Jeszcze nie dalej jak kilka dni temu słyszałem, że wyborów w Polsce wcale nie będzie. Albo że będą w nieskończoność opóźniane. A to dlatego, że dyktator Kaczyński - niczym tonący brzytwy - chwyci się każdej sposobności. Wykorzysta wojnę na wschodzie albo wagnerowców na Białorusi. Byle tylko uniknąć uczciwego stanięcia w wyborcze szranki. Teraz jednak prezydent Duda ogłosił, że wybory odbędą się w terminie. Czyli 15 października. Co jest oczywiście najlepszym dowodem, że w Polsce panuje straszliwa dyktatura, a państwo prawa oraz konstytucja to tylko mgliste wspomnienia dawnej utraconej świetności. I właśnie dlatego stawką tych wyborów będzie - jak wiadomo - "sama demokracja". Skąd to wiem? Co za pytanie!? To najzupełniej oczywiste. Pierwszy z brzegu przykład na dyktatorską naturę państwa PiS stanowi już choćby to, że kaczyści nie postawili lidera największej partii opozycyjnej i ostatniej nadziei demokratycznego świata Donalda Tuska przed swoim zbrodniczym łże-trybunałem. Który to trybunał nie pozbawił go prawa do startu w wyborach. To, że kaczyści tego Tuskowi nie zrobili jest więc najlepszym i niepodważalnym dowodem, że Polska... jest dyktaturą. I właśnie dlatego stawką tych wyborów będzie - jak wiadomo - "sama demokracja". Gdzie to słyszałem? Ano mówili mi o tym - językiem dosadnym i bynajmniej nie ezopowym - w największej w Polsce prywatnej telewizji opozycyjnej. Telewizji, której kaczyści - jak na antydemokratów przystało - nie odebrali koncesji na nadawanie. Czytałem o tym też w ukazujących się zupełnie otwarcie i jawnie mediach drukowanych oraz internetowych. Wszystkie te media w tej antydemokratycznej Polsce nie zostały zabronione i nie są prześladowane. A takie nieprześladowanie jest - rzecz jasna - typowym sposobem działania reżimów autorytarnych. I właśnie dlatego stawką tych wyborów będzie - jak wiadomo - "sama demokracja". Mało tego. W Polsce - jak w każdym kraju, gdzie od ośmiu lat rządzi reżim autorytarny - wyższa izba parlamentu kontrolowana jest przez opozycję. A w nadchodzących wyborach opozycja zamierza - wedle wszelkiego prawdopodobieństwa - tę swoją przewagę jeszcze powiększyć. Wedle tego samego przepisu na autorytaryzm postępowali przecież wszyscy najstraszliwsi dyktatorzy naszych czasów. Od Saddama Husajna po Muammara Kaddafiego. Innym niezbitym dowodem na autorytarną naturę reżimu PiS są rządy opozycji antypisowskiej w samorządzie największych miast. To oczywiście zupełnie normalne. Dokładnie tak działały wszystkie reżimy totalitarne. I właśnie dlatego stawką tych wyborów będzie - jak wiadomo - "sama demokracja". Ale i to nie jest koniec. W Polsce - jak w każdym kraju autorytarnym - prezes Najwyższej Izby Kontroli robi wspólne konferencje prasowe z szefem jednej z partii opozycyjnych. Także w Polsce - jak na kraj antydemokratyczny przystało - wymiar sprawiedliwości gwiżdże sobie na interes rządzących. I orzeka na przykład, że dyktator Kaczyński ma zapłacić opozycyjnemu politykowi Sikorskiemu gigantyczne odszkodowanie. Z kolei sąd administracyjny podważa narrację rządu w kluczowej kwestii dotyczącej bezpieczeństwa energetycznego i tym samym wysadza w kosmos rację stanu w polityce zagranicznej. Już nawet nie chce mi się wspominać, że to w autorytarnej Polsce antyrządowy publicysta dostaje od sądu zgodę na nazywanie partii rządzącej "zorganizowaną grupą przestępczą". To wszystko jasno i niezbicie dowodzi jednego. Polska roku 2023 to jest kraj tonący w mrokach autorytaryzmu. Inaczej przytoczonych tu faktów po prostu nazwać nie można. I właśnie dlatego stawką tych wyborów będzie - jak wiadomo - "sama demokracja". To chyba oczywiste, prawda? Jak również oczywistym jest to, że pisowska Polska to najdziwniejsza dyktatura w dziejach. Rozpisuje wybory w terminie, pozwala opozycji i jej mediom robić i mówić co im się podoba, dzieli się władzą na różnych szczeblach i patrzy bezradnie jak sądy wydają wyroki nie po myśli rządzących. Co jest najlepszym dowodem, że w Polsce od ośmiu lat zagnieździł się autorytaryzm. Przepraszam, że się wtrącam, ale kto - prócz chyba najbardziej pancernego antypisowskiego betonu i jego medialnych popleczników - może jeszcze kupować opowieść o tym, że stawką tych wyborów będzie "sama demokracja"?