Medialne zawieszenie broni, czyli Izrael - Iran - USA na ekranach
Zadowolony z siebie prezydent Donald Trump ogłosił wstrzymanie działań wojennych na Bliskim Wschodzie. Jak to u tego polityka, owszem, chodzi o zawieszenie broni, ale medialne.

Do Bożego Narodzenia daleko, a jednak to rodzaj prezentu dla Donalda Trumpa. Benjamin Netanjahu zgodził się na amerykańską propozycję chwilowego rozejmu. Cóż, prezydent USA znów mógł zabłysnąć w mass mediach, w nocy ogłaszając chwilowe zaprzestanie działań wojennych. Nie ma w tym ani kropli wzniosłych uczuć czy humanitaryzmu.
Trump przede wszystkim próbuje uspokoić obawy sporej części własnego elektoratu co do wciągania w kolejną, brudną wojnę. Spory wśród republikanów i na zapleczu MAGA (Make America Great Again, hasło jego zwolenników - przyp. red.) o interwencję w Iranie osiągnęły rozmiary niebywałe, żenujące i farsowe. Pouczające, jak to jastrząb, senator Ted Cruz, został publicznie przeczołgany przez konserwatywnego komentatora, Tuckera Carlsona. Ten ostatni wykazał kompletną ignorancję Cruza w sprawach irańskich. Obóz antytrumpowski przecierał oczy ze zdumienia. Kupowano popcorn.
Prezydent Trump próbuje schłodzić rozpalone MAGA głowy. I, oczywiście, rozejm medialny to rozejm tylko na chwilę. Nie ma raczej woli realnego zawieszenia broni pomiędzy Izraelem a Iranem.
Od strony Teheranu już podobno poleciały kolejne rakiety. Osłabiony reżym irański zdementował tę wiadomość, jednakże trudno zakładać, że nie będzie dalej szukał sposobu na odwet. Trzeba przecież wysłać obywatelom jakiś sygnał o własnej sile militarnej i politycznej. Pokazać, że nie przelicytowano w izolacjonizmie. Jednocześnie jednak Teheran pragmatycznie - za pośrednictwem Kataru - wysła sygnały, że nie chce eskalacji z USA. Uprzedzono przecież Amerykanów o zamiarze ostrzelania bazy w Al Udeid.
Realna wojna
Tymczasem fakty są takie, że Benjamin Netanjahu z żelazną konsekwencją realizuje kolejne cele. Oczywiście, że dla polityki wewnętrznej wykorzystuje strach ludności Izraela. Jednak to egzystencjalne zagrożenie nie jest przecież zmyśleniem. Dopiero po krwawym ataku Hamasu 7 października 2023 ruszyła machina odwetu.
A zniszczenie celów w Iranie okazało się względnie łatwe. Po wsparciu Trumpa zagrożenie nuklearne oraz arsenał rakietowy został przynajmniej częściowo zneutralizowany. Jednak apetyt Benjamina Netanjahu wydaje się rosnąć w miarę jedzenia. I tak zaczęły pojawiać się głosy o potrzebie zmiany reżymu w Iranie. Z punktu widzenia Izraela lepsze byłoby państwo pogrążone w chaosie, jak obecnie Syria, niż państwo, które po cichu pichci broń jądrową.
Zmienić reżym w Teheranie?
Właśnie dlatego zamiar zmiany reżymu z punktu widzenia Benjamina Netanjahu wydaje się wręcz logiczny, a nawet moralnie uzasadniony.
Dziś prawdopodobnie największym hamulcem dla takich pomysłów jest amerykańska opinia publiczna. Pozostały przecież urazy po beznadziejnych interwencjach Iraku oraz Afganistanie, rozpętanie chaosu, z którego wyłoniło się tzw. Państwo Islamskie, wreszcie wydane miliardy dolarów nie wiadomo, jak i po co. Te urazy były przecież wykorzystywane przez Trumpa podczas zwycięskiej kampanii wyborczej.
Czy jednak Benjamin Netanjahu może się tym przejmować? Nie może. Właśnie dlatego ten rozejm jest tylko medialny. Co nie znaczy, że nie jest potrzebny. Zaczęliśmy przecież od prezentów - a akurat teraz tymczasowego upominku Trump bardzo w domu potrzebował.
Jarosław Kuisz