Na Sri Lance dominującą grupą wyznaniową są buddyści, stanowiący ok. 3/4 ludności. Ale to państwo, w którym współżyją przedstawiciele wszystkich czterech największych religii świata. Jak się okazuje, nie jest to współżycie harmonijne. Przez długie lata kraj trawiła wojna domowa między buddyjskimi Syngalezami a tamilskimi hinduistami. Ci drudzy uważali się za prześladowanych przez tych pierwszych, zresztą niebezpodstawnie, więc odpłacali im terrorem (organizacja zbrojna Tamilskie Tygrysy była uznawana za terrorystyczną przez główne państwa i światowe instytucje). W obecnym świecie kontaktów międzywyznaniowych doświadcza coraz więcej ludzi, w miarę rozwoju podróży, migracji i globalnej sieci internetowej. Coraz częściej wywołują one frustrację, bowiem okazuje się, że inni - zwłaszcza mieszkańcy Zachodu - nie wierzą w tych czy innych bogów, a czasem po prostu w żadnych, ale żyją lepiej, są bogatsi, stać ich na więcej, czym szczególnie kłują w oczy biednych tubylców z turystycznych "rajów" (na Sri Lance przebywał wraz z rodziną najbogatszy Duńczyk, którego troje dzieci zginęło w zamachach). Dla wielu z nich wytłumaczenie jest proste: jeśli tamci nie wierzą w naszego boga, a wiedzie im się lepiej niż nam, tak gorliwym w wierze, to widocznie zawarli pakt z szatanem. Kto nie wierzy w naszego boga, ten na pewno wierzy w naszego diabła - to sposób myślenia nader rozpowszechniony także i w naszym kraju. A jeśli ktoś jest w zmowie z szatanem, należy go zwalczać. Oczywiście, miażdżąca większość mieszkańców Zachodu, w tym przybywających na wycieczki do egzotycznych krajów, nie ma pojęcia o buddyjskiej, islamskiej czy hinduistycznej demonologii, więc gdyby nawet chcieli jakiś pakt z tamtejszymi szatanami zawrzeć, nie wiedzieliby jak ich szukać. Ale to nie przeszkadza by ich samych uznać za szatańskich i diabelskich sojuszników i jako takich atakować. Podobnie jak w Europie i Ameryce niegdyś palono ich - zresztą przeważnie kobiety - na stosach. W tejże Europie przez dziesięciolecia szalał terroryzm inspirowany ideologicznie - głównie komunistycznie (Czerwone Brygady, Frakcja Czerwonej Armii), oraz nacjonalistycznie (irlandzka IRA, baskijska ETA, korsykańska FLNC). Obecnie inspirowany jest głównie religijnie, rozpętywany przez wyznaniowych fanatyków i fundamentalistów. To religia stała się główną siłą napędową terroryzmu, nie tylko islamskiego. Jak widać na przerażającym przykładzie krwawych zamachów na Sri Lance, wielowyznaniowość i wieloetniczność niekoniecznie uczy ludzi harmonijnej koegzystencji, lecz często skłania raczej do agresywnej niechęci, przeradzającej się niekiedy w zbrodniczą wrogość. Inni postrzegani są jako obcy, a obcy jako wrogowie. Pozostaje to ponurą konstatacją, nawet gdyby okazało się, że ataki terrorystyczne miały po prostu uderzyć w zdominowane przez buddystów lankijskie państwo, poprzez odstraszenie od niego zachodnich turystów. Etniczna i wyznaniowa wrogość zebrała kolejne krwawe żniwo. Nie trzeba szatana, ludzie sami sobie to czynią.