Karol Nawrocki prawdziwą supergwiazdą?
Kiedy tygodnik "Polityka" uznaje Karola Nawrockiego za polityka teflonowego, jest się nad czym zastanawiać. Na czym miałby się potknąć? Na razie niczego takiego nie widzę.

Według niedawnego sondażu CBOS prezydent Karol Nawrocki jest na czele rankingu społecznego zaufania. Ufa mu 58 proc. Polaków. Wyniki są ponadpartyjne, dwaj następni na tej liście to koalicyjni wicepremierzy: Radosław Sikorski i Władysław Kosiniak, jednak z dużo słabszym wynikiem - po 45 proc. Donald Tusk, choć także i Jarosław Kaczyński, są na odległych miejscach.
To co działo się z tą kandydaturą podczas kampanii, nie zapowiadało takiego triumfu. Oczywiście dla fanatycznych zwolenników obecnej koalicji Nawrocki pozostaje "alfonsem" czy "gangusem". Oni wciąż wierzą, że nowa głowa państwa zostanie definitywnie zdemaskowana. Czasem jak aktorka Joanna Szczepkowska nadal czekają na unieważnienie wyborów. Ale takie nastroje stają się egzotycznym reliktem jakby poprzedniej epoki.
I kebab, i koncert
Z jednej strony okazał się produktem niesprzyjającej rządzącej centrolewicy arytmetyki wyborczej. Ale z drugiej strony świetnie sobie radzi jako człowiek. Celnie to ujął pewien sympatyzujący z prawicą internauta. "Nie tylko Koleś który naturalnie wygląda na kebabie z małolatami i na koncercie Chopinowskim. Tego się nie da zagrać". Ten wpis ilustrował występ Nawrockiego z żoną u boku na gali zamykającej chopinowski festiwal.
Kiedy pojawił się z grupą młodzieży w knajpie nad kebabem, w internetowej wojnie próbowano wykpiwać tę biesiadę jako prostactwo, albo przeciwstawiać ją widokowi Rafała Trzaskowskiego, zasłuchanego w występy pianistów w Filharmonii Narodowej. Ktoś wtedy celnie zauważył, że więcej takich wpisów, a Nawrocki będzie miał kolejne zwycięstwo za prawie pięć lat w kieszeni.
Jego gładkie, zręczne i co najważniejsze sympatyczne wystąpienie na finale festiwalu chopinowskiego pokazało, że jest "i do tańca i do różańca". Oczywiście ponownie próbowano kontrataków. Kwitowano zdjęcia elegancko ubranej prezydenckiej pary wpisem ogłaszającym, że chłop z widłami niekoniecznie jest Posejdonem. Onet zajął się wykpiwaniem prezydenckiego zegarka za dwa tysiące złotych. Nie wiadomo, czy dla proplatformerskiego portalu był on tylko zbyt błyszczący czy także za tani.
Taka wojna "na style" toczy się zresztą cały czas. Jej ofiarą jest zwłaszcza prezydentowa, której brzydkie i źle ubrane stylistki wypominają jakieś rzekome mankamenty garderoby. Nawrockiemu pewna znana posłanka KO, Aleksandra Uznańska-Wiśniewska, żona kosmonauty, wypominała kiepski angielski. I od razu przypominaliśmy sobie angielszczyznę Bronisława Komorowskiego czy choćby ledwie poprawną - Donalda Tuska.
Oczywiście bój toczy się nie tylko na takie wrażenia. Dzień po występie prezydenta na finałowym koncercie festiwalu "Gazeta Wyborcza" zamieściła tekst "Bizancjum prezesa Nawrockiego". To owoc pośpiesznych i zmasowanych kontroli NIK w Instytucie Narodowym. Prowadzono je podczas kampanii, nawet nie ukrywając doraźnego celu politycznego.
Ogłoszone teraz zarzuty nadmiernych wydatków raczej nikogo nie przerażą. Polacy widzieli w tej mierze już chyba wszystko. A jeśli oskarżenia będzie powtarzać poseł KO Robert Kropiwnicki z kilkunastoma mieszkaniami albo poseł Arkadiusz Myrcha kolekcjonujący mieszkaniowe dodatki pobierane od Sejmu, rzecz będzie sprowadzona do rytuału, który mało kim wstrząsa, ba, mało kogo interesuje.
Nadal czekamy na serię artykułów Onetu mających zdemaskować przestępcze związki Nawrockiego. I widać, że coś ważnego się stało. Mało co tak bardzo mnie o tym przekonuje jak artykuł Mariusza Janickiego w tygodniku "Polityka" o tytule "Nawrocki superstar".
Kto go powstrzyma i jak?
Janicki to konsekwentny eksponent linii Silnych Razem, od lat tropiący po swojej stronie wszelkie przejawy zgubnego symetryzmu lub choćby niedostatecznego entuzjazmu w dziejowej wojnie z PiS. Tym razem odnotowuje fakt, że nowy prezydent staje się teflonowym gościem, może nawet szybciej i bardziej od Andrzeja Dudy, który też zbierał premię za "prezydenckość". Jak zawsze Janicki obwinia bliżej niesprecyzowanych ludzi małej wiary w obozie "demokratów". Którzy piszą o Nawrockim zbyt dobrze, przestają punktować jego wady, koncentrują się na jego PR-owych osiągnięciach, a przecież to "katolicko-narodowy fundamentalista, za którego kadencji żaden liberalno-demokratyczny projekt ustrojowy, sądowniczy czy obyczajowy nie ma szans na zatwierdzenie".
Ciśnie się pytanie, czy np. usuwanie, degradowanie lub upokarzanie "nie naszych" sędziów to naprawdę dobry symbol "liberalnej demokratyczności". Ale Janickiego nie ma sensu przekonywać. Jest Kasandrą antypisowskiego obozu od 2005 roku, właściwie pisze stale ten sam tekst. Warto raczej przytoczyć jego połajanki wobec własnych ludzi. Których nie wymienia po nazwiskach czy nickach. Zakładam jednak, że kogoś naprawdę cytuje.
"Powtarzają się, zwłaszcza po słynnym kebabie z młodzieżą, komentarze typu: 'Nie głosowałem na niego, ale świetnie mu idzie'. 'To co robi Nawrocki to majstersztyk'. 'Wciąż nie pojęliśmy, dlaczego Trzaskowski przegrał wybory'. 'Otoczenie Trzaska jest nadal w szoku, że nie wygrał. Jakby wyszli poza warszawkę i zobaczyli, jak świat wygląda'. 'Nawrocki niestety radzi sobie lepiej niż dobrze'. 'Przed wyborami byłem za Trzaskowskim, ale teraz uważam (o Nawrockim), że to był w miarę dobry wybór'. Itd."
Prawdę mówiąc ja takich głosów po antypisowskiej stronie nie znajduję, raczej bezsilne narzekania i inwektywy. Janicki przedstawia "demokratów" jako bezradnych, zbyt miękkich, zmuszonych do tłumaczeń. Wystarczy się wsłuchać w wystąpienia samego Tuska, także Waldemara Żurka czy Marcina Kierwińskiego aby się przekonać, że akurat na brutalności im nadal nie zbywa. Tylko, że… Ona okazuje się nieskuteczna.
Janicki przewiduje, że specyficzna dziś pozycja Nawrockiego w umysłach Polaków będzie miała wpływ na wynik wyborów parlamentarnych za dwa lata. Akurat w tym się z nim zgadzam. Tyle że nie ma w jego tekście żadnych recept na powstrzymanie tej tendencji. Poza zaleceniem aby nie szukać u siebie błędów, z niczego się nie tłumaczyć i demaskować wroga. Tyle że oni to akurat próbują robić. Na razie ze skutkiem, jaki przytoczyłem na początku.
Czy Nawrocki nie doznaje pierwszych politycznych kłopotów? Doznaje. Nie byłem i nie jestem entuzjastą jego poglądów na nasze relacje z Ukrainą. Ale faktem jest, że wyczuwa zmianę nastrojów prawicowego elektoratu. I na przykład podpisanie przez niego "po raz ostatni" ustawy o pomocy Ukraińcom wywołało mocne narzekanie na niego, zwłaszcza wśród wyborców Konfederacji.
Tyle że przy bipolarnym układzie, a w wyborach prezydenckich jest on bardziej bipolarny, ci wyborcy mogą nie mieć pola manewru. Na razie zresztą Nawrocki wydaje się zręcznie poruszać między partiami prawicowymi. Dopiero co Sławomir Mentzen wskazał na niego jako na potencjalnego mediatora w ewentualnym kleceniu koalicji PiS-Konfederacja. Pomimo przeważnie PiS-owskiego personelu kancelarii prezydenckiej udaje mu się więc zachować pozycję "kogoś więcej" niż jednego z partyjnych liderów.
AntyPiS-owscy komentatorzy podsuwają mu myśl, żeby sięgał po przywództwo na prawicy, żeby tworzył własną partię. Jest na to wyraźnie zbyt bystry, ale też jako prezydent nie ma takich możliwości. Małe jest więc ryzyko, że coś rozbije czy popsuje. Druga strona musi myśleć o jakiejś "odtrutce" na niego. Najlepszą byłaby podobna postać. Ale nikogo takiego nie widać, a zresztą przed wyborami prezydenckimi za prawie pięć lat będą parlamentarne. Strach Janickiego i innych jest więc uzasadniony.
Piotr Zaremba













