Pisała o niej tylko "Trybuna", prezentując stanowisko generalnie słuszne, aczkolwiek argumentując je zupełnie nietrafnie. Oto argumentacja właściwa: Jaruzelski do Rosji powinien jechać, bo - jak celnie ujął to Józef Oleksy - jest tam "całkiem na miejscu". Służył Kremlowi wiernie przez całe swoje życie, umacniając jego panowanie nad niewdzięcznymi "polaczkami". Gorliwie wyznawał "internacjonalistyczny socjalizm" - jak nazywała Moskwa w owym okresie swoją imperialną ideologię. Dla zmiażdżenia antysowieckiego buntu nie wahał się wysyłać przeciwko bezbronnym ludziom czołgów i wydać im rozkaz strzelania. Gdzież ma za to odbierać hołdy, jeśli nie w Moskwie? Oczywiście, obecność Jaruzelskiego na trybunie honorowej zdobiącej mauzoleum Lenina pociąga za sobą pytanie o Kwaśniewskiego. Z jednej strony, Kwaśniewski też jest w Moskwie na miejscu, jako podwładny i wychowanek Jaruzelskiego. Z drugiej, budzi oczywisty sprzeciw, bo z jakiegoś powodu, w chwili niezrozumiałego ogłupienia, Polacy wybrali go swoim prezydentem. Myślę, że problem można by rozwiązać, gdyby Kwaśniewski przed wyjazdem złożył urząd, względnie został z niego przez parlament usunięty. Wtedy obaj wierni działacze PZPR mogliby udać się do swoich jako osoby prywatne. Nikt nie będzie wcale nalegał na powrót... Rafał A. Ziemkiewicz