Na Trumpie Mentzen korzysta bardziej od Nawrockiego. Ale chyba nie będzie drugi
Kampania Karola Nawrockiego nie porywa, ale tak naprawdę jego osobiste cechy będą miały znaczenie na finiszu. Sławomir Mentzen to dziś główny profitent ery Donalda Trumpa. A jednak kandydata PiS raczej nie wyminie. Pytanie, czy mu potem pomoże.

Kampania Karola Nawrockiego siadła - to dość powszechna opinia. Wyrażają ją w necie zwolennicy tej kandydatury, takie twierdzenie, choć wypowiadane na ogół półgębkiem, pojawia się też w sprzyjających PiS i Nawrockiemu mediach. Oczywiście chętnie wtórują tej tezie media mainstreamowe, sprzyjające Rafałowi Trzaskowskiemu. Wciąż powracają sugestie wymiany kandydata.
Odpowiedzią na to organizatorów kampanii Nawrockiego ma być niedzielna konwencja programowa w podwarszawskich Szeligach. PiS-u nie stać na tak wystawne imprezy jak w roku 2015, kiedy lansował Andrzeja Dudę. Pieniądze budżetowe zostały zabrane główniej partii opozycji przez ministra finansów. Ale też tamto doświadczenie wciąż budzi nadzieję. W lutym 2015 roku Bronisław Komorowski miał 63 proc. poparcia, a Duda - 15. Kandydat PiS nie przekroczył w żadnym badaniu 30 proc. W żadnym nie pokonywał urzędującego prezydenta w drugiej turze. A jednak niespodziewanie wygrał.
Gdzie się zgubił elektorat?
Czy kampania Nawrockiego istotnie siadła? Kiedy go zgłoszono w listopadzie 2024 roku, został przyjęty sceptycznie także przez wielu zwolenników prawicy. Woleli któregoś z zawodowych polityków, Mateusza Morawieckiego lub Przemysława Czarnka, jego odebrali jako onieśmielonego, a przede wszystkim go nie znali. Pierwsze miesiące prekampanii, a potem kampanii właściwej, prezes IPN musiał poświęcić na utrwalanie swojej rozpoznawalności. Wybrał metodę najprostszą, podróże po kraju, ze wskazaniem, że zamierza odwiedzić wszystkie powiaty.
Sondaże są na ogół podobne. Trzaskowski ma przeważnie mniej więcej 10 proc. przewagi nad Nawrockim. I wygrywa turę drugą. Warto zwrócić uwagę, że było już nieco lepiej. Ostatni CBOS daje Trzaskowskiemu 34 proc., Nawrockiemu - 25, Sławomirowi Mentzenowi z Konfederacji - 17. Ponad miesiąc temu, na początku stycznia układ sił był dla kandydata PiS korzystniejszy - 35:31, przy 12,5 dla Mentzena.
W styczniu Ogólnopolska Grupa Badawcza wykazywała podobne proporcje: 35,5 do 31,7 (Mentzen 15,6). To był zarazem jedyny sondaż, w którym Nawrocki wygrywał minimalnie drugą turę (50,6 do 49,4). Zwłaszcza ten ostatni fakt wywołał lekką panikę w obozie liberalnym. Posypały się dobre rady dla prezydenta Warszawy i pretensje, że przesadnie udaje konserwatystę i obrońcę narodowej suwerenności. Dla porządku, inne sondaże, poza jednym czy dwoma, dawały wyniki podobne do obecnych.
Skąd to pogorszenie wykazane choćby przez CBOS? I skąd wniosek, że nie cały, przecież zwykle zdyscyplinowany, elektorat PiS popiera własnego kandydata? Rafał Ziemkiewicz przypuszcza, że jego część nie dowiedziała się, iż "obywatelski" kandydat jest ich kandydatem. Ale ja raczej w to wątpię. O jego pisowskości przypominają nieustannie jego rywale, na czele z Trzaskowskim, więc także media. Zarazem pilotują jego kampanię prawicowe telewizje: Republika i wPolsce 24.
Bardziej już prawdopodobne, że część tych wyborców ukrywa swoje preferencje z powodu kampanii obozu rządowego. Przedstawia on poprzednią władzę jako zbiorowisko kryminalistów, idą za tym odpowiednie kroki zależnej od rządu prokuratury. Istotnie w badaniach sondażowych mamy sporą, coraz większą liczbę odmów. Ale w takim razie i badania sympatii partyjnych powinny być zafałszowane.
Może faktycznie jakaś część wyborców partii Kaczyńskiego wciąż oswaja się z kandydatem wydobytym nagle z kapelusza? Ale dlaczego jego wyniki pogorszyły się od stycznia? Z powodu znudzenia jego monotonną poetyką walki o głosy? A może z powodu jakiejś akcji samych sondażowni mających zniechęcić do kandydata, kiedy zaczął zagrażać mainstreamowi? Może wystarczy nieco zmienić metodę badania? A może to po prostu zbiór przypadków? Przecież w przypadku badań sympatii partyjnych PiS i KO nieustannie zmieniają się na pierwszym miejscu.
Czy Nawrocki prowadzi słabą kampanię? Mówi spójnie, ale nie porywa jako mówca. Zdecydowanie ustępuje w tej dyscyplinie Andrzejowi Dudzie. Wypowiada przewidywalne prawdy, mieszczące się w poprawności politycznej PiS. Czasem zaskakuje obietnicami zdecydowanie wykraczającymi poza uprawienia prezydenta (recepty na tanią energię), skądinąd robią tak i inni kandydaci.
Warto jednak pamiętać, że jego monotonny głos czy brak poczucia humoru może być problemem tylko dla wtajemniczonych, tych, co oglądają prawicowe telewizje. A oni są z definicji najżyczliwsi. Teza, że pozyskał już prawicę, a teraz czas na innych wyborców, jest prawdziwa tylko w teorii. Ci inni musieliby się o tym pozyskiwaniu dowiedzieć. Media głównego nurtu poświęcają Nawrockiemu co najwyżej migawki.
Z tego punktu widzenia patrząc, osobisty styl kandydata będzie miał większe znaczenie na ostatniej prostej, kiedy pojawią się debaty. Oczywiście receptą byłaby jakaś zapowiedź czy deklaracja tak rewolucyjna, że żadna z telewizji, gazet czy żaden z portali nie mógłby jej pominąć. Na razie coś takiego się nie zdarzyło. Może pojawi się w niedzielę, w Szeligach? Zobaczymy.
Skądinąd trwa na niego polowanie, zgodnie ze standardami tej nowej władzy. Media mnożą aluzyjne rewelacje na temat jego życia prywatnego, albo oskarżenia o "faszyzm", a prokuratura chce go ścigać za korzystanie z apartamentu Muzeum Drugiej Wojny Światowej, którego był dyrektorem. Czy takie akcje bardziej budzą współczucie czy odstraszają wyborców? Dopiero się przekonamy.
Oczywiście nie wiemy też, co czeka nas na końcu wyborczej drogi, gdyby Nawrocki jednak wygrał. Zwycięstwa Dudy nikt się nie spodziewał do ostatniej chwili. Spór o to, którzy sędziowie mają orzekać o ważności prezydenckich wyborów, jest rezerwowym rewolwerem w kieszeni rządzących. W Rumunii "niewłaściwego" kandydata po prostu aresztowano.
Krążące widmo Mentzena
W tle mamy oczywiście fenomen idącego jak burza tego trzeciego, czyli Sławomira Mentzena. Niekoniecznie odbiera on na masową skalę wyborców Nawrockiemu. Szczegółowe badania pokazują, że bardziej kandydatom mainstreamowym, zwłaszcza Szymonowi Hołowni. Mentzen pokazuje zarazem, że można zdobywać nowe przestrzenie, będąc prawie całkowicie nieobecnym w mediach.
Z rozbawieniem słuchałem, jak komentatorzy jednej z prawicowych telewizji zastanawiali się, jak on to robi. Z rozbawieniem, bo oni sami pomijali na ogół jego kampanię. Tym bardziej robiły to media związane z obecną centrolewicową władzą. A jednak jego przekaz docierał. Jak?
Możliwe, że po prostu dzięki ogólnej wiedzy o tym, czego chce Konfederacja. Wyborcy, zwłaszcza młodsi, są zmęczeni polityczną poprawnością w takich kwestiach jak imigracja czy klimat. Donald Tusk próbuje na to odpowiedzieć, ale jak na razie głównie unikami i fałszywymi zapowiedziami. Zarazem PiS nie jawi się jako dostatecznie atrakcyjna alternatywa, bo przecież dopiero co rządził. W roku 2015 Andrzej Duda był nowością po ośmiu latach przerwy.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że Mentzenowi pomaga także nastanie ery Donalda Trumpa. On powinien patronować przede wszystkim nie socjalnemu PiS-owi a Konfederacji. Mój sąsiad felietonowy Rafał Woś głosił niedawno, że w USA partie zamieniły się rolami: republikanie stali się prospołeczni, demokraci to partia korporacji. Ale jeśli były na to pewne widoki, tak się nie stało - w dużej mierze za sprawą Elona Muska. Wielka akcja deregulacji i walki z prawdziwą lub rzekomą biurokracją stała się modna, w zapowiedziach Trumpa i Muska pojawiły się elementy libertariańskie. I tym próbuje grać Tusk, ale ma najbardziej rozbudowaną administrację w historii III RP. Mentzen może o tym mówić wiarygodnie.
Na jego rzecz przemawiają też inne, skądinąd dla mnie nieprzyjemne prądy, choćby zmęczenie wojną za naszymi granicami, ale i zmęczenie wspieraniem Ukraińców. Tu także jakąś rolę gra efekt wypowiedzi Trumpa. Do antyukraińskich uprzedzeń odwołuje się nawet Trzaskowski. Nawrocki gra tym chętnie, chyba nie tylko dla pozyskania wyborców, tak po prostu myśli. Ale ten zwrot tuczy najbardziej Konfederację. Bo jest najbardziej konsekwentna.
Mimo wszystko zgadzam się z tymi, którzy nie wierzą w zamianę Nawrockiego na Mentzena na drugim miejscu. Odruch dyscypliny pisowskiego elektoratu w ostatniej chwili pewnie zadziała. Jest pytanie, co zrobią wyborcy Mentzena w drugiej turze. Dzięki zgubieniu wiecznego warchoła od spiskowych teorii Grzegorza Brauna są oni zapewne jeszcze bardziej pstrokatą ideowo mieszanką niż wyborcy Krzysztofa Bosaka w roku 2020. Ale dlatego są nieprzewidywalni.
Sam Bosak sugeruje poparcie kandydata prawicy. Bo należy za wszelka cenę zatrzymać Trzaskowskiego. I z powodu jego radykalnie progresywnych poglądów, i dlatego, że "układ się domknie". Czy go jednak posłuchają? W roku 2020 połowa jego zwolenników była w drugiej turze za Trzaskowskim...
Piotr Zaremba