Co do pozostałych - proszę przypomnieć sobie, o czym mówiliśmy w grudniu ubiegłego roku. O reformie finansów publicznych? Jest w tym samym miejscu, co była. O potrzebie budowy autostrad? O korupcji w piłce nożnej? No. O reformie służby zdrowia? Tu też nic nie drgnęło - i nie dlatego, że prezydent zawetował, tylko dlatego, że rząd ani Sejm nie tknęły tego, co stanowi istotę sprawy, monopolu NFZ. Dopóki to NFZ arbitralnie wyznacza ceny i limity procedur medycznych, dopóty prywatyzacja samych szpitali nie zmienia niczego, poza tym, że kieruje pewną część obowiązkowych pieniędzy do prywatnych kieszeni. Maniacki upór, z jakim PO skupia się wyłącznie na prywatyzacji, z dala omijając kwestię ubezpieczeń (choć "likwidację monopolu NFZ" bardzo gromko obiecywała przed wyborami) dowodzi, że albo rząd myśli tylko o przewaleniu na kogoś innego odpowiedzialności za katastrofę finansową szpitali, albo działa pod dyktando jakiegoś potężnego lobby im. Beaty Sawickiej (zresztą jedno drugiego nie wyklucza). Gdyby ktoś, jak hibernatus ze znanego filmu z De Funesem, zapadł tuż przed ubiegłym sylwestrem w głęboki sen i teraz nagle się obudził, nie zauważyłby w gazetach zmiany. Trwa dyskusja o in vitro, jak trwała, trwa dyskusja, że lewica nie może tak dalej i powinna coś ze sobą zrobić, trwa dyskusja o Traktacie Lizbońskim, nadal nie ratyfikowanym przez Niemcy, trwa dyskusja, że czas najwyższy kupić władzy jakieś porządne samoloty, bo wstyd przed światem, z tarczą antyrakietową jak nie było pewności, tak nie ma... Jedyny sukces ubiegłego roku, który można nazwać politycznym, odniosła "Gazeta Polska" - dzięki ujawnieniu przez nią kombinacji Palikota wokół warszawskich łazienek jego przyjaciel, który miał już w kieszeni nominację na dyrektora, podobno ma jej ostatecznie nie dostać. Chyba, że jednak minister Zdrojewski wyczeka, aż sprawa przyschnie i uwaga odwróci się w inną stronę, i mu ją da. Taka kasa, jaka jest tam do wzięcia, piechotą nie chodzi, a zakochana w Platformie publika jeszcze przez jakiś czas przełknie wszystko, jak przełknęła stadion "Legii"... Panie Bogdanie, pan się nie boi, że sparafrazuję przebój Kazika. Więc co, nic się przez ten rok nie działo? Ależ się działo, działo. Palikot chodził ze świńskim ryjem, Niesiołowski bluzgał, Kaczor oskarżał, Arabski z Nowakiem zabierali prezydentowi samoloty i robili głowie państwa inne gówniarskie złośliwostki, prezydent dzielnie bronił brata przed dziennikarzami niemieckich mediów, premier kopał piłkę i kursował pomiędzy Gdańskiem a Warszawą, "Gazeta Wyborcza" demaskowała antysemitów, nacjonalistów, lustratorów i szkodników opóźniających wprowadzenie euro, komisja "przyjazne państwo" rodziła ciężko projekt likwidacji zezwoleń budowlanych i zastąpienia ich "zgodami", których uzyskanie okazuje się jeszcze bardziej skomplikowane, Wałęsa łgał na potęgę, produkując co tydzień nową wersję jak to było z tym Bolkiem - co charakterystyczne, dopóki Polacy uważali Wałęsę za człowieka uczciwego i prawdziwego bohatera, mieli go w pogardzie, dopiero gdy okazał się krętaczem i cwaniaczkiem, jego notowania poszybowały do poziomu, jakim cieszył się tylko "Oluś" Kwaśniewski? Działo się, działo. Tylko się nic nie zdarzyło. Jak w operze: jedni śpiewają "uciekamy, uciekamy", drodzy "gonimy, gonimy", i tak trwa, i nic. I czego najbardziej nie umiem pojąć, to idiotów, którzy się tym podniecają i siedzą po pół dnia w internecie wypisując peany dla jedynie słusznej siły i jej wodza, tudzież bluzgi pod adresem przeciwników. Rok minął - ale tak naprawdę wcale go nie było. Tylko jesteśmy trochę starsi, i trochę szans, które były, przeszło koło nosa i zniknęło za horyzontem. I tylko z wolna nadciąga świadomość, że zabawa się kończy, idzie kryzys, a my zmarnowaliśmy czas i koniunktury, które mieliśmy, by się do niego przygotować. Życzę szczęścia w Nowym Roku. Będzie potrzebne. Rafał Ziemkiewicz