Internetowa anonimowość rozzuchwala i wyzwala jakieś straszliwe instynkty. Potulni, cisi i szarzy obywatele, którzy na co dzień czapkują szefowi, na widok żony kulą uszy po sobie, a jeśli walczyli z komuną to, przede wszystkim, kupując cielęcinę od baby ze wsi, w sieci stają się lwami i hienami. Piętnują, krytykują, obrażają na potęgę. Nie ma dla nich autorytetów, nie ma ludzi uczciwych, nie ma czystych intencji. Jeśli polityk - to baran i złodziej, jeśli dziennikarz - to idący na partyjnym pasku idiota, który to co robi, robi dla zdobycia łask swych szefów, jeśli sportowiec - to koksujący się oszust, a jeśli ktoś zasłużony - to albo naciągacz i hochsztapler, albo naiwny głupek. Pół biedy jeśli taki internetowy bohater wyłącznie ocenia. Póki używa w miarę przyzwoitego słownictwa i potrafi jako-tako wyhamować wściekłość na wszystko, co go otacza - niech rozładuje swoje kompleksy i frustracje. Gorzej gdy powtarza, albo wręcz wysysa z brudnego palca jakieś idiotyzmy i postanawia uraczyć nimi świat podszywając się pod "tego który wie". A tak się dzieje. Wiem, bo i mi co najmniej kilka razy zdarzyło się przeczytać na swój temat jakieś bzdury, pod którymi nie podpisywał się nikt, albo jacyś moi - rzekomi - dawni znajomi. Znam więc to poczucie przykrej bezsilności, gdy czyta się na swój temat kłamstwo i właściwie nie sposób na to zareagować. Oczywiście, że politycy muszą liczyć się - znacznie bardziej niż wszyscy inni - z krytyką, z zarzutami, a nawet z obelgami i że ich skóra musi być znacznie grubsza. Ale to nie znaczy, że jakiegokolwiek by internet nie wypluł ze swych trzewi pomówienia - musi pozostać ono bezkarne. Sieciowi blagierzy nie powinni czuć się objęci immunitetem tylko dlatego, że funkcjonują w obszarze, w którym wyjątkowo łatwo o anonimowość. Odpowiedzialność za słowo musi obowiązywać także ich. I dlatego - nie popierając formy i dziwiąc się rozległości zarzutów syna Czumy - nie biłbym jednak zbyt zapalczywie w dzwony zagrożenia wolności słowa, gdy ktoś zwraca uwagę na to, że internet pozostaje sferą, niemal niczym nie skrępowanej swobody odsądzania innych od czci i wiary. Konrad Piasecki