W Sydney czeka na niego przytulna cela za 15 przestępstw, jakie mu tamtejszy wymiar sprawiedliwości wyliczył, i za przekręcenie półtora miliarda dolarów, ale on pozostaje w Warszawie nie dlatego, żeby owej celi uniknąć, tylko dlatego, że tu, w Polsce, czuje się szczęśliwy. Tak przynajmniej twierdzi. I ja mu wierzę. Bo gdzie na świecie jest kraj bardziej przyjazny dla aferzystów, niż tu, nad Wisłą? Oto tego samego dnia, kiedy australijscy dziennikarze wytropili w Polsce Abe Goldberga, nasze gazety przyniosły wiadomość o szykowanym przez prokuraturę wojskową umorzeniu śledztwa w sprawie nielegalnego handlu bronią przez oficerów WSI. W tej sprawie wiadomo doskonale, jak to było, że polski wywiad sprzedawał na własną rękę broń ruskiej mafii i krajom objętym embargiem, znamy nazwiska i stopnie wojskowe innych, mamy silne poszlaki wiodące ku ich najwyższym rangą przełożonym, ale prokuratura umarza, bo... Sprawa się przedawnia! Czy już dotarło do umysłów, dlaczego nie wolno dopuścić, żeby PiS rządził w "resorcie", choćby przyszło doprowadzić do kolejnych wyborów? U nas bać się mają czego nie aferzyści, tylko uczciwi biznesmeni. Tacy, jak Roman Kluska, jak Gerard Knosowski, jak dziesiątki innych, którzy zostali okradzeni przez zmowy gangsterów z aparatu skarbowego i sprawiedliwości. To ich pokroju ludzie muszą z Polski wyjeżdżać jak najdalej. Na antypody. W zamian weźmiemy tamtejszych przekrętaczy. U nas dopiero zobaczą, co jest życie! Rafał A. Ziemkiewicz