Najgorszy sort opozycji
Przedwczoraj, zupełnym przypadkiem, dowiedziałem się, że mieliśmy w Polsce cud. Powiedział mi o tym pewien analityk rynku paliw. Otóż pomiędzy grudniem 2015 a grudniem 2016 polski rynek paliw powiększył się o 20 proc. zwłaszcza w segmencie paliw dieslowskich. Jest to fakt niesłychany, coś zupełnie niespotykanego. Paliwa to krwiobieg gospodarki i rozrost tego rynku jest skorelowany z ogólnym rozwojem - przy rocznym wzroście PKB rzędu 3 proc. rynek paliw może wzrosnąć o 1 proc. Ale o jedną piątą w ciągu dwunastu miesięcy?!
Cud!
Ale bardzo prosty do wyjaśnienia. Taka była po prostu skala "szarej strefy", tyle od lat lano w baki "wynalazków" różnych alchemików, paliwa przemyconego, kradzionego i z innych powodów "bezakcyzowego". Co piąty litr zużywanego diesla zasilał mafię. Z miliardów zdobytych w ten sposób korzystała zaś mafia między innymi sponsorując borowanie dziur w przepisach i uniemożliwiając ich uszczelnienie. Dopiero obecna władza okazała się na ten sponsoring odporna i kilku prostych korekt w prawie o obrocie paliwami wreszcie dokonała. Można się spierać, czy dlatego, że PiS przyciąga i nominuje ludzi zasadniczo uczciwszych, czy mafia po prostu równie jak intelektualne salony nie wierzyła w możliwość "przejechania zakonnicy na pasach" i nie przyłożyła się należycie do skorumpowania oszołomów zawczasu - ale to sprawa drugorzędna. Fakt jest faktem.
Co więcej, fakt to bynajmniej nie odosobniony. Cudowne rozmnożenie paliw ma swój udział w oszałamiającym wzroście ściągalności VAT, ale nie tłumaczy go w całości. W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" na jej ekonomicznych stronach czytam, że ten rząd w 1,5 roku zrobił dla uszczelnienia systemu podatkowego więcej niż w poprzednich 10 latach - i nie jest to opinia jakiegoś redaktora, tylko analityków PricewaterhouseCoopers. Bo przecież oprócz elementarnego uporządkowania rynku paliw mamy też mniejszy, ale równie zdumiewający wzrost dochodów z podatku CIT. Dynamicznie, prawie o 10 proc. rośnie sprzedaż, a to oznacza nieuchronne rozpędzenie gospodarki, kolejne agencje ratingowe i banki podnoszą prognozę wzrostu PKB... Kto wie, może jeszcze rząd przemoże wreszcie niepojętą niechęć ministra Adamczyka do rozciągnięcia na cały kraj systemu viatoll i ukrócenia masowego przemytu (obecnie korzystającego z jakby specjalnie utworzonych dla tego procederu "korytarzy", w których tiry przenikają ze wschodu niewidzialne) - na razie wydawało się to równie niemożliwe, jak popsucie interesów "alchemikom" i zatrzymanie vat-owskich karuzel, ale skoro tak?
W każdym razie, cuda się dzieją i przechodzą zupełnie niezauważone, przykrywane propagandowymi pierdołami wytwarzanymi na potrzeby judzenia Polaków do wojny domowej. Uczciwie trzeba przyznać, że i PiS zdaje się nie dostrzegać swych największych sukcesów, które wyszły mu chyba odrobinę "przy okazji" walki o odebranie państwa zblatowanym elitom rodem z Magdalenki - bardziej niż ich konsumowaniem zajęty jest stawianiem w każdej gminie pomników Lechowi Kaczyńskiemu. Powiem z właściwym sobie endeckim, chłopskim praktycyzmem: jeśli stopniowe zdrowienie państwa, które przez ćwierć wieku było jedną wielką patologią (o czym napisałem kilka książek nie tylko ja, ale i autorzy znacznie ode mnie bardziej kompetentni) musi być okupione tymi pomnikami, to uważam, że się one nam wszystkim opłacają. Nawet jeśli ceną za sam tylko paliwowy cud, o innych nie wspominając, miało by być "łamanie konstytucji" - to do d... z konstytucją. Zwłaszcza jeśli mówimy o tym bublu Kwaśniewskiego i Mazowieckiego z 1997 roku.
Tyle że żadnego łamania konstytucji nie ma. To propagandowy fantom, taki jak za poprzedniego PiS-u rzekome "zaszczucie Blidy", "duszna atmosfera" czy "naciski", z których nie udało się potem stwierdzić żadnego, mimo powołania dwóch specjalnych komisji sejmowych i licznych śledztw prokuratorskich. Owszem, prawo w Polsce jest notorycznie naginane (po części, dlatego że jest złe, pełne luk oraz sprzeczności i literalnie stosować się nie da), ale dzieje się tak już od czasów, gdy "sfalandyzował" je Wałęsa - i PiS nie posunął się w tym dalej niż którykolwiek z poprzedników. Tyle że mając sejmową większość na chamówę PO z Trybunałem Konstytucyjnym odpowiedział chamówą bardziej ostentacyjną; no i że wpływowe media, które jego poprzedników uporczywie kryły, rządy PiS usiłują obalić.
Zabawne jest zresztą, że żaden z polityków i celebrytów powtarzających kłamstwa o "łamaniu konstytucji" nie jest w stanie wskazać, który konkretnie jej artykuł jest niby łamany. Ale samo w sobie kłamstwo nie jest zabawne, bo służy wytworzeniu matriksu, który paraliżuje polską politykę i ruguje z niej normalność. Postawa "totalnej opozycji", sprowadzająca się do zasady "im gorzej, tym lepiej", na dłuższą metę oznacza świadome niszczenie państwa w nadziei, że da się jakoś wrócić do tego co już było i restytuować mafijną "złotą wolność".
Zresztą opozycję taka postawa też niszczy, choć ona sama, mając liderów o dość ciasnych horyzontach, nie umie tego zrozumieć. Skoro się wspomniało o Trybunale Konstytucyjnym - to dobry przykład. Przecież był moment, gdy Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę, że ostentacyjne złamanie dominacji PO-PSL w "trzeciej izbie parlamentu" ściąga na PiS i na Polskę więcej krytyki niż się spodziewał i skłonny był ustąpić. Tych ustępstw nie chciała właśnie "totalna opozycja". Nie chodziło jej przecież o Trybunał, chodziło o to, by Trybunałem okładać rząd na ulicach i w europarlamencie - proszę sobie przypomnieć, jak został postawiony do pionu Ryszard Petru, gdy próbował okazanej przez PiS ustępliwości wyjść naprzeciw i zobaczyć "światełko w tunelu". Naskoczono na niego, że "w sprawie konstytucji nie może być kompromisów" i spękał, wszedł w narrację "totalnej" opozycyjności i w licytowanie się, kto bardziej nienawidzi Kaczyńskiego. Dopiero teraz, poniewczasie, zdał sobie sprawę, że w ten sposób przegrał swą szansę.
Trybunał Konstytucyjny i w ogóle Konstytucja stały się dla PO tym, czym dla PiS był "zamach" w Smoleńsku. Fundamentalistyczny jazgot o "niszczeniu demokracji", "wyprowadzaniu z Europy", Putinie, Erdoganie, Hitlerze i tak dalej pozwala po pierwsze dyscyplinować swoje szeregi i utrzymywać fanatyków w stanie zwierzęcej nienawiści do konkurencyjnego polskiego plemienia, po drugie - wymusić poddanie mniejszych organizacji opozycyjnych wobec PiS dyktatowi Platformy. Dziś już nikt nie mówi, że Schetyna powinien odejść, że rządy Kopacz były nieudolne, a rządy Tuska to zmarnowane siedem lat, w imię nie narażania się nikomu, ani w spatologizowanym kraju, ani w Unii, bo próba jakiegokolwiek realnego działania mogła zaszkodzić marzeniom Tuska o "przeskoczeniu" na eurosynekurę. Półtora roku temu miałem nieco nadziei, że szok podwójnej klęski zmusi PO do zmiany, do rozliczeń, powrotu do korzeni, przywróci coś z tej Platformy, w której było miejsce dla Rokity, Płażyńskiego czy Gilowskiej, i na którą, przyznaję się ze wstydem, sam kiedyś głosowałem.
Niestety, model "totalnej opozycji" spełnił najczarniejszy scenariusz - zamknięcie się w oblężonej twierdzy, przeniesienie walki z Kaczyńskim w sferę imperatywów moralnych, atrofia programowa i wielkie judzenie przeciwko rządowi, i tu, i za granicą. Im gorzej dla Polski, tym lepiej dla PO - żadnych zahamowań. To, co robi PO w opozycji, i w czym ćwiczy swe "przystawki", to najgorszy sort polityki, jaki można sobie wyobrazić, w pełni zasługujący na porównania z Targowicą - też przecież wzywającą zagranicznych gwarantów "praw kardynalnych" w obronie szlacheckiej demokracji, zagrożonej przyjętą nielegalnie, bo dzięki proceduralnemu wybiegowi, konstytucją 3 maja.
Oczywiście, propagandowe młyny Scrippsów i Springerów wciąż kręcą się z rozmachem, wciąż silna jest "totalna opozycja" w gminach, wciąż może z nich zwieźć do Warszawy tysiące manifestantów postraszonych przez wójta czy burmistrza, że kto nie jedzie, ten... Kto zna stosunki na prowincji, gdzie urząd gminy czy miasta jest największym pracodawcą, dobrze to zrozumie. Odsunięci od wpływów snują rojenia, jak to jeszcze wrócą, jak oni jeszcze będą wyrzucać pisowców z pracy i z okien, stawiać przed sądami i trybunałami... Mokre sny impotenta, jak zwykłem to nazywać. PiS jest, jaki jest, ze swą smoleńską pompatycznością bywa śmieszny, z gaulistowskimi fascynacjami Kaczyńskiego - anachroniczny, a mieszając to z jurgielowsko-szyszkową siermiężnością zwyczajnie obciachowy. Ale myśl, że mogłaby jeszcze wrócić do znaczenia ta wyjąca z nienawiści banda, w jaką przepoczwarzyła się w "totalnej" opozycyjności PO, jest dla każdego, komu dobro Polski leży na sercu, po prostu przerażająca.
Rafał A. Ziemkiewicz