Ja już nie wyznaję się w tym wszystkich zmianach, które następują każdego dnia, co wolno, a czego nie wolno. Nie mówiąc o ich logice. I podziwiam Polaków, że są w stanie te wszystkie komunikaty opanować, że się do nich stosują. Halo! Mamy naród zdyscyplinowany, przestrzegający każde głupstwo, które urzędnik wyprodukuje. Pruski dryl! O tym, że w naszym społeczeństwie dyscyplina i porządek są szanowane i cenione, świadczyć mogła jeszcze jedna rzecz. Otóż proszę zwrócić uwagę na karierę Łukasza Szumowskiego, ministra zdrowia. W ostatnich tygodniach. Oto on, z mało komu znanego ministra stał się postacią numer 1 rządu, politykiem z największym poziomem zaufania. Ba! Pojawiły się nawet głosy, że powinien być kandydatem PiS-u w wyborach prezydenckich. On, a nie Andrzej Duda. Bo Szumowski Polakom się spodobał. Na konferencjach prezentował zmęczoną twarz i tłumaczył cierpliwie, jaki jest mechanizm epidemii, że raczej będzie gorzej niż lepiej, ale tak musi być itd. Ot, solidny lekarz, w rozmowie z rodziną pacjenta po operacji. Który nie owija w bawełnę. Na tle Morawieckiego i Dudy, którzy non stop chwalą się, i opowiadają rzeczy niestworzone, po prostu błyszczał. Oni... jakby grali rolę "Wodzireja" z filmu Feliksa Falka. A Szumowski - to inny poziom. Człowiek uporządkowany. Tak było. A teraz to wszystko na naszych oczach się wali. Nie, nie tylko dlatego, że minister ogłosił, że przez najbliższe dwa lata wybory przeprowadzane w sposób tradycyjny będą niebezpieczne. Oczywiście, ta wypowiedź chwały mu nie przynosi, ale jest ona fragmentem większej całości. Jakiej? O maseczkach, raz niepotrzebnych, innych razem obowiązkowych, już mówiłem. Ale podobnie rzecz się ma, jeśli chodzi o liczbę zarażonych i zmarłych. Też nie wiadomo jak jest... Epidemiolodzy mówią, że te oficjalne liczby są zaniżone. Z dwóch powodów - po pierwsze, mało osób jest testowanych na obecność koronawirusa, więc i liczba zarażonych wychodzi stosunkowo nieduża. A ilu chodzi po Polsce tzw. bezobjawowców - Bóg jeden wie. Po drugie, wszystko wskazuje na to, że władze poprawiają sobie statystyki. Wyłapał to prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Oto jego słowa: "17 kwietnia według oficjalnego komunikatu rządu zmarło 31 warszawiaków, kart zgonu zgłoszonych do warszawskiego urzędu cywilnego było jednak 76, z czego 47 dotyczyło osób zameldowanych w stolicy". Tak więc ministerstwo, z jednej strony zaniża liczbę chorych i zmarłych na koronawirusa. Z drugiej - minister coraz częściej opowiada o rzeczach, które dopiero będą, ale tak, jakby już nastąpiły. I tak, w jednym z wystąpień mówił, że rozdzielono ileś kombinezonów, masek, rękawiczek, respiratorów, itp. A dopiero potem dodał, że transporty tych rozdzielonych środków przybędą do Polski za kilkanaście dni. Ale to wszystko nic w porównaniu z grzechami, które popełnił w przypadku testów na obecność koronawirusa. Bez ich przeprowadzania epidemii nie pokonamy, bo tylko dzięki nim wiemy, kto jest chory a kto nie, czyli kogo trzeba leczyć i izolować, by nie zarażał innych. I oto minister powiedział w RMF FM, że można w Polsce wykonywać 20 tys. testów dziennie. Więc dlaczego wykonuje się kilka tysięcy? Wypomniał mu to zresztą kolega z poselskich ław, Andrzej Sośnierz. "Jeśli minister Szumowski mówi, że mamy możliwość zrobienia 20 tys. testów w ciągu doby, a kadeci ze szkoły pożarnictwa czekają pięć dni na wynik, to coś jest nie tak. Jestem członkiem Zjednoczonej Prawicy, gdzie dużo się mówi o silnym państwie, ale tutaj państwo okazało całą swoją słabość" - to jego słowa. Minister w sprawie testów popełnił jeszcze jeden błąd. Podczas głosowania w Sejmie odrzucił poprawkę Senatu, by pracownicy służby zdrowia byli obowiązkowo raz w tygodniu testowani. To była mądra propozycja, bo co siódmy zarażony to pracownik służby zdrowia. A oni są nam potrzebni zdrowi - żeby leczyli, i żeby nie zarażali innych. I co? Minister tłumaczył się, że przyjęcie tej poprawki wydłużyłoby kolejki do testów... Ministrze! Kolejki nie biorą się z testowania lekarzy, tylko z braku testów, i nieprzygotowania laboratoriów, ich słabej przepustowości (żadne tam 20 tys.!), no i z tego, że poza kolejką testowani są na przykład ministrowie i ludzie z karteczką VIP. A co z lekarzami? Nie tak dawno im klaskano, a teraz zaczynają być hejtowani. Media publikują przerażające reportaże - że do lekarzy, którzy opiekują się chorymi przychodzą anonimy, by się wyprowadzili, że nie sprzedaje im się w sklepie, że dla ich dzieci nie ma miejsca w przedszkolu itd. Z kolei minister Ziobro chce na nich nasłać prokuratorów. Rząd nie zamierza przy tym dorzucić im jakichkolwiek pieniędzy, za pracę w nadgodzinach. Choć żołnierzom z obrony terytorialnej coś dorzuca. A ci z pracowników służby zdrowia, którzy mówią jak jest - są natychmiast kneblowani. Albo wyrzucani są z pracy, albo, jak prof. Krzysztof Simon - dostają pisemny zakaz wypowiadania się na temat epidemii. Jak widać władza, mając kłopoty, znów zaczyna awanturę, znów zaczyna szczuć na lekarzy. Więc jeżeli minister Szumowski czuje się ważną postacią w ekipie rządzącej, natychmiast powinien walnąć pięścią w stół! Łapy precz od służby zdrowia! Ludziom pracującym z chorymi należy się szacunek, dodatkowe pieniądze, i nadzieja, że i w przyszłości te pieniądze będą. To jest ten moment, że minister powinien za stan polskiej służby zdrowia poczuć odpowiedzialność, bo to on odpowiada za funkcjonowanie całej medycznej maszyny. A ona na naszych oczach się wali... Poczuć odpowiedzialność i zawalczyć. I dopiero na koniec tych wszystkich grzechów, umieściłbym tę jego nieszczęsną wypowiedź, że wybory "normalne" najwcześniej mogą być za dwa lata, więc on rekomenduje wybory korespondencyjne. Skąd te dwa lata? Skąd wie, kiedy zostanie opracowana szczepionka? A może wcześniej będą już dobrze działające leki? Minister nic konkretnego w tej sprawie nie wie, bo tego nikt nie wie. Więc po co podaje taki termin? Odpowiedź jest prosta - bo tak mówi PiS. Więc minister to powtarza. Daje swoją brodatą twarz, by firmowała zagrywki wodza. Był lekarz, jest żołnierz Kaczyńskiego. Czar prysł.