Okazją do krajowej awantury jest u nas wszystko. Nie mogła więc nie być nią także rocznica obchodów rewolucji szyickich ajatollahów w odległym Iranie. Wiadomo, że to reżim nieciekawy, trudno powiedzieć, że zdegenerowany, bo od początku okrutny. Dziś powracający do najgorszych zwyczajów stosowania przemocy w polityce wewnętrznej. Zapewne mordujący opozycjonistów, w tym kobiety domagające się równych praw. Czy polskie władze powinny składać życzenia takiemu reżimowi z okazji jego święta? Czy polski prezydent powinien dzwonić do prezydenta Iranu, a nasi dyplomaci utrzymywać kontakty z teherańską dyplomacją? Odpowiedź mediów związanych z poprzednim układem władzy była oczywista. Nie. A to, co było w podtekście, a czasem nawet werbalizowane, też było przewidywalne. Tylko Polska i Węgry uczestniczyły w obchodach. Pewnie sami by chcieli, żeby nad Wisłą było jak w Teheranie, prześladować opozycję, kobiety, wprowadzić władzę wyznaniową. Zostawmy ten poziom argumentacji przyszłym badaczom politycznych i medialnych paranoi. Ale pytanie o to, czy powinniśmy z takimi krajami jak Iran utrzymywać kontakty, zadać warto. Nie zostawiliśmy swojego A więc kilka faktów, koło których krytycy polskiej dyplomacji przeszli dość lekkim krokiem. Powód oficjalny naszych kontaktów dyplomatycznych w ostatnich latach jest dość oczywisty. Polska od półtora roku zabiegała o wypuszczenie z irańskiego więzienia profesora Macieja Walczaka. Biotechnolog miał w ramach swoich badań pobierać próbki irańskiej gleby. Pomińmy oczywistą wątpliwość, czy te działania była naukową niefrasobliwością i odrealnieniem, czy czymś więcej. Istotne jest to, że Polak znalazł się w irańskim więzieniu z potwornym zarzutem szpiegostwa. Porewolucyjny Iran od swojego początku znany jest z prowadzenia dyplomacji zakładniczej. Służy ona uwalnianiu, w ramach wymiany, własnych szpiegów, terrorystów bądź określonym koncesjom na rzecz Teheranu. Warto dodać, że niemal w tym samym momencie, kiedy profesora Walczaka zwolniono z więzienia, Belga - któremu z kolei zarzucono przemyt waluty - skazano na karę chłosty i 40 lat więzienia. Czyli na powolną śmierć. Nawet krótka kwerenda podobnych historii dziejących się na przestrzeni ostatnich lat pokazuje jasno, że sądownictwo irańskie działa nieco inaczej niż u nas, jakkolwiek byśmy byli krytyczni. Czynniki polityczne są tam bardzo istotne, a w procesach wprost uczestniczą przedstawiciele faktycznie rządzących Strażników Rewolucji. Polska podejmowała kontakty z Teheranem po to, po co w ogóle państwo istnieje - by zadbać o swojego obywatela. Ale czy tylko? Bo jak wytłumaczyć, uwzględniając kwestię dronów i strony, po której lokuje się Iran na globalnej szachownicy, inną sprawę? Reżimowi prezydenta Ra'isi'ego, czyli faktycznemu państwu organizacji Strażników Rewolucji, życzenia z okazji rocznicy złożyły też władze ukraińskie. Łańcuchy grozy Nie dość tego. Po - tak krytykowanej u nas - rozmowie polskiego prezydenta z prezydentem Iranu dziękował za nią... prezydent Zełeński. Co mu się stało? Przecież Ukraina atakowana jest przez irańskie drony kupowane przez Rosję. Jak sobie z tym wszystkim poradzić? Jeśli przyłożyć do tego matryce propagandowych uproszczeń, to po prostu się nie da - a tak toczy się dziś debata w Polsce i z tego poziomu po obu stronach duża część jej uczestników nie jest w stanie wyjść. Niestety. Odpowiedź na tę skomplikowaną układankę zawiera się w dwóch słowach - polityka i globalizacja. Pierwsza, to starania ukraińskie o to, by Teheran przestał wspierać Rosję. To także zapewne próba sprawienia, by drony - kamikadze o koszmarnej, choć celnej nazwie "szachid", zaczęły trafiać do Kijowa, a nie w Kijów. Jest to próba jak na razie nieudana, ale zapewne tego rodzaju negocjacje trwają. Druga sprawa wiąże się z tą pierwszą. Przesył technologii wyrywa się embargom, wiedzy producentów, a tym bardziej podziałom. Swojego czasu niektórzy z polskich komentatorów (nie da się ukryć, że ze mną włącznie) zakipieli oburzeniem, kiedy się okazało, że wspomniane drony Shahed-136 są wypełnione francuską elektroniką. Ach, ci Francuzi, wiarołomcy, jak zawsze grają na wszystkie strony. Nie da się ukryć, że i garda, i szczęka trochę opadły, kiedy okazało się, że jest tam i nasza, rodzima pompa paliwowa. Może nie dokładnie nadwiślańska, bo z Bielska-Białej. Łańcuchy dostaw rządzą się swoimi prawami. Podobnymi prawami rządzi się wspomniana polityka. To charakterystyczne, że nasze kontakty z Iranem przeszkadzają krajowym mediom, ale nie przeszkadzają partnerom z USA czy NATO. Co więcej, są przez nich akceptowane. Wiadomo, że Polska miała rozbudowaną sieć dyplomatyczną, agenturalną i kontakty na Bliskim Wschodzie, zresztą po różnych stronach dzielących tamtejsze państwa. Dziś korzystamy z nich nie tylko my, ale też cały sojusz. Przeciwnicy takich działań są w gruncie rzeczy przeciwnikami dyplomacji, która przecież jest sztuką szukania realizacji własnych interesów w relacjach z innymi państwami szukającymi własnych interesów. Nierzadko wrogimi. Po pierwsze Rosja No i na koniec chyba sprawa kluczowa. Nie prowadzimy z Rosją wojny, ale może oprócz oczywiście Ukrainy i małych państw bałtyckich, ponosimy jej najwyższe z całego świata koszty. Zamroziliśmy handel z Rosją, przyjęliśmy miliony uchodźców, dozbrajamy Ukrainę. Jako pierwsi zaczęliśmy (nie wszyscy) głośno alarmować w sprawie zagrożenia płynącego z Moskwy. To zagrożenie jest zresztą większe niż to płynące z Teheranu czy Pekinu, bo nie potencjalne, a dziejące się w czasie rzeczywistym. Iran okrutnie traktuje kobiety i opozycjonistów. Należy protestować przeciwko temu, ale co zrobić z "sojuszniczą" wobec USA Arabią Saudyjską? Pekin z kolei to niedemokratyczne mocarstwo, które się o mocarstwowość zaczyna upominać. To przede wszystkim problem drugiego mocarstwa. Nie zmienimy Chin ani Teheranu, a na kolejne wojny handlowe i dyplomatyczne nas nie stać. W dodatku ta, którą prowadzimy jest najistotniejsza. Przez irracjonalną agresję Rosji już teraz zginęło lub zostało rannych kilkaset tysięcy ludzi, a liczne miasta ukraińskie zostały zburzone. Rosja jest dla nas jest większym problemem niż dla innych. Naszym celem jest osłabienie jej za wszelką cenę, bo niestety zapewne nie da się jej zniszczyć jako państwa w obecnym kształcie. Nie możemy być głusi na krzyk mordowanych w Iranie opozycjonistów. Ale też mamy tutaj, bliżej, swój własny problem, tak się składa, że będący największym problemem dzisiejszego świata. I na nim powinniśmy się skupić. A histeryczne wychodzenie przed szereg i obszczekiwanie Iranu czy Pekinu w niczym nam nie pomoże. Za to pewien poziom kontaktów może posłużyć także ofiarom tych reżimów, a także próbie odciągania ich od przegrywającej wojnę Moskwy. Wiktor Świetlik