Pawlak (?) będzie dniem, w którym powód do narzekań raz na zawsze (a przynajmniej na najbliższe trzy i pół roku) zniknie. Konrad Piasecki - Panorama TVP 2