Oto za przeprowadzeniem lustracji rzetelnie, do końca i raz na zawsze, opowiadają się głównie ludzie trzydziestoparoletni i młodsi. Za jej stępieniem, pozostawieniem obszarów niezlustrowanych, głównie starsi - ostatnio do tej grupy dołączyli także bracia Kaczyńscy. Jest to podział bardzo miły mediom antylustracyjnym i przez nie głównie lansowany. Wiadomo - z jednej strony ludzie doświadczeni, znający życie, i przeważnie bohaterowie podziemia, a więc ci, którzy mają największe moralne prawo się wypowiadać. Z drugiej narwane małolactwo, jacyś hunwejbini, którzy brak rozumu i życiowego doświadczenia nadrabiają rewolucyjną gorliwością. Ciekawe przy tym, że jest to jeden z nielicznych wypadków, kiedy młodość okazuje się dla postępowych mediów wadą. Kiedy młodzież, dajmy na to, protestuje przeciwko imperializmowi Busha, wymierzonemu w niewinną, kochającą pokój Al Kaidę, albo kiedy maszeruje przeciwko "globalnemu kapitalizmowi", to nikt w postępowych mediach nie ośmieli się szczawiom zasugerować, że nic nie wiedzą, nic nie rozumieją i biorą za dobrą monetę prymitywną demagogię. W takich razach jest zachwyt młodością, szczerością intencji i idealizmem dzieciarni z pacyfami. Podobnie jest, kiedy utaplana w błocku młodzież oklaskuje Owsiaka, szczującego ją na coraz to kolejnych swoich rzeczywistych czy urojonych wrogów (no, chyba ze Owsiak do litanii bluzgów włączy dziennikarza "Gazety Wyborczej" - wtedy potrafi ona zauważyć z przekąsem, że idol "buduje swą popularność tymi samymi metodami, co ksiądz Rydzyk"). Jedynie w wypadku, kiedy ludzie przed czterdziestką chcą rozliczenia komunizmu, osuszenia bagna, na którym zbudowano III RP, wtedy okazuje się, że powinni siedzieć cicho i słuchać starszych. Jednym słowem, znika idealistyczna, szlachetna młodość, a pojawiają się "młodzi gnoje" - by użyć określenia Adama Michnika ze sławnej rozmowy z Urbanem, podsłuchanej ongiś przez "Wprost". Sam w sobie jest ten fakt dużą klęską obu wspomnianych panów, którzy najwyraźniej liczyli, że jeśli się na prędko zaklepie sprawy i zabroni o nich mówić, to młode pokolenie do reszty oleje stare ramoty i "wybierze przyszłość". A tymczasem zadziałał mechanizm zupełnie inny, to właśnie młodzi, jak wynika z sondaży, są znacznie ciekawsi jak to naprawdę w peerelu było, niż ci, którzy w nim żyli. Zupełnie jak w 1968 roku w Niemczech, kiedy to młodzi zaczęli się domagać od swoich milczących dotąd na ten temat rodziców i dziadków, aby powiedzieli, co naprawdę robili w III Rzeszy. Gazetowe potępienie dla "przemądrzałych trzydziestoletnich historyków z IPN" (określenie Seweryna Blumsztajna) to oczywiście tylko retoryczny chwyt, w istocie podział w sporze o lustrację nie idzie podług metryk. Ale sięgnięcie po taki właśnie chwyt pokazuje, o co naprawdę chodzi antylustratorom. O tworzenie swoistej wspólnoty amnezji, o wmówienie wszystkim, którzy żyli w peerelu, że i oni są lustracją zagrożeni.