Trzeba politykowi Platformy Obywatelskiej przyznać jedno. Rzadko wpis w serwisie Twitter, czyli "tłit", zyskuje taką międzynarodową popularność i rozgłos o ile nie jest autorstwa kogoś w rodzaju amerykańskiego prezydenta. Na początku tygodnia przy rosyjsko-niemieckich gazociągach Nord Stream solidnie zabulgotało. Jak się okazało, ktoś spowodował podwodne wybuchy, powodując wycieki gazu. Komentarze przeważnie kierowały w stronę Rosji. Wybuchy nałożyły się na otwarcie gazociągu Baltic Pipe pompującego gaz ziemny ze Skandynawii do Polski. Spowodowały też krótkotrwały radykalny skok cen gazu. Wiadomo, choć do niedawna nie wszystkim włącznie z częścią naszych elit, że Rosja traktuje surowce jako broń, a sprawy energetyczne jak pole walki. Radzi sobie na nim zdecydowanie lepiej niż na polu walki zbrojnej na Ukrainie. I swojej szansy upatruje w kłopotach z energią Zachodu, na które nałożyło się wiele spraw. Przede wszystkim wojna, ale zapewne także to, że Unia Europejska postanowiła w gwałtowny sposób zostać liderem świata w ograniczaniu emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. Trop rosyjski to oczywiście jedna z interpretacji, dość popularna, choć zawierająca sporą wątpliwość, nawet jeśli uwzględnić wszystko powyżej. Dlaczego Rosjanie uszkodziliby własną infrastrukturę? Pojawiły się więc interpretacje inne. Ta autorstwa Sikorskiego była najkrótsza, ale też najgłośniejsza. "Thank you, USA" Polityk Platformy po prostu skomentował zdjęcie gazowego wycieku z Nord Streamu, wyglądającego trochę jak jacuzzi na Bałtyku, słowami "Thank you, USA". Tylko tyle i aż tyle. Gdyby to zrobił niżej podpisany, to nie byłoby sprawy. Problem składa się jednak z dwóch elementów. Po pierwsze takiego, że Sikorski to były minister obrony narodowej i spraw zagranicznych ważnego państwa NATO, jakim jest Polska. To także europoseł odpowiedzialny za relacje Europarlamentu z USA. Po drugie takiego, że Sikorski wskazał dość jednoznacznie, że to Stany Zjednoczone doprowadziły do wycieku, czyli przeprowadziły jakiegoś rodzaju akt terroru wymierzony w Rosję. Nie oszukujmy się, trzeciej wojny światowej to nie wywoła, ale jest wodą na młyny rozmaitych rosyjskich Pieskowów, którzy temat zresztą z miejsca podłapali. Już po kilku godzinach Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ dociekała czy to "oficjalne oświadczenie o ataku terrorystycznym". Rosyjskie media w najbliższych dniach będą sprawę grzały od każdej strony, dowodząc ludowi terrorystycznej natury NATO i Ameryki. Co więcej, może być on wykorzystywany do usprawiedliwiania własnych ataków, a Rosjanie takie usprawiedliwienia uwielbiają. Przecież nawet przy okazji obecnej wojny i wcześniejszej hybrydowej inwazji na Ukrainę z 2014 roku w kółko przypominali bombardowanie przez NATO Belgradu w 1999 roku. Bank próżności Nie jest to pierwsza podobna historia i nie ostatnia. Podczas kiedy media straszą jako agenturą wpływu marginalnymi postaciami w rodzaju polityka Mateusza Piskorskiego czy happenera-hejtera Wojciecha Jabłonowskiego dużo więcej złej roboty robią ważniejsi uczestnicy naszego sporu politycznego. Robią to przeważnie w zacietrzewieniu, bo skupieni na polsko-polskim sporze wypierają wszystko co się dzieje poza nim włącznie z elementarnym bezpieczeństwem kraju. Przede wszystkim widać było to przy okazji awantury o płot na białoruskiej granicy i całego tamtego kryzysu. Wypowiedzi i pomstowania na polskie służby stały się wręcz salonową, środowiskową modą, a najbardziej agresywna aktorka stała się bohaterką imprez organizowanych przez Platformę Obywatelską i jej akolitów w rodzaju Jerzego Owsiaka. Pogardliwe określenie rosyjskiego pochodzenia "pogranicznik" oznaczające funkcjonariusza Straży Granicznej weszło na stałe do języka dużej grupy polityków. Charakterystyczne, w sposób wyjątkowo ponury, jest to, że ten wewnętrzny atak na państwo polskie broniące swojego ewidentnego interesu i praw, nie skończył się nawet po rozpoczęciu wojny. Zresztą potem też nie było lepiej. Politykom opozycji zdarzało się dopytywać, a czemu te wojska przemieszczają się tu a tu. Mediom, także tym bliższym władzy, głośno spekulować czy myśliwce ukraińskie nie będą korzystać z polskich lotnisk. Korespondentom zdradzać pozycje wojsk ukraińskich. Często nie było to już efektem polsko-polskiej nienawiści, a bezmyślności czy braku doświadczenia. Radosław Sikorski rozbił jednak swoimi trzema słowami bank. Oczywiście z miejsca pojawiły się różne interpretacje, z najbardziej spiskowymi włącznie. Jestem przekonany, a utwierdziły mnie w tym kolejne komunikaty polityka PO, że zrobił to z czystej próżności. Jak widać, gdy obok toczy się wojna, cecha ta może być dużo bardziej szkodliwa niż zwykle.