Tymczasem przed Trybunałem Arbitrażowym w Hadze rozpoczyna się proces wytoczony polskim władzom przez potężny międzynarodowy fundusz inwestycyjny, którego jeden z uczestników udzielił niegdyś pożyczki pewnemu krakowskiemu deweloperowi, pod zastaw hipoteczny na zabudowywanej przez niego nieruchomości. Deweloper zbankrutował, polski Sąd Najwyższy orzekł zaś, że wolno anulować zapisy hipoteczne na rzecz kredytodawcy inwestycji i przekazać niewykończone mieszkania lokatorom, którzy wpłacali na ich budowę stosowne kwoty. Ów fundusz inwestycyjny to światowy gigant, który chwali się, że jeszcze nigdy nie przegrał w sporze z żadnym państwem, a wiele z nich musiało mu wypłacać zasądzone odszkodowania, niekiedy liczone w miliardach dolarów (w sporze z Polską chodzi o ok. 100 mln złotych). Trybunał Arbitrażowy w Hadze nie został podporządkowany "dobrej zmianie", jak konstytucyjny w Polsce, więc będzie sądził niezawiśle. Lokatorzy mieszkań, mimo usiłowań, nie zostali dopuszczeni do rozprawy przed trybunałem, przeciwnie niż przed komisję Jakiego, gdzie chętnie się ich zaprasza i z radością wysłuchuje urągań (niekiedy kłamliwych) na "kamieniczników". Należy się spodziewać, że wyrok będzie dla Polski niekorzystny i budżet państwa polskiego będzie musiał wypłacić odszkodowanie. Zupełnie tak, jak przewiduje Hanna Gronkiewicz-Waltz, w sprawach lekką ręką rozstrzyganych przez Jakiego na niekorzyść właścicieli nieruchomości w Warszawie. Jeśli wyrok w Hadze będzie korzystny dla wykreślonego z hipoteki funduszu inwestycyjnego, wszyscy w ten sposób potraktowani przez Jakiego będą mogli tą samą drogą zaskarżyć polskie państwo i domagać się odszkodowań za usunięcie z zapisów hipotecznych. Komisja kierowana przez Jakiego w kuriozalny sposób łączy w sobie role oskarżyciela, sądu i egzekutora wyroków. Aby tę dziwaczność uzasadnić nazwana została komisją nadzwyczajną, co po rosyjsku określa się potocznie jako czerezwyczajka i za Związku Sowieckiego było komunistyczną formą wymierzania sprawiedliwości ludowej, czyli inaczej socjalistycznej. Skrót od czerezwyczajka to czeka, a funkcjonariusze takich organów władzy to czekiści. Odbieranie właścicielom nieruchomości praw dysponowania nimi i przydzielanie znajdujących się w nich mieszkań wskazanym przez siebie lokatorom to jedna z typowych metod polityki mieszkaniowej w bolszewicko-komunistycznym państwie, znana i stosowana także w PRL (pod nazwą "szczególny tryb najmu"). Lokatorzy, którzy otrzymali mieszkania w budynkach po zbankrutowanym krakowskim deweloperze, wpłacali na ich budowę, warszawscy lokatorzy uszczęśliwiani przez Jakiego mieszkają po prostu w cudzych domach, odebranych właścicielom przez komunistów i odbieranych obecnie. Dzieje się to w tym samym czasie gdy rząd zachęca do inwestowania w mieszkania na wynajem, o co zabiega w związku z programem "mieszkanie plus". Aby takich zachęt posłuchać i takich inwestycji dokonać, trzeba być ryzykantem. Ale w obliczu arbitralnych decyzji władz "dobrej zmiany" każde inwestowanie w Polsce staje się przedsięwzięciem podwyższonego ryzyka. Chyba, że trybunał w Hadze poskromi radosne harce czerezwyczajki Jakiego.