Cyberseks - czyli głównie podniecanie się świntuszeniem na internetowych czatach - to jest coś idealnie dla Polaków: się pie... Hm, powiedzmy ładniej: mówi, mówi, można całymi dniami, można i miesiącami, i wiadomo, że nic z tego pie... mówienia nie wyniknie, nie może wyniknąć z definicji. Przecież my to właśnie uwielbiamy: gadać o czymś, zamiast to robić. Jeśli cokolwiek zaskakuje, to właśnie że jeszcze tak niewielu rodaków odkryło sieć jako miejsce spełnień. Być może dlatego, że uwagę wielu z nas pochłania polityka, która realizuje się u nas według dokładnie tego samego, że tak to śmiało ujmę, masturbacyjnego wzorca. Ot, proszę, z ostatniego tygodnia, wszystkie media w tę we w tę wałkują kastrowanie pedofilów, bo premierowi przyszło akurat do głowy pokazać wyborcom, że jest nie mniej ostry od Ziobry. Nieśmiało przypomnę, że kiedy dwa lata temu PiS zgłosił projekt zaostrzenia kar wobec pedofilów, to wtedy Donald Tusk był przeciwny i mówił, że to populizm. Dzisiaj przeciwne populizmowi jest PiS. A pedofile jak mogli, tak nadal mogą spać spokojnie - jak pokazuje przykład sławnego dyrygenta, pozostają na wolności nawet po skazaniu prawomocnym wyrokiem, i nawet, jeśli grożą otoczeniu zakażeniem AIDS. Liderzy PiS wymyślili z kolei, że ich przesłaniem tygodnia będzie żądanie referendum w sprawie przyjęcia przez Polskę euro, no bo naród musi mieć prawo się wypowiedzieć. Naród na pewno słucha tego równie chętnie, jak pogróżek wobec pedofilów, i kto by tam pamiętał, że już dawno, w traktacie akcesyjnym podpisaliśmy zobowiązanie, że Polska do strefy euro wejdzie, koniec, kropka. I nie ma co uruchamiać kolejnej lawiny bezprzedmiotowego ględzenia, bo sprawa i tak została już przesądzona. Być może nikt o tym fakcie polityków PiS nie poinformował, a być może wiedzą doskonale i nie przywiązują wagi - w końcu chodzi o to, żeby sobie pogadać, a nie żeby cokolwiek z tego wynikło. Osobiście za mistrza tego politycznego cyberseksu uważam posła Palikota z jego komisją do odbiurokratyzowywania gospodarki. Z tego polityka pożytku jest dokładnie tyle, co z wibratora, którym swego czasu wymachiwał; cóż za wspaniały symbol jego publicznej działalności! Kolejnym pomysłem, o którym opowiada - liczba dotychczas załatwionych przez komisję spraw, przypomnę: zero - jest likwidacja przepisu, na mocy którego policja może odholować samochód kierowcy nie mającemu przy sobie oryginału polisy OC. Policja na to w krzyk, i niebezpodstawnie, że w takim razie nikt nie będzie OC płacić, że ten przepis to jedyny bat na kierowców, a jak teraz spowoduje wypadek kierowca niewypłacalny i nieubezpieczony, to kto będzie płacił, Palikot? W tym gorącym sporze nikt nie pomyślał, że skoro mamy już tę sieć komputerową, to może, oczywiście w chwilach wolnych od uprawiania cyberseksu, użyć jej ku wygodzie wszystkich. Policja jakoś potrafiła zrobić bazę danych, by każdy krawężnik mógł w dowolnej chwili sprawdzić, czy i ile legitymowany kierowca ma punktów karnych. Ale sprawdzanie, czy ktoś ma opłacone OC przerasta jej możliwości. Nikt na to nie wpadł, bo po co - problem zostałby rozwiązany i stosowne urzędy nie miałyby żadnego problemu do rozwiązania. I tak ze wszystkim. Rafał Ziemkiewicz