Wszystko przecież prawda - a jednak guzik prawda. Kawał prastary, ale, okazuje się, nic nie stracił na aktualności - agencję TASS diabli wzięli dwadzieścia lat temu, a my wciąż tak jesteśmy o różnych sprawach informowani. Weźmy na przykład ogłoszenie "kolejnego sukcesu rządu" jakim jest "rozpoczęcie dyskusji o zmianie wieku emerytalnego". Czyż nie jest to słodki przykład propagandowej nowomowy w stylu osławionego towarzysza Szczepańskiego? Już samo uznanie za sukces "rozpoczęcia dyskusji"? Rozpoczęcie dyskusji nie jest żadnym sukcesem, w normalnym państwie, wolnym i demokratycznym, dyskutuje się stale i o wszystkim. Tylko w takim, gdzie wiodące media są chore na partyjność i lizusostwo, pewne tematy pojawiają się dopiero wtedy, kiedy władza da sygnał, że wolno. Więcej - samo rozpoczęcie czegokolwiek nie jest sukcesem. Sukces, parafrazując Leszka Millera, polega właśnie na tym, że się coś skończyło, a nie że się zaczęło. Zaczynać można sto spraw dziennie, każdą rozgrzebać, żadnej nie załatwić, ale każdą ogłaszać sukcesem z tego powodu, że się zaczęło. Tak właśnie zwykł czynić nasz premier. Sukces rządu - będą nowe autostrady! (kiedyś tam). Sukces rządu - krócej będziemy czekać w kolejce do lekarza specjalisty (ale na razie musimy niestety czekać coraz dłużej). Sukces pani prezydent Warszawy - będzie druga linia metra? Jaki trzeba mieć tupet, by, tak jak zrobił to Tusk na akademii ku własnej czci w drugą rocznicę urzędowania, powiedzieć: "nasz rząd zdołał uporać się z problemem, z którym nikt sobie nie mógł poradzić od dwudziestu lat - zlikwidowaliśmy pobór do wojska!" I jak trzeba być ogłupionym, żeby taki tekst kupić? Poprzednie rządy poboru nie likwidowały, bo uważały, że można to zrobić tylko tak, żeby nie osłabić polskiej siły zbrojnej, żeby zastąpić armię poborową armią zawodową, co najmniej równie sprawną. Tuskowi tej elementarnej odpowiedzialności zabrakło. On po prostu zwolnił swych młodych wyborców z poboru, a reszta go nie obchodzi. W efekcie mamy stutysięczną armię poborową - bez poborowych! Kuriozum na skalę światową. Sto tysięcy wojska, ale w tym tylko 28 tysięcy szeregowców. Na jednego dowódcę, policzyli specjaliści, przypada 1,3 podwładnego. Urodzenie kilkuset dodatkowych żołnierzy, obiecanych Obamie do Afganistanu, okazało się dla tej armii trudniejsze niż zrobienie kwadratowego trójkąta, bo wszyscy zdolni do walki byli już na misjach po trzy, cztery razy i coraz częściej więcej już nie chcą, zmuszając MON do kombinowania, jakby tu po cichu zlikwidować zasadę dobrowolności uczestnictwa. I teraz, uwaga - pochwaliwszy się "rozwiązaniem" problemu, nad którym bez powodzenia łamali sobie głowy wszyscy premierzy III RP od Mazowieckiego począwszy, Tusk uśmiecha się i przyznaje: no tak, wiem, że jeszcze nasza armia nie wygląda tak, jak by należało, ale przecież OD CZEGOŚ TRZEBA BYŁO ZACZĄĆ. Pamiętam z dzieciństwa, jak za Gierka "odnowiono" zabytkowe kamieniczki w Zamościu. Przysłali ekipę z żelazną gruchą i rozpirzyli wszystko w dobry mak, a potem zapowiedzieli, że odbudują zabytki jeszcze piękniejsze niż były, z tym, że za jakiś czas, bo na razie wyskoczyły pilniejsze sprawy. Od czegoś musieli zacząć. Paradny facet, ten nasz premier, prawda? Ale to przykład stary, wróćmy do najnowszego. News można by sformułować tak: emerytury, które wam obiecywano po ukończeniu 60-go lub 65-go roku życia, będą głodowe i będziecie musieli tyrać dalej, aż się zaharujecie na śmierć. Ale sformułowano go tak: będziecie mogli sami wybierać, kiedy przejść na emeryturę! Jakież to piękne, prawda? Pójdziesz na emeryturę, kiedy zechcesz. Jeśli zechcesz, znaczy się, zdychać z głodu na zasiłku wynoszącym, jak to się wedle obliczeń ekspertów zapowiada, 30 procent ostatniej pensji. Nie zechcesz? To będziesz tyrał dalej, o ile, oczywiście, będziesz w stanie i ktoś będzie chciał ci płacić. Patrz, jacy jesteśmy dobrzy. Nie zmuszamy cię, żebyś szedł na tę głodową emeryturkę, sam podejmiesz decyzję. A tak poważnie? Tak poważnie, to powiedział pan minister Rostowski, że on liczy na "czwarty filar". Czyli na swoje dzieci. I wy też nie liczcie, że ktokolwiek inny się wami za tych parędziesiąt lat zaopiekuje. Państwo najmniej. Aha - tylko trzeba tym dzieciom zawczasu załatwić brytyjskie obywatelstwo. Rafał A. Ziemkiewicz