Rzut oka na mapę Polski wystarczy, aby uznać pomysł za dobry. Kanał przekopany przez Mierzeję Wiślaną to gwarancja, że w przyszłości nie trzeba będzie pytać Rosji o zdanie w sprawie żeglugi po Zalewie Wiślanym. Militarnie sprawa jest oczywista, a dodatkowo Elbląg otrzyma szansę na rozwój. Z tej perspektywy nawet wysokie koszty inwestycji nie powinny nas ograniczać. Tyle teoria. W praktyce 17 września otrzymaliśmy ceremonię, która, dramatycznymi historycznymi nawiązaniami do roku 1939, miała przykryć to, że intensywne prace nad kanałem powinny trwać dalej. Podczas uroczystości prezes PiS, Jarosław Kaczyński, powiedział, że "nikt nie jest w stanie nas zatrzymać w tego rodzaju inicjatywach i potrafimy skończyć to, co rozpoczęliśmy". Niestety, nie jest to prawda. Nawet najwięksi entuzjaści przekopu przyznają, że należy kanał pogłębić. W tej chwili pełnić może funkcję co najwyżej rozrywkowo-turystyczną. Żaglówki bowiem przez kanał przepłyną. Jednakże, ani militarnie, ani gospodarczo we wrześniu 2022 roku nie można jeszcze mówić o żadnym przełomie ani sukcesie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że z przecinaniem wstęgi pośpieszono się, bo nie wiadomo, kto jesienią przyszłego roku wygra wybory. Może PiS, ale może nie PiS. Lepiej zatem chuchać na zimne fale Bałtyku. Poważne państwo I tu raz jeszcze zacytujmy prezesa PiS: - Dzisiaj, po raz kolejny udowadniamy, że jesteśmy poważnym państwem. No, właśnie nie udowodniliśmy tego ani sobie, ani nikomu innemu. Rzecz bowiem nie w tym, aby bić w partię rządzącą za każdym razem i za każdy pomysł, jak to niektórzy mają w zwyczaju. Chodzi o to, aby wznieść się ponad kurz bitewny i ocenić, czy racjonalnie ten pomysł się opłaca, czy wypełnia cele, które zakładano. Przypomina się, jak rząd radził sobie w czasie szczytu pandemii. Znów pieniądze płynęły dość szerokim strumieniem na lewo i prawo, jednak ostatecznie własnej, polskiej szczepionki przeciwko COVID-19 nie wyprodukowaliśmy. Zresztą początkowo wyłożono się już na sprawie maseczek. Nie ma już co przypominać ówczesnych, wcale nierozliczonych skandali. Idźmy dalej. Dęto w trąby przy okazji otwierania Baltic Pipe. Uniezależnienie od gazu miało być spełnieniem marzeń o niepodległości energetycznej. Ucieszyliśmy się. Tylko po to, aby dowiedzieć się, że jeszcze nie podpisano umów, wcale nie zagwarantowano dostaw na zimę. Skoro już jesteśmy przy kluczowym problemie energii... W 2018 w Elektrowni Ostrołęka zafundowano prace przy bloku na węgiel kamienny. Później się rozmyślono i rozebrano wybudowane za ponad 1 miliard złotych elementy, być może 1,5 miliarda. Dla porównania przekop Mierzei miał nas kosztować 2 miliardy złotych. I tak dalej. Ostrzegam, że gdyby państwo mieli ochotę skrytykować chybione czy połowiczne inwestycje, dowiedzą się państwo, że reprezentujecie Moskwę. Tak w każdym razie przy okazji rozmowy o Mierzei stwierdził jeden z posłów PiS, Waldemar Andzel. Nasza wirtualna Rzeczpospolita rośnie też na drożdżach poczucia humoru. - Ruch jak na Kanale Sueskim - oświadczył prowadzący "Panoramę" w TVP2. Prawdziwa rewolucja Po 2015 roku w strategicznych kwestiach nic się nie zmieniło poza słowami. O bezpieczeństwie kraju, od pandemii aż po wojnę - na serio - mówimy tylko z perspektywy ponadnarodowej (Unii Europejskiej, NATO, Baltic Pipe). A przecież nie ulega wątpliwości, że dziś każdy projekt uniezależniający nas od Rosji, energetycznie czy transportowo, należałoby przywitać oklaskami. Tymczasem okazuje się, że w tej chwili nowy kanał to tylko symbol... Jakbyśmy mieli za mało symboli w przestrzeni publicznej? Aż się ciśnie pytanie - oczywiście retoryczne - czy w tak poważnych okolicznościach roku 2022 nie należałoby czegoś zrobić profesjonalnie i po prostu od początku do końca? Raz a dobrze? To dopiero byłaby rewolucja.