"Trzecia droga" jest w polskiej polityce odpowiednikiem yeti. Wszyscy o niej gadają. Ale nikt jej tak naprawdę nie widział. Wielu było na tropie. Przeczesywali stepy spin-doctoringu, wspinali się po ostrych graniach badań opinii i czerpali ze źródeł filozofii politycznej. Na nic. Ryszard Petru zaczynał jako yeti (alias "polski JFK") a skończył poza Sejmem (choć odgraża się, że wróci). Robert Biedroń też próbował. Ale pary starczyło mu ledwie na mandat europosła. Paweł Kukiz? Może i był kiedyś trzecią siłą. Ale na pewno nie "trzecią drogą". No a teraz albo będzie w PiSie, albo nie będzie go wcale. I tak dalej, I tak dalej. Polska publicystyka pełna jest pięknych deklaracji o gotowości zawalczenia o głosy "centrystów", "normalsów", "symetrystów", "rozkraczonych" czy "niezapisanych po żadnej ze stron wojny polsko-polskiej". Hołownia-Kamysz "trzecią drogą"? Teraz w furto yeti (jeśli yeti w ogóle ma futro, bo może przecież preferować bikini) postanowili przebrać się Szymon Hołownia i Władysław Kosinak-Kamysz. Pomysł pachnie na kilometr sztabem tego pierwszego i kojarzy się (czy tylko mnie?) ze słynną aplikacją Jaśmina, która miała odmienić oblicze polskiej polityki. Trzeba przyznać, że tym razem poszukiwacze yeti poszli dalej niż poprzednicy. Tamci tylko mówili, że są "trzecią drogą". Hołownia-Kamysz postanowi się tak oficjalnie nazwać. W czasach, gdy gazetowi psycholodzy i kaznodzieje progresywizmu powtarzają ci w kółko, ze możesz być kim tylko zapragniesz, to nawet logiczne naturalne posunięcie. Z politycznego punktu widzenia pytanie brzmi oczywiście, czy Trzecia Droga jest faktycznie "trzecią drogą"? Innymi słowy: czy alians wyborczy Hołowni i Kosiniaka faktycznie oferuje polityczny produkt zasadniczo różniący się od PiSu i od antyPiSu? A więc od obu tych sił, wobec których "trzecia droga" powinna budować alternatywę. No więc jak? Jest tu tak naprawdę jakaś trzecia droga? Pozwolę sobie mieć co do tego pewne wątpliwości. "Hoło" i "Kosi" w antypisowskim bloku Wątpliwość pierwsza polega na tym, że przez ostatnie lata zarówno PSL Kosiniaka jak i Polska 2050 Hołowni były częścią antyPiSowskiego bloku. I to na każdy ze sposobów, jakie umiem sobie wyobrazić - deklaratywnie, środowiskowo, emocjonalnie i faktycznie. Jeszcze nie tak dawno i "Hoło", i "Kosi" rozmawiali z KO i Lewicą o wspólnej liście w wyborach sejmowych. Ostatecznie takiej listy nie będzie. Ale przecież nadal - ani przez jeden krótki moment - nie ulega wątpliwości, że "Trzecia Droga" wejdzie w jakąkolwiek inną koalicję rządową niż z Tuskiem oraz Czarzastym. Ani przez moment (nawet przez przejęzyczenie albo choćby dla zwykłej draki) nikt nie zająknął się tam na temat potencjalnie możliwej koalicji z PiSem. Nikt, nigdy, przez wiele lat. Oczywiście mają do tego pełne prawo. Ale ma to również swoje konsekwencje. No bo cóż to więc za trzecia droga, która z definicji jest częścią tylko jednej z dwóch pierwotnych dróg, wobec których chce być alternatywą? W tym sensie Trzecia Droga to nie jest "trzecia droga". Tylko ścieżka prowadząca do drogi antyPiSowskiej. Tylko trochę inaczej - nie niepoznaki - oznakowana. Wątpliwość druga dotyczy samego pomysłu na Polskę. Trzecia droga oznaczać powinna, że ten pomysł jest jakoś zasadniczo inny niż pozostałe dwa pomysły (ten PiSu i ten antyPiSu). Prawda? Dobrze to rozumiem? No ewentualnie możemy chyba dopuścić, że trzecia droga będzie w praktyce rodzajem mieszanki obu dróg. Na zasadzie "trochę tego" i "trochę tamtego". Jedni mają rację tutaj, ale drudzy mają rację tam. A my to wszystko wam ładnie połączymy. Jednak nawet myśląc o Trzeciej Drodze Hołowni-Kamysza w ten sposób, ja tu żadnej trzeciej drogi nie widzę. Nie widzę odmiennego pomysłu na Polskę. Widzę raczej dwie partie, z których jedna (Hołownia) startowała parę lat temu jako pomysł na zastąpienie Platformy Obywatelskiej na scenie politycznej. Miało się to odbyć na zasadzie "bierzemy program, dodajemy nowe - niezgrane i niekojarzące się źle - twarze". A właściwie twarz Szymona H. Ale jej się to nie udało. Wobec czego Polska 2050 zawisła w próżni i nie zdołała zbudować własnego elektoratu poza tymi, którzy chcieliby takiej "trochę fajniejszej Platformy". PSL niczym "Uciekająca panna młoda" Do tego dochodzi druga partia, czyli PSL. Wyspecjalizowany przez lata w roli języczka u wagi polskiej polityki. Ale nigdy niepretendujący do wyznaczania kierunku. Raczej specjalista od dopasowywania się do silniejszego partnera. Jak Julia Roberts w filmie "Uciekająca panna młoda", która nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, "jakie lubi jajka na śniadanie". Bo zawsze brała takie jak narzeczony. Takie PSL od lat dryfuje w kierunku liberalnego mainstreamu. To ich naturalne środowisko. Razem Hołownia i Kamysz próbują przechytrzyć metodę d'Honta (sposób liczenia głosów preferujący ugrupowania duże). Pewnie im się uda. Ale programowego ognia w tym mariażu z rozsądku zdecydowanie nie będzie. Wątpliwość trzecia jest taka, że nawet na polskiej - tak bardzo bipolarnej - scenie politycznej są dziś lepsze "trzecie drogi" niż Trzecia Drogi. I tak uczciwie rzecz ujmując, dużo bardziej do roli autentycznej alternatywy wobec PiSu i antyPiSu pasuje... Konfederacja. Która raz, że może współrządzić w różnych konfiguracjach. A dwa, ma autentycznie program będący amalgamatem obu wielkich bloków. Z jednej strony silny wolnorynkowy zapał Mentzena. Z drugiej mocne osadzenie w wartościach konserwatywnych i narodowych. Coś, co w wypadku Kosinaka-Hołowni jest tylko wyblakła imitacją. Jeśli mnie pamięć nie myli, to Tomek Wilimowski jednak nie spotkał yeti w czasie wyprawy opisanej przez Szklarskiego w 1961 roku. Myślę, że podobnie będzie z Hołownią i Kosiniakiem w roku 2023. Ale muszę jeszcze sobie doczytać.