Sytuacja geopolityczna podobno zmusza polityków do zmiany stylu, do poświęcenia się bezpieczeństwu, do zawieszenia sporów i powrotu do dialogu - sami o tym mówią - ale nie zmienia się nic. Dziś więc używa się CPK jako politycznego szantażu wobec władzy, którą w publicystycznych wzmożeniach stawia się pod ścianą warunku: albo zbudujecie, albo jesteście przeciwko Polsce. Można by powiedzieć, że politycy opozycji usiłują rozliczać rządzących z tego, czego sami nie dokończyli, a co świetnie nadaje się do wystrugania politycznej pałki. Władza natomiast popada w swoisty rodzaj kunktatorstwa i nie potrafi skutecznie i twardo wytłumaczyć obywatelom, czy jest za, czy przeciw, a także dlaczego trzeba ten pomysł odsunąć w czasie i postawić na rozwój istniejących lotnisk, co zapowiedziała. Wielka inwestycja czy strata pieniędzy? Zamiast debaty mamy do czynienia z pobudzaniem nieciekawych instynktów, racje już dawno przestały mieć znaczenie, a świat został uproszczony do czarno-białego rysunku. Opozycyjna prawica opowiada o wielkiej inwestycji, która jest kluczowa ze względu na bezpieczeństwo kraju, a rządząca koalicja odpowiada, że sprawa wymaga głębokich przemyśleń, obliczeń, audytów. Zwłaszcza że przez osiem lat inwestycja nie została zrealizowana, choć "zarządzanie pomysłem" pochłonęło sporo publicznych pieniędzy. Wydaje się jednak, że dla przeciętnego Polaka - który raczej nie podróżuje na co dzień samolotami - opowieść o CPK nie będzie miała specjalnego znaczenia w wyborczych decyzjach. To abstrakcja, która przypomina klimat epoki Gierka. Budowanie "drugiej Polski" Stefan Kisielewski w swoich "Dziennikach" opisywał ten klimat - w zapiskach z lat 70. XX w. - jako czas w historii, w którym w kółko mówi się wyłącznie o sprawach gospodarczych. "I slogany podobierane są do tego, o dobrobycie, o tym, że możemy z siebie dać więcej, o 'zbudowaniu drugiej Polski'" - pisał Kisiel. Dawał przykład Portu Północnego - "gigantyczna impreza, koszta olbrzymie, a czy się opłaci - rzecz niewymierna". Po latach wiemy, że się opłaciła, ale podobny dylemat w demokratycznym państwie targanym wojną polityczną, z wojną u bram, ze zdewastowaną jakością debaty, ma zupełnie inny smak i kontekst. Zwłaszcza że w mediach społecznościowych miłośnicy CPK i jego krytycy wyzywają się od sekciarzy. W tym kontekście epoka Gierka miała niewątpliwie pewną zaletę: nie było wówczas internetu. Argument w politycznej walce Być może używanie nieistniejącego CPK w walce politycznej jest łatwiejsze, niż mierzenie się z rzeczywistością, która dotyka lub dotknie większości Polaków. Dość wspomnieć, że w czasie rządów PiS w latach 2015-23 kolejki do lekarzy specjalistów w ramach NFZ - jak wynika z raportu portalu Świat Przychodni - wzrosły dwukrotnie. Opowieść o wielkich strategicznych inwestycjach niezbędnych do rozwoju Polski w ustach obozu politycznego, który przez niemal dekadę nie był w stanie rozwiązać "przyziemnego" problemu niewydolnej służby zdrowia i nie zrealizował Centralnego Przyspieszenia Kolejek, nie jest zbyt wiarygodna. Może dlatego brzmi tak głośno. Przemysław Szubartowicz