Groźba domknięcia systemu. O tym są te wybory
Prawdziwą stawką tych wyborów jest realne domknięcie systemu polityczno-medialnego. Jeśli się dokona, to będzie niszczące dla naszej demokracji oraz pluralizmu. Warto o tym pamiętać, wrzucając kartę do wyborczej urny w te dwie majowo-czerwcowe niedziele.

O czym są te wybory prezydenckie? Krótko mówiąc, one są o tym, czy w perspektywie lat pięciu czy ośmiu będziemy nadal żywą i pulsującą demokracją. Czy raczej krajem, gdzie spory zostaną wygaszone. Co oczywiście nie oznacza, że znikną problemy.
Zniknie raczej możliwość ich przegadywania (a czasem i przekłócenia, cóż w tym złego?), a potem rozwiązywania. Zapanuje cmentarna cisza wokół tematów ważnych. Z czasem zagłuszy się ją prędko natłokiem spraw trywialnych. Pod spodem wszystko będzie jednak gniło i puchło. Bardziej i bardziej.
Mamy szczęście
Zacznijmy nietypowo. Czyli od tego, jakie mamy… szczęście. Historia przećwiczyła nas w mówieniu o pechu urodzenia w tym miejscu nad Wisłą. Zwłaszcza vis a vis naszych bliższych czy dalszych sąsiadów z Niemiec, Francji albo Szwecji. Ale akurat życie w Polsce ostatniej dekady wcale nie było takie złe. Przeciwnie.
Gospodarczo Polska rozwijała się lepiej niż wszystkie kraje zachodnie. Lepiej niż Niemcy, lepiej niż Francuzi i lepiej niż Szwedzi. Do tego w czasach PiS trochę odneoliberalniliśmy polski model gospodarczy. Do systemu wmontowano elementy dzielenia się wypracowanym bogactwem z szerszymi masami społecznymi.
800+, 13. emerytura, płaca minimalna na poziomie połowy średniej krajowej, szybki wzrost wynagrodzeń i te sprawy. Nawet kryzysy, które nadchodziły - covid, wojna czy inflacja - braliśmy na klatę lepiej niż wspomniani Niemcy, Francuzi albo Szwedzi.
Ale to nie koniec. Bo ostatnia dekada w Polsce to także czas bezprecedensowego rozkwitu polskiej demokracji. Oczywiście znam argumentację liberalnego komentariatu, który twierdzi, że PiS demokrację w tym czasie niszczył. Nie podzielam jednak ich opinii. I zamiast na ich stronniczość wolę patrzeć na fakty.
Choćby na to, jak niesamowicie zwiększył się w ostatnim czasie udział szerokich mas społecznych w procesie demokratycznym. Chcecie faktów? Proszę bardzo. Pamiętacie, ile wynosiła frekwencja wyborcza w wyborach parlamentarnych roku 2005? Otóż wyniosła… 40 proc. A w 2023 roku? Wtedy było 74 proc. Czyli prawie dwa razy więcej. W prezydenckich podobnie. Z 50 proc. do prawie 70 proc. Też skok - przyznacie to - kosmiczny.
...bo życie w Polsce nie jest takie złe
Po drugie, poszerzył się w tym okresie także polityczny i medialny pluralizm. Zwłaszcza dojście do władzy PiS pozwoliło dopuścić do głosu te środowiska, które na poprzednich etapach polskiej transformacji były z głównego nurtu wypychane. Mowa tu głównie o wszelkiej maści konserwatystach, krytykach obecnego modelu integracji europejskiej, związkowcach i niezadowolonych z neoliberalnej transformacji.
Oczywiście liberalny mainstream, który musiał się posunąć, nie był tym poszerzeniem zachwycony. Nikt nie lubi, jak musi ustąpić trochę miejsca na wygodnej kanapie, z której dotychczas obserwował świat w pozycji horyzontalnej. Ale przecież powinniśmy mieć na tyle trzeźwego dystansu, by wiedzieć, że na interesie liberalnego mainstreamu nie kończy się interes ani polskiej opinii publicznej, ani polskiej demokracji. Co dobre dla "Wyborczej" albo TVN-u, nie musi być dobre dla pozostałych. I zazwyczaj nie jest.
Mało tego. Ta ostatnia dekada sprawiła, że polski model polityczno-medialny stał się dużo ciekawszy od zachodnich odpowiedników. Wiem, co mówię - mieszkałem w tym czasie trochę poza Polską. Konkretnie po roku w Niemczech i Irlandii.
W obu przypadkach pozamykanie tamtejszych mainstreamów medialno-politycznych było uderzające. Oba modele z pozoru dawały wyborcom szeroki wybór partii a odbiorcom kolorową paletę mediów o nachyleniu mieszczańskim, socjaldemokratycznym, liberalnym albo zielonym.
Do wyboru, do koloru? Niestety, właśnie tylko pozornie. A tak naprawdę ten establishment polityczny i medialny zlewał się ze sobą w jedną polityczną i ideową papkę. Wybór pomiędzy tamtejszymi partiami głównego nurtu od dawna jest więc zwykłym oszustwem marketingowym. Coś jak wypuszczenie na rynek przez jeden i ten sam potężny koncern trzech marek piwa albo kremu pod oczy. Efekty znamy i widzimy.
W większości krajów europejskich antysystemowi "barbarzyńcy" są już u bram. A elity dwoją się i troją, by nie dopuścić ich do wzięcia udziały w politycznej grze. Naruszając przy tym już nie tylko ducha, ale i literę demokracji. Jak choćby we Francji w przypadku skazania Marine Le Pen tylko po to, by nie wygrała wyborów prezydenckich. Albo w Niemczech, gdzie na poważnie trwają przymiarki do delegalizacji AfD - w międzyczasie najsilniejszego ugrupowania w sondażach poparcia.
Jest inaczej niż 10 lat temu
Na tym tle Polska minionej dekady była inna. Raz, jest nadal krajem z bardzo realnym sporem politycznym pomiędzy autentycznymi konkurentami. Oby jak najdłużej.
Dwa, nadal jeszcze mamy media, w których przejrzeć się mogą różne środowiska i różne polityczny wrażliwości. Nawet po siłowym wzięciu TVP i Polskiego Radia przez rząd Tuska nadal są jeszcze Polsat, Republika albo Zero. Oby jak najdłużej.
I trzy, w Polsce wciąż mocne jest - mam wrażenie - przekonanie, że demokracja zawsze się obroni. Że są rzeczy, na które "ludzie się nie zgodzą". Oby jak najdłużej
Ostatnie miesiące pokazują oczywiście, że wszystkie te zdobycze są dziś w realny sposób zagrożone. Pazerność w komasowaniu władzy i wpływów oraz gotowość rządu Tuska do łamania kolejnych zasad oraz reguł są bezprecedensowe.
Mamy bezprecedensowe finansowe sekowanie opozycji, taśmowe zdejmowanie immunitetów demokratycznym parlamentarzystom, sugestie o ważności wyborów, lekceważenie i objeżdżanie konstytucyjnych reguł oraz dzielenie sędziów na prawdziwych czy nieprawdziwych. To wszystko się dzieje. I już dawno przykryło swoim rozmiarem te wszystkie numery, które można było zarzucać PiS-owi przed rokiem 2023. Przy obecnej władzy kaczyści byli jak cwaniaczek, co wykombinował, że przebiegnie na czerwonym, żeby złapać uciekający mu autobus.
Na tym tle obecna władza jest raczej jak bada wyrostków, która z zimną krwią obrabowała staruszkę w południe pod sklepem spożywczym. Taka różnica.
O tym wszystkim są te wybory.
Rafał Woś
Zobacz również:
- Wzajemne oskarżenia sztabów wyborczych. Pojawił się nowy trop w sprawie hejterskiej kampanii
- Sztab Trzaskowskiego zawiadamia prokuraturę. Piszą o "masowej akcji"
- Polska Wybiera. Znamy szczegóły wieczoru wyborczego w Polsacie i Interii
- Sondaż na ostatniej prostej do wyborów. Tak może wyglądać druga tura