Pisałem to w poprzedniej kadencji, powtórzę teraz: mieć złą władzę to problem, ale przy złej władzy mieć głupią opozycję, to jest dopiero w demokracji prawdziwe nieszczęście. Czy PiS okaże się władzą dobrą czy złą, o tym po zaledwie pół roku nie sposób przesądzić. Oczywiście, zdążyło już popełnić wiele głupich błędów, na czele ze złożeniem przez Beatę Szydło mnóstwa obietnic z zasady niemożliwych do zrealizowania w czasie krótszym niż kadencja jako zobowiązań na pierwsze sto dni. Zdążyło też nabrać zgubnej buty, która spowodowała na przykład przepchnięcie wbrew wszystkim głosom rozsądku fatalnej ustawy o ziemi i zupełnie niepotrzebne zantagonizowanie nie tylko tych, z którymi PiS jest na konflikt skazany, ale też obiektywnie mającego z nim wiele wspólnych celów Kukiza. Kartkuję sobie dla przypomnienia swoją książkę z 2007 r. pt. "Czas wrzeszczących staruszków" i widzę, jak powtarza Jarosław Kaczyński te same zagrania, za które wtedy zapłacił utratą władzy. Ale dziś sytuacja jest inna, większość sejmowa stabilna, i o sukcesie bądź klęsce PiS zadecyduje realizacja planów Mateusza Morawieckiego. O tym zaś cokolwiek pewnego będzie można rzec najwcześniej za dwa lata. Natomiast co do tego, że PO z Nowoczesną są opozycją beznadziejną, nie ma już wątpliwości. Jak to mówią w telewizji - co miks, to kiks. Po pierwsze, niezdolność do zrozumienia, dlaczego dotychczasowe elity zostały przez Polaków wzgardzone i odsunięte. Po drugie, wynikająca z niej niezdolność do zorientowania się w sytuacji i prowadzenie całej polityki "w obronie" tego, co było, podczas gdy Polacy nie chcą, "żeby znowu było jak było", tylko żeby było inaczej, i od opozycji oczekują sformułowania programu zmiany, a nie powrotu do czasów ośmiorniczek i objazdowego rządu w pendolino. Po trzecie, groteskowa przesada w każdym słowie, budowanie dla grupy najbardziej zapalonych zwolenników matriksu nijak się mającego do rzeczywistości - matriksu, w którym co prawda najbardziej zagorzali maniacy świetnie się czują, tarzając się Reytanem w obronie rzekomo zagrożonej demokracji, ale im bardziej intensywnie to robią, tym bardziej ludzie spoza bezpośredniego kręgu rażenia tefałenami patrzą na nich jak na świrów. Nowoczesna, której szansą było przedstawić się jako partia nowa, broni rządów PO-PSL przed pisowskim "audytem" bardziej zajadle niż sama Platforma. Instynkt walki z PiSem wziął górę nad rozumem, skutkiem czego jest potwierdzenie przez Petru narracji władzy, która od samego początku przekonywała wszak, że jego partia nie jest żadną nowością, tylko - by użyć groteskowego przejęzyczenia Ewy Kopacz - "krwią z kości" Platformy Obywatelskiej, kolejną maską tego samego układu, który stał za UW, SLD i Tuskiem. KOD, którego szansą było przekonać Polaków, że jest czymś nowym, apartyjnym, spontanicznym, zszedł z tej drogi prawie natychmiast, wchodząc w rolę nowego PRON-u, fasady dla skompromitowanych partii politycznych. Chyba dopiero teraz, poniewczasie, zorientował się Mateusz Kijowski, że dał się sprowadzić do roli gościa, który przyprowadza PO frekwencje na partyjne "iwenty" - na kolejny, czerwcowy, ogłosił, że partie zaproszone nie będą. Ale z tego, co wiadomo z przecieków, miejsca Schetyny, Petru i innych zajmą na mównicy Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski, Lech Wałęsa i Włodzimierz Cimoszewicz. Zaiste, taka - jak to kiedyś nazwał Tuwim - "trupa trupów" na pewno nada antypisowi nową energię i przyciągnie do niego tłumy, szczególnie młodzież. Wszystko to byłoby groteskowe, gdyby PiS nie dał tej ekipie możliwości mobilizowania przeciwko Polsce struktur unijnych. Radosne miny, jakimi przywitała ona unijne "ultimatum", i z jakimi rozprawia o perspektywie nałożenia na Polskę sankcji, mówią same za siebie. My wprawdzie wygrać z PiS nie możemy, napinamy się, nadymamy, wrzeszczymy, a sondaże mu ani trochę nie spadają, a nawet rosną - ale Komisja Europejska zrobi to za nas. Komisja oczywiście ma inne sprawy na głowie niż zagwarantowanie profesorowi Rzeplińskiemu nadrzędności nad parlamentarną większością czy przywrócenie do spółek skarbu państwa nominatów PO-PSL. Mam wrażenie, że ten gwałtowny atak na Polskę - ale nie tylko, mieliśmy też bezprecedensową wypowiedź przewodniczącego Junckera na temat wyborów w Austrii - to efekt dokonanej przez eurokratów kalkulacji, że łatwiej będzie się rządzić Unią, jeśli Wielka Brytania zagłosuje za wyjściem z niej. Pogróżki Junckera i Timmermansa nie mają mocy, bo nie ma dla nich w Radzie Europy większości, a w Austrii i tak wygra, kto ma wygrać, i eurokraci będą się musieli z tym pogodzić. Ale takimi demonstracjami wspierają skutecznie brytyjskich eurosceptyków, co widać zresztą po sondażach. Faktem jest, że taniec wokół Trybunału Konstytucyjnego jest dla Polski coraz bardziej kłopotliwy. Ale nie można go skończyć inaczej niż poprzez poprawkę do Konstytucji (skądinąd - to jest właśnie przecież ta rekomendacja Komisji Weneckiej, na którą antypis stale się powołuje), ta zaś, w obecnym Sejmie, wymaga zgodnego głosowania posłów PiS i PO. Dopóki Platforma jako warunek wstępny kompromisu stawia bezwarunkową kapitulację PiS i ignoruje opinie prawników, nawet tak wybitnych i doświadczonych jak prof. Zaradkiewicz - nie ma w ogóle o czym marzyć. Komentatorzy polityczni, tak jak i sami politycy, mają tendencję do zamykania się w bardzo bliskiej perspektywie. Zauważają, co jest teraz, i co ewentualnie może z tego wyniknąć za tydzień, góra miesiąc - ale dalej już nie. A ja bym sugerował pomyśleć o następnych wyborach, za z górą trzy lata. Jeśli PiS rozczaruje - gdzie pójdzie wtedy władza? Wróci do ludzi pokroju Schetyny i Petru, do ich sponsorów i wspierających ich układów? Niech Pan Bóg broni. Jedyna nadzieja, że przez te trzy lata wyrośnie poważna, zdolna do naprawy państwa siła polityczna na prawo od PiS.