Kibicując pani Gronkiewicz Waltz w jej pokazowej rozprawie z drobnymi przedsiębiorcami ze spółki Kupieckie Domy Towarowe, rozmaite medialne autorytety do tego stopnia skupiły się na powtarzaniu, że "prawo to jest prawo" i "prawo musi być egzekwowane", tudzież, że "blaszak szpeci centrum stolicy", że nie przyszło im do głowy zadać kilku kluczowych dla sprawy pytań. Pierwsze - skoro o prawie mowa - to jakim prawem komornik zjawił się w KDT z dwustuosobową ekipą ochroniarzy. Kto ich wynajął, kto im zapłacił i z jakich pieniędzy? Nie podejrzewam, żeby komornik zrobił to prywatnie, sięgając do własnego portfela. Ale jako funkcjonariusz publiczny zrobić tego nie miał prawa - ustawa stanowi jasno, że w wypadku utrudnień komornik może wezwać w sukurs policję, i nikogo innego, niż policja. Nie miało też prawa zrobić tego miasto. Jest żelazną zasadą cywilizowanego państwa, że posiada ono ścisły monopol na używanie przemocy. Jeśli władza uważa, że z jakichś przyczyn trzeba obywateli spałować, ma do tego policję. Istnieje tu szereg procedur, które, przynajmniej teoretycznie, mają chronić przed nadużywaniem władzy, względnie umożliwić pociągnięcie do odpowiedzialności winnych nadużyć. Ale to, żeby funkcjonariusz publiczny wynajmował sobie do bicia obywateli prywatnych zbirów - to rzecz niesłychana, bezprecedensowa, nie do przyjęcia. Piszę brutalnie "zbirów", albowiem nie ulega wątpliwości, że pracownicy agencji "Zubrzycki" podjęli się działań, które wykraczają poza uprawnienia wynikające z regulującej działalność takich agencji ustawy oraz z koncesji. Pytanie drugie brzmi - dlaczego platformerskie władze miasta tak uporczywie domagały natychmiastowej egzekucji wyroku sądowego, który udało im się przeciwko kupcom uzyskać? Jeśli nawet blaszak "szpeci" okolicę Pałacu Kultury, choć nie wiem, co w jego sąsiedztwie może jeszcze uchodzić za szpetne, to szpeci już od dziesięciu lat, i rok w tę czy we w tę różnicy nie robi. W miejscu KDT powstać ma Muzeum Sztuki Współczesnej, a pod nim stacja metra. Rzecz oczywista, że Muzeum nie można zacząć budować przed zbudowaniem stacji. To już nie asfalt, który w Warszawie, zwłaszcza pod tą władzą, nagminnie układa się, a po tygodniu pruje, żeby położyć rury. A druga nitka metra, do której planowana stacja należy, jest jeszcze w fazie prac koncepcyjnych, nic nie jest gotowe, nie ma zagwarantowanych na nią środków w ustawie budżetowej, i budowa na pewno nie zacznie się wcześniej, niż za dwa lata - moim skromnym, może i za pięć. Przez te pięć lat na miejscu KDT nie będzie się działo nic. Ogrodzą je blaszanym płotem - który oczywiście nie będzie "szpecił" - i tyle. Pytanie trzecie - skoro kupcy zaakceptowali przenosiny do nowej hali, która stanąć ma przy ulicy Okopowej, to dlaczego ta hala może zostać zbudowana dopiero w roku 2012? Plac jest pusty. W dzisiejszych czasach - obserwowałem to kilka razy - nawet duży biurowiec stawia się w miesiąc, dwa, cóż dopiero lekką konstrukcję, jaką jest tego rodzaju hala. Przy odrobinie dobrej woli można było załatwić sprawę. Przyspieszyć budowę hali na Okopowej, poczekać chwilę z likwidacją blaszaka. Kupcy zasłużyli, żeby nie traktować ich jak bydło. Obiecywano im przeróżne rzeczy - obiecywała także PO i wywodząca się z niej pani prezydent. Tymczasem wszystkie dotychczasowe działania miasta, nacechowane ewidentnym brakiem dobrej woli - osiem proponowanych lokalizacji, w większości albo na peryferiach, albo wymagające rozbicia i podzielenia spółki, obstrukcja w budowie hali na Okopowej, nacisk na szybkie zamknięcie KDT w sytuacji, gdy wiadomo, że budowa metra i muzeum długo jeszcze nie ruszy - skłaniają do wniosku, że nie chodziło to o wyprowadzenie kupców z "reprezentacyjnego punktu stolicy", ale o usunięcie ich w ogóle. I tu jest moja próba odpowiedzi: w Warszawie namnożyło się wielkich galerii handlowych, które ostro walczą o klienta. W KDT można było dostać mniej więcej to samo, co tam, ale o połowę, o jedną trzecią taniej. Wiem, bo mieszkam niedaleko. Teraz zostałem akcją pani prezydent zmuszony do kupowania drożej. O to chodziło? Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Nie było jeszcze w III RP partii tak podatnej na, nazwijmy to, lobbing, jak PO, i jej rządy w Warszawie (by wspomnieć tylko stadion Legii) nie różnią się od jej rządów w całym kraju. Arogancja pani Gronkiewicz Waltz, która odmówiła jakichkolwiek spotkań i rozmów z kupcami, na zamieszki zareagowała dopiero po siedmiu godzinach, i to, zamiast przybyciem na miejsce, konferencją prasową utrzymaną w tonie potrząsania szabelką, jest bezprzykładna. A jej twierdzenia, że "komornik nie jest organem miasta", i że ona oraz jej urzędnicy nie mają z tą sprawą nic wspólnego, wątpliwe (kto, powtórzę, opłacił osiłków z agencji ochroniarskiej?). Przypomnienie zaś, że osoba tak sobie poczynająca z przedsiębiorcami reprezentuje partię podającą się za liberalną zakrawa po prostu na kpinę.