Hamlet, czyli jak zniszczyć państwo (przedwyborcza recenzja teatralna)
Na pożegnanie z Teatrem Narodowym Jan Englert zrobił znakomite i odkrywcze przedstawienie Hamleta. Współczesne i bardzo nowoczesne, pełne energii i bez zbędnych przestojów - jak przystało na 80-latka, który zdaniem ministry Wróblewskiej koniecznie musi ustąpić miejsca młodszym. Bo, jak wiadomo, w sztuce najważniejszy jest wiek artysty. Taki na przykład Manoel de Oliveira, który międzynarodową sławę zyskał po 80., a ostatni film nakręcił mając 106 lat, w Polsce miałby przerąbane.

Z "Hamletem" kłopot jest taki, że zrealizowany został tysiące razy na deskach teatrów, filmowych adaptacji jest ponad 40 poczynając od 1908 roku i z całą pewnością w jakimś odległym od kultury anglosaskiej kraju, ktoś właśnie szykuje się do kolejnej realizacji.
Wydaje się, że wszyscy znamy tę historię, a jednak przedstawienie Jana Englerta opowiada ją w taki sposób, że ponad 500 lat po premierze arcydramatu Szekspira, muszę uprzedzić czytelników, że będą spoilery. I to liczne!
"Hamlet". Pożegnanie Jana Englerta z Teatrem Narodowym
"Hamlet" według Jana Englerta działa jak dobrze naoliwiona maszyneria. Sceny płynnie przechodzą jedna w drugą, nic się nie snuje, nie zostają powidoki, bo przecież mechanizm musi się napędzać, kumulować energię aż do osiągnięcia celu. Jak porządny młyn, w którym żarna się kręcą, póki wszystkiego nie przemielą. Czymże jest ów rozpędzający się młyn? Polityką. A co przemiele? Wszystko.
Na scenę wchodzi młody chłopak z gitarą (Hugo Torres), młoda dziewczyna (Helena Englert) przebiega przez scenę i wskakuje na niego oplatając go nogami. Hamlet i Ofelia. Oboje bardzo młodzi. Swobodni. Także wobec siebie.
A potem robi się dziwnie. Duchem ojca jest Horacjo (Przemysław Stippa). To on wyjawia tajemnicę morderstwa dokonanego przez stryja Klaudiusza (Mateusz Kmiecik). On żąda zemsty i rzuca cień na matkę Hamleta, Gertrudę (Beata Ścibakówna). Jest tym, który wykonuje pierwszy obrót żaren. A potem schodzi na drugi plan. Słucha, pomaga, wykonuje polecenia. Jak w tradycyjnych interpretacjach mówi niewiele, bo nie musi. Przekaz od Ducha był precyzyjnie dobrany do osobowości Hamleta i jego niezgody na to, że wszystko spsiało i psieje dalej. Moralny ferwor Hamleta, jego rozczarowanie światem i jego mechanizmami, jest paliwem, które napędza młyn.
Czy Horacjo coś wiedział o śmierci ojca Hamleta? Nie wiemy. Wiemy tylko, że użył najskuteczniejszej formy perswazji. Wielki Człowiek powiedział Hamletowi, że ten jest jego następcą, sukcesorem i dziedzicem. Hamlet, który nie ma o sobie zbyt wysokiego mniemania nagle poczuł powiew. Misji? Wielkości? Na pewno powiew takiego wiatru, o którym wiadomo, że wypełnia żagle - wiatru historii; który naprawi krzywdy i ukarze siewców zła. Że przy okazji zdestruuje znany świat? Świat zepsuty nie jest wart naszego żalu. Ferwor moralny jest dowodem, że misja destrukcji jest święta.
Hamlet gra. Gra bo jest sam, przeciw skonsolidowanej władzy; gra, bo gra pozwala na prowokacje; gra, bo gra jest zarazem sposobem ataku i ucieczki. Samotność walki usprawiedliwia jej podstępność, strata Wielkiego Człowieka sprawia, że straty ludzi mniejszych wydają się usprawiedliwione.
Klaudiusz jest w oczywisty sposób winny. Ale czy na pewno? Jeśli oskarża go nie duch ojca, ale Horacjo, to powinna nam się zapalić czerwona lampka. Zwłaszcza, że to Horacjo zezna co zobaczył na twarzy Klaudiusza w trakcie przedstawienia, a którym Stary Aktor (Jerzy Radziwiłowicz) odegra zamordowanie starego króla. Przecież Klaudiusz wcale nie musiał zabijać swego brata.
Wyrzuty sumienia wobec brata może mieć wystarczające i bez zbrodni, bo skonsolidował władzę poślubiając bratową tuż po jego śmierci. Może nawet mieli wcześniej romans? Gertruda jest witalną, atrakcyjną kobietą, a Klaudiusz jest młody w odróżnieniu od brata.
Mogło więc i tak być, choć nie ma to znaczenia. Znaczenie ma, że Klaudiusz jest młody i wydaje się krzepko osadzony na tronie, więc Hamlet tego tronu długo nie powącha. Może nigdy, a może jak książę Karol wstąpi na tron jako starzec. Ale Hamlet jest młodszy i jest zagrożeniem, bo matka świata za nim nie widzi i jak się rozczaruje i znudzi Klaudiuszem, to może przecież zwrócić się przeciw niemu. Krzepki uchwyt tronu, nie jest taki krzepki, jak się na pozór wydaje.
Polityczne arcydzieło
Im dziwniej gra Hamlet, im bardziej jest niezrozumiały w swoich zachowaniach i reakcjach, tym bardziej jest niebezpieczny. Sytuacja polityczna jest trudna. Armie Fontynbrasa stoją na granicy. Twierdzą, że idą do Polski, ale przez nasze terytorium i nie wiadomo czy dojdą. Fortynbras jr. ma chrapkę na tron. Może wykorzystać zamieszanie powodowane przez Hamleta.
Hamlet udający szaleństwo jest niebezpieczny, bo nieznany jest cel jego gry; Hamlet szalony też jest niebezpieczny, bo delegitymizuje królestwo. Wszak każda inwazja zaczyna się od dezinformacji, a jakąż świetną pożywką do dezinformacji jest szaleństwo królewskiego syna i następcy tronu!
Sytuacja Klaudiusza jako władcy nie jest łatwa. Jest w sile wieku i ma starszą żonę, która już nie da mu dziedzica. Ale tylko ona jest powodem dla którego roszczenia Hamleta nie będą uwzględnione. Jeśli jednak Hamlet jest szaleńcem, to musi mieć innego następcę tronu, a więc musi się pozbyć Hamleta, by bezpiecznie pozbyć się Gertrudy. Polityczne abecadło. Odwieczny alfabet władzy. Zdobycie, konsolidacja, sukcesja.
Więc nie ma znaczenia, czy Klaudiusz zabił starego króla. Jest gotów zabić jego syna. A wszystko przez Hamleta robi się coraz trudniejsze. Śmierć Poloniusza (Cezary Kosiński) przysparza Klaudiuszowi nowych kłopotów. Powracający Laertes z łatwością pozyskuje poklask ludu. Obwołują go wodzem, a więc Klaudiusz wcale nie jest popularny.
Wyjawienie, że Poloniusza zabił Hamlet, a zbrodnię ukrył Klaudiusz, skompromituje ich obu, więc Klaudiusz musi też grać. Wciągnąć Laertesa w tę grę tak, by dokonał zemsty, ale bez ujawniania przyczyn. Gdy Laertes zabije Hamleta za pomocą zatrutej broni, która podsuwa mu Klaudiusz - przestanie być pretendentem do władzy, będzie łatwy do uwięzienia i skompromitowania. Szczyci się honorem i na ten honor się powołuje wobec ludu, ale gdy w pojedynku o honor używa zatrutej broni, zdradza tym samym w praktyce zasady, którymi się szczyci. Brzmi znajomo? To jedziemy dalej.
Zbyt wiele męskich ambicji
Gra także Ofelia. Widziała "szaleństwo" Hamleta i po śmierci ojca zrozumiała, że to nie musiało wcale być wynikiem szaleństwa, lecz wynikiem gry. Niebawem dowiemy się, że Ofelia jest w ciąży - gdy Gertruda chce dotknąć jej twarzy, Ofelia chwyta jej dłoń i w geście zrozumiałym od zawsze w każdej kulturze przytyka do swego brzucha, pod którym bije serce dziecka Hamleta, serce dziecka, którego ojcem jest zabójca jej ojca.
Wraz ze śmiercią ojca Ofelia jest w pułapce. Hamlet odsyła ją do klasztoru zajęty swoją grą, lecz jako sierota w ciąży, bez majątku, który z ojca przeszedł na syna, miejsca w klasztorze dla niej nie ma. Nie ma też miejsca na dworze i nie ma nikogo, kto zorganizowałby jej fikcyjny ślub z jakimś bogatym wielmożą, który zamaskował by jej hańbę. Poloniusz umiał by to zrobić, ale Laertes? Obnoszący swój krzykliwy honor jak barwy wojenne? Jeśli nie powie z kim ma dziecko, to ją wygna. Jeśli powie, to albo zabije Hamleta, albo sam zginie. Tak czy inaczej majątek zostanie skonfiskowany, a ona skazana na hańbę.
Dlatego teraz Ofelia udaje szaleństwo. Chce usprawiedliwić swoją śmierć, by mogła zostać uznana za przypadek. Zależy jej na pochówku w poświęconej ziemi. I dla siebie i dla dziecka. Dlatego tuż przed śmiercią dla pewności daje znać Gertrudzie, że jest w ciąży. Królowa zadba, by mimo wątpliwości pospólstwa została pochowana w poświęconej ziemi. Dla dobra dziecka, które jest jej wnukiem.
Gertruda jest atrakcyjna i świadoma swej wartości jako kobieta i jako królowa. Być może też gra, bo mniema, że tak ochroni Hamleta przed ambicjami Klaudiusza. Gdy okazuje się, że Hamlet umrze w wyniku intrygi Klaudiusza, nie zostawia spraw swemu losowi, sama zabija męża i wypija truciznę świadoma co to jest.
Przeżyła dwóch mężów, syna i wnuka, innych już mieć nie będzie, a królową bez mężczyzny być nie może. Wybiera śmierć, bo to logiczne i najprostsze. Poniosła klęskę. Tron nie ma następcy. Ci, których kochała lub byli użyteczni jak Klaudiusz - nie żyją. Nie da się upokorzyć, nie da się zamknąć w klasztorze. Odchodzi na swoich warunkach, świadoma klęski domu, ale nieświadoma mechanizmu.
Wydaje jej się, że to fatum, zbyt wiele męskich ambicji, a może myśli, że to jej osobista klęska, bo nie umiała zaprzyjaźnić syna i męża. Ważne, że nie rozumie. Mechanizmem bowiem zarządza kto inny. Horacjo i Fortynbras jr., któremu stryj-król zabronił atakować Danię. Niechże więc Dania sama się wykończy, gdy on będzie z wojskiem akurat przechodził. Gdzie? Nieważne. Może nawet być do Polski, czyli nigdzie.
O czym jest "Hamlet" Jana Englerta?
Gdy Fortynbras wchodzi po czerwonym dywanie do zamku w Elsynorze, który przejął bez jednego wystrzału, wita się najpierw z Horacjem, swoim agentem. W niezwykle elegancki sposób ostatnia scena wyjaśnia początek.
Duch jest dobrym kamykiem uruchamiającym lawinę, więc trzeba go było wymyślić lub wytworzyć. Zdrada - prawdziwa czy rzekoma - jest najlepszym sposobem osłabienia przeciwnika. Ubodło mnie trochę stylizowanie Fortynbrasa na Putina. Odebrałem to jako brak zaufania do mojej inteligencji, zbyt nachalna ta wielka złota brama, z której wychodzi mały człowieczek z trudem dosięgający klamki, lecz marzący o wielkości za wszelką cenę. Ale zgadzam się z diagnozą. Zatrucie najlepsze skutki wywołuje u szlachetnych bądź myślących o sobie jako o szlachetnych, a nic tak nie usprawiedliwia łajdactwa jak moralny ferwor.
Hamlet, na mocy dość słabych przesłanek odrzuci miłość, zabije przyjaciół, doprowadzi do upadku państwa w imię obsesji zemsty. Zabicie Świętego, Wielkiego Męża, jest nie do wybaczenia.
W tym sensie "Hamlet" Jana Englerta jest i o Smoleńsku i o populizmie w polityce, który żywi się trucizną podawaną w odpowiednich dawkach i o tych zimnych ludziach, pozbawionych uczuć wyższych, którzy jak Fortynbras i Horacjo nie zawahają się, by zbrukać wszystko, poczynając od tych, którzy jeszcze nie zrozumieli nowego świata, w którym WSZYSTKO WOLNO, bo upadły kody kulturowe wymagające w polityce elementarnych zasad; którym jak Hamletowi, Gertrudzie czy Ofelii nie przyjdzie nawet do głowy, że ich gra jest tylko częścią większej gry i co ważniejsze - gry cudzej.
Dania to nie tylko więzienie - jak mówi rozgorączkowany Hamlet, ale też kawałek globalnej układanki. Bardzo to precyzyjne przedstawienie, świetnie zagrane, skrzące się od pomysłów reżyserskich budujących nowy sens sztuki bez zmiany tekstu. Ale przede wszystkim świetny testament na nowe czasy. Czy tylko zawczasu uda się zrozumieć, kto tu jest Horacjem, kto Fortynbrasem, a kto zwykłymi ofermami, jak Rosencrantz i Guildenstern, którzy jak wiadomo nie żyją, bo byli na tyle głupi, że dali się wplątać nie wiedząc w co i z kim grają?
Maciej Strzembosz