Proszę mi nie mówić, że sondaże nie dają przewodniczącemu "Samoobrony" najmniejszych szans na "zleperowanie" Polski. Jego sukcesem, niepodważalnym i historycznym, jest to, że zdołał "zleperować" polską scenę polityczną. Wszyscy liczący się w tych wyborach gracze mówili "lepperem". I Kaczyńscy, i nominalnie liberalna Platforma, i Giertych, nawet ponaciągana liftingiem postkomuna, przerażona w pewnym momencie perspektywą odebrania jej przez "Samoobronę" żelaznego, czy raczej "betonowego", elektoratu. Wyborczą debatę (debatę, he, he) zdominowało bez reszty użalanie się nad ofiarami transformacji. Nad biedą tych, którzy na swe dwie lewe ręce dostają tak nikczemnie małe zasiłki, podczas gdy jacyś biznesmeni zarabiają sumy zupełnie przez państwo niekontrolowane. Nad losem miliona z hakiem obszczymurków, którym z wyłudzonych rent nie starcza na zagrychę. Nad wszystkimi w ogóle ofiarami kapitalizmu, który, wbrew postulatom robotniczego zrywu "Solidarności", nie doprowadził do postania bogatego państwa socjalnego, gdzie by się pracowało jak w PRL, a kasę dostawało jak w Reichu. W kraju, gdzie pracuje mniej niż połowa obywateli, i gdzie przy kilku milionowym bezrobociu łatwiej o używaną trumnę, niż o nie pijącego i nie kradnącego pracownika, gdzie całe budownictwo czy ogrodnictwo stoi wyłącznie na Białorusinach i Ukraińcach, bo polskim bezrobotnym się nie chce - taki ton kampanii wyborczej zdaje się dowodzić, że z demokracją jest u nas tak, jak w przysłowiu cytowanym czasem przez mojego śp. Tatę: "G... chłopu nie zegarek, bo go będzie kłonicą nakręcał". Na szczęście to tylko do wyborów. Potem, kiedy już ten tłum obrońców ofiar transformacji osiądzie na sejmowych fotelach, wrażliwość socjalna przejdzie im jak ręką odjął. Tylko Lepperowi nie, bo on zostanie w opozycji. Prześmieszna sprawa, ale w sumie zrozumiała. Lepper już swoje zrobił, nauczył salony posługiwania się językiem pojęciowym pegieeru, i teraz ani pegieerowi, ani salonom potrzebny nie jest. Rafał A. Ziemkiewicz