Ale żyjemy w państwie dziadowskim. Już więc okazało się, że najwyższy wymiar kary, jaki zwyrodnialcom grozi, to 25 lat więzienia. Wątpliwe, by sąd zdecydował się taką karę wymierzyć - zaraz przecież zaroi się od rozmaitych obrońców praw człowieka, którzy wywodzić zaczną, że biedni chłopcy mieli do szkoły pod górkę, że padli ofiarą społecznych nierówności, wilczego kapitalizmu, i w ogóle winni są wszyscy, tylko nie oni. Ale jeśli nawet dostaną maksymalny wymiar kary, to w praktyce naszego przeoranego humanitarnymi reformami systemu penitencjarnego oznacza to, że wyjdą po pięciu, sześciu latach. A może jeszcze wcześniej. Nie zabraknie cymbałów udowadniających z przekonaniem, że po tak długim czasie mamy do czynienia z zupełnie już innymi ludźmi, niż ci, którzy dopuścili się przed laty zbrodni, i po prostu nie można takiego człowieka w nieskończoność dręczyć za winy, w końcu, kogoś zupełnie innego, kim już nie jest. Są nieszczęścia, których nie da się uniknąć. Są takie, do których nie doszłoby, gdyby nie czyjaś głupota albo nikczemność. Tu mamy do czynienia z takim drugim wypadkiem. Młody degenerat, który dopuścił się tej zbrodni, był już zatrzymywany - za udział w pobiciu, za różne drobniejsze przestępstwa. Mimo to nie bał się chodzić po mieście z nożem w kieszeni i zabawiać się ciskaniem kosza na śmieci w tramwajową szybę. Kolejne zatrzymania przez policję, zamiast przestraszyć, utwierdziły go w przekonaniu, że nic mu nie grozi, że całe państwo polskie, ze swymi policjantami, prokuratorami i sędziami może mu skoczyć. I tu jest istota sprawy. W państwie z prawdziwego zdarzenia taki bydlak powinien się, po pierwszej wpadce, bać. Mieć świadomość, że następny konflikt z prawem skończy się dla niego smutno. Po to właśnie płacimy podatki na tzw. aparat sprawiedliwości. Ale, niestety, przez dwadzieścia ostatnich lat aparatowi temu systematycznie, jeden po drugim, wybijano zęby. Łagodzono kary, mnożono prawa bandyty, robiono wszystko, aby ludzie podobni wspomnianym degeneratom czuli się bezkarni. Zamiast nich, strach czują normalni Polacy. Mężczyzna, którego dwaj młodociani zbrodniarze zamordowali, zginął dlatego, że był policjantem i się nie bał im przeciwstawić. Wszyscy inni na pewno rozsądnie zeszliby rozjuszonemu bydlakowi z drogi. Jeśli znowu odniosą zwycięstwo humanitarni dranie, którzy rozpanoszyli się w naszych mediach i tzw. elitach, bredzący o rzekomej nieskuteczności kary śmierci (gówno prawda! - to jedyna kara, która w stu procentach zapobiega recydywie) i o społecznych przyczynach przestępczości, i jeśli młodzi zwyrodnialcy wywiną się sprawiedliwości, wykpiwając się jakimiś marnymi kilkoma latami więzienia - to kolejnym podobnym zwyrodnialcom zejdzie z drogi także policjant. Wtedy już zupełnie bez przeszkód będą oni mogli robić, co tylko do zdegenerowanych łbów strzeli. W istocie powinno się nie tylko powiesić tych dwóch. Powinno się też solidnym kopem w tyłek wygnać z naszej debaty publicznej różnych postępowych idiotów, którzy doprowadzili do tego, że bandzior nie boi się dziś w Polsce niczego, za to bać się muszą porządni ludzie.