Jeśli któryś z głównych kandydatów miałby już teraz zdobyć ponad połowę głosów (co wydaje się wątpliwe) - to ci, którzy nie chcą na niego głosować, nic na to nie są w stanie poradzić. W takim wypadku tym bardziej warto pokazać, że są ludzie, którzy nie chcą być wiecznie zmuszani do sędziowania w plebiscycie między nie-Kaczyńskim i nie-Tuskiem, ludzie, którzy nie mieszczą się w tym podziale i domagają się podania nowej karty dań. Jeśli natomiast - co wydaje się najbardziej prawdopodobne - do drugiej tury dojdzie, to wtedy właśnie będzie czas, by głosować na mniejsze zło. Żeby mieć to od razu z głowy, parę słów i o tym momencie - choć czytelnicy, którzy zaglądają tu regularnie, znają już doskonale moje zdanie w tej kwestii. Jak pisałem, wybór, przed którym stawia nas duopol PO-PiS to wybór, przenośnie mówiąc, pomiędzy mafią a sektą. Większość Polaków woli mafię. To w jakiś sposób zrozumiałe. Mafioso postrzegany jest jako bardziej przewidywalny, jeśli da mu się haracz, to zostawi człowieka w spokoju, podczas gdy inkwizytor może się w każdej chwili przywalić do każdego. Ja osobiście z dwojga złego wolę inkwizytora, także dlatego, że wiem, do jakiego stopnia został ponad swe rzeczywiste wady zdemonizowany przez mafijne media, ale rozumiem sposób, w jaki kombinuje sondażowa większość (i, przy okazji, rozumiem także to, dlaczego zupełnie nie zmienia sondaży uporczywe udowadnianie przez prawicowców, że mafia jest mafią; bo ludzie to doskonale wiedzą, ale - patrz wyżej). Zwracam jednak uwagę, że wybory prezydenckie mają inną specyfikę, niż parlamentarne. Prezydent nie ma w Polsce wielkiej władzy, ale jedno może: trzymać nogę w drzwiach. Blokować co bardziej bezwzględne posunięcia rządzących, powstrzymywać niszczenie przez nich ostatnich mechanizmów kontrolujących lub ograniczających ich wszechwładzę. Kto chce, niech wierzy, że miłościwie nam panująca sitwa potrzebuje wyzwolenia się spod tej kontroli po to, by móc wreszcie reformować Polskę i nieść jej "dobre zmiany". Ja takich uważam - przykro mi, jeśli się ktoś obrazi, ale "amicus Plato" - za naiwnych idiotów. Zbyt wymowny jest sposób, w jaki ta szajka zamiotła pod dywan aferę hazardową i dziesiątki innych swych nadużyć, zbyt wiele mówi o niej pośpiech i bezwzględność w wyciągnięciu wszystkich korzyści z tak szczęśliwego dla niej trafu, jak katastrofa smoleńska. Jeśli ktoś, póki jeszcze można to zrobić, informowany jest (przykład z ostatniej chwili) o projekcie ustawy, dającej "odzyskanemu" przez Platformę CBA uprawnienia niewyobrażalne w cywilizowanym kraju i czyniące z niego przedziwną wszechpolicję, która nawet nie musi udawać, że prowadzona przez nią inwigilacja czy prowokacje mają cokolwiek wspólnego ze zwalczaniem korupcji, i albo nie chce tej informacji przyjąć do wiadomości, albo, jak wspomniane mafijne media, nie widzi problemu, skoro uprawnienia te ma dostać władza "słuszna", a nie "niesłuszna" - to starożytne greckie określenie "idiota" (dosł. człowiek nie interesujący się polityką, nie biorący udziału w życiu politycznym) jest najłagodniejszym spośród narzucających się. Więc proszę to pamiętać: w tych wyborach nie decydujemy, czy Polską będzie rządzić mafia czy sekta, bo to już jest przesądzone, przynajmniej do przyszłego roku. W tych wyborach zdecydujemy tylko, czy władza mafii zyska charakter absolutny i czy pozbędzie się ona nie tylko kontroli, ale nawet możliwości przekazania społeczeństwu wiedzy o jej postępkach. Uważam, że taki scenariusz byłby najczarniejszy - i aby go uniknąć, trzeba będzie zapewne głosować na kandydata z władzą skłóconego, nawet jeśli się go nie lubi i niezbyt mu ufa. Tak każe rozsądek. Ale ten rozsądek zdąży pokierować naszą ręką, powtarzam, za dwa tygodnie. Na razie warto pokazać, że w podziale na Polskę nie-Kaczyńskiego i nie-Tuska nie wszyscy się mieścimy. Naprawdę. Rafał A. Ziemkiewicz