Globalna cenzura w imię głupoty
Ukaranie nauczyciela biologii z Hiszpanii za to, że śmiał twierdzić, iż istnieją tylko dwie płcie może być nowym krokiem milowym w dżenderowej ofensywie, w której przecież „nie chodzi o żadną ideologię, a tylko o ludzi”.

Powtórzmy. To nie ideologia, a chodzi tylko o ludzi. Pamiętacie to hasło? Dlatego właśnie stwierdzenie biologicznego banału stało się dla hiszpańskiego belfra dyskwalifikujące, o czym pisała wczoraj Interia. Dlatego właśnie wprowadza się zmiany w kinie, ruguje z programów część klasycznej literatury. Dlatego się także atakuje programy szkolne i akademickie za to, że kwestiami LGBT nie są do bólu przesiąknięte. Dlatego, wprowadza się jakieś surrealistyczne limity kwotowe i w końcu zaczyna gnoić ludzi, którzy śmią twierdzić, na gruncie podstaw nauki o człowieku, że dwa plus dwa to cztery. Dlatego okazuje się, że już część środowisk homoseksualnych została uznana za zdrajców czy wrogów, bo nie chcą iść w płciowe odloty. To faktycznie nie ideologia, to tylko ludzie. Tacy ludzie, którzy ludzi myślących inaczej od nich za ludzi nie uznają.
Mamy i zawsze mieliśmy dwie płcie. Mamy też część ludzi, do tej pory malutką mniejszość - choć tęczowi działacze robią wszystko by była to większość - którzy mają problem ze swoją tożsamością płciową. Podobnie jak niektórzy mają inne problemy, z innymi sprawami, albo odbiegają od większości. Ponieważ jesteśmy istotami społecznymi powinniśmy tym z nas, którzy mają jakiś problem pomóc jak możemy i ułatwić życie. Ale to nie oznacza, że jeśli ja mam kłopoty z żołądkiem i nie mogę jeść mąki to cały świat musi wywalić pizzę do kosza, chodzić pod flagami walki z pszenicą, a dzieci w szkołach mają być indoktrynowane do jedynej, słusznej kukurydzy i diety bezglutenowej. Miło mi też, że mańkutów, czyli między innymi mnie, nie przestawia się jak kiedyś na siłę "na prawą rękę". Ale naprawdę nie domagam się by w każdym hollywoodzkim filmie występował leworęczny aktor, a problemowi leworęczności była poświęcona odpowiednia część kultury masowej.
Tymczasem mamy histerię, a za nią, jak to z histeriami bywa - biznes. Chyba nigdy w historii łączna suma wypowiedzianych słów i wyłożonych na nie pieniędzy nie prowadziła do przyjmowania przez szerokie masy tak antynaukowej, niezgodnej z oczywistym doświadczeniem i ewidentną obserwacją, bzdury. Orwellowski funkcjonariusz Ministerstwa Prawdy O’Brien, który twierdził, że wszystko dzieje się w ludzkiej głowie chyba by nie uwierzył, gdyby żył naprawdę i dożył naszych czasów, jak bardzo ogromne rzesze, w tym większość globalnych elit wzięła sobie jego słowa do serca.
Dlatego może tęczowa rewolucja osiągnie jeszcze większe sukcesy. Może i w Polsce kiedyś jakaś nawiedzona lewica, przy akceptacji eurolizusów w rodzaju Donalda Tuska i pełnym już zapale jego kolegi Rafała Trzaskowskiego, będzie wprowadzać kary za oczywiste, poparte doświadczeniem setek tysięcy lat istnienia człowieka rozumnego i tysięcy lat rozwoju nauk biologicznych, stwierdzenie, że jak się dziecko rodzi to jest chłopcem lub dziewczynką i od razu to widać, a rzadkie zakłócenia nie są żadną trzecią, czwartą, piątą, płcią.
Może - to pewnie najszybciej - tęczowe flagi staną się obowiązkowe. Może za niedostateczny zapał w popieraniu nowej "nieideologii" będzie wyrzucać się z pracy, a dzieci z uczelni. Może stosunek do LGBT będzie decydował o profesurach, zatrudnieniu albo i nawet licencjach taksówkowych. Nie zmienia to wszystko faktu, że kiedyś jednak każdy z nas będzie musiał spojrzeć w lustro po raz ostatni, może najbardziej krytyczny. Nie oszukujmy się, ideałów nie ma. Może zobaczymy tam po raz ostatni łachudry, leni, bumelantów, nałogowców. Ale najgorzej chyba jednak zobaczyć w lustrze twarz durnia, który całe życie wierzył w niedorzeczną bzdurę.
Wiktor Świetlik