Rzecz miała miejsce w czasach, gdy światowe media żyły histerią "przeludnienia". Przy czym owo przeludnienie, które jakoby zagrażało wtedy naszej planecie, traktowano mniej więcej tak samo, jak problem mnożenia się kotów piwnicy: za grube miliony kupowano sterty środków antykoncepcyjnych, które za darmo wysyłano do trzeciego świata, aby się kolorowi przestali mnożyć. Niewiele to dało, bo kolorowi po pierwsze chcą i lubią się mnożyć, a po drugie, przynajmniej co rozsądniejsi z nich wyczuli, że są traktowani przez białych łaskawców jak właśnie wspomniane wyżej koty, co im się nie spodobało. Potem histeria "przeludnienia" się przegrzała i niepostrzeżenie ustąpiła miejsca nowej ("globalnemu ociepleniu", zresztą będącemu takim samym picem), okazało się nawet, że Ziemia wręcz się wyludnia, a zwłaszcza wyludnia się kilka lat wcześniej rzekomo zagrażająca światu demograficzną eksplozją Afryka - między innymi za sprawą AIDS. Więc tak, jak wcześniej pigułami, tak teraz międzynarodowe organizacje charytatywne zasypują Afrykę kondomami. Co Murzyni z nimi robią, pojęcia nie mam, część pewnie przydaje się żołnierzom nieustannie tam toczonych wojen (nic lepiej nie chroni karabinu przed piachem), część służy dzieciom do zabawy, na pewno nie są stosowane zgodnie z przeznaczeniem, bo to się absolutnie nie mieści w afrykańskiej mentalności. Bez względu na przynależność plemienną, bez względu na to, czy mówimy o północy, czy o południu kontynentu, dla Afrykanina robienie dzieci to najważniejsza i najbardziej błogosławiona rzecz pod słońcem, a robienie czegokolwiek, co by oddzielało seks od prokreacji i zamieniało w bezcelową gimnastykę, to skrajny idiotyzm. Prędzej by sobie przyrodzenie uciął, niż założył na nie tę kretyńską gumkę "białych małp". Zresztą w Afryce najwyższe tamtejsze autorytety negują związek pomiędzy stosunkiem płciowym a AIDS. Stosunek jest w tamtejszej kulturze zbyt wspaniałą rzeczą, aby ktokolwiek uwierzył, że może on doprowadzić do choroby. Nawet taki Simon Mol, który pomiędzy białymi przeżył ładnych parę lat (co prawda, gardząc nami jako bandą idiotów, których łatwo wodzić za nos - może i słusznie) w swych wypowiedziach do końca dawał głęboki wyraz przekonaniu, że jedno nie może mieć z drugim nic wspólnego. AIDS jest wynikiem niedożywienia, biedy, a niekiedy czarów. Oczywiście, kiedy ogłasza to światu czarny minister zdrowia RPA albo prezydent jakiegoś innego czarnego kraju, to światowe media milczą, no bo mówi to prawdziwy Murzyn, a nie byle papież, którym może sobie wycierać gębę każdy salonowy mędrek. Poza wszystkim, skuteczność propagowania prezerwatyw jako profilaktyki AIDS jest ograniczona. Prezerwatywa nie jest w pełni skuteczna jako sposób zapobiegania ciąży (zaledwie na 70-80 proc.), a przecież plemnik jest od wirusa HIV o parę rzędów wielkości większy. Ale mniejsza o szczegóły - tak czy owak, cała krzątanina wokół gumek praktycznego sensu nie ma. Dlaczego zatem trwa, dlaczego się z tego robi sprawę, i, przede wszystkim, dlaczego tyle wściekłych i kretyńskich obelg spadło na Benedykta XVI, który powiedział oczywistą prawdę? To przede wszystkim kwestia sumienia. A ściślej - wyrzutów sumienia. Kraje rozwinięte świadomie skazują Afrykę i resztę Trzeciego Świata na nędzę i głód, zamykając swe rynki na ich eksport i suto dotując swych producentów żywności. Żeby francuski albo amerykański farmer miał zapewnione wysokie dochody i nie urządzał protestów pod rządowymi budynkami, czarni i żółci muszą zdychać. Nie ma innego wyjścia. Więc żeby nieco zmniejszyć własne wyrzuty sumienia, robi się "programy", czyli posyła biedocie nadwyżki z magazynów (co skądinąd jest zbrodnią, bo do reszty zarzyna miejscowe rolnictwo i wytwórczość). No i prezerwatywy. Tony prezerwatyw wraz z bogatą literaturą instruującą, jak z tego dobrodziejstwa korzystać. Niech bambusy widzą, jak się o nich troszczy rozwinięty świat. A tu nagle wyłazi jakiś Benedykt, wstrętny konserwatysta, i otwartym tekstem mówi, co to wszystko jest naprawdę warte. Cóż się dziwić, że czcicieli gumowego bożka ogarnęła furia? Rafał Ziemkiewicz