Jest rok 1928. W dwa i pół roku lata po zamachu majowym obóz sanacji zdecydował się wreszcie przeprowadzić wybory. Mimo powołania BBWR, wysiłków i fałszerstw znów wygrała je endecja, która szła do wyborów z hasłem "Piłsudski musi odejść". Na pierwszej sesji nowo wybranego parlamentu posłowie Związku Ludowo-Narodowego zgłaszają wniosek o aresztowanie i osądzenie Marszałka. Nieśmiałe próby buntu w armii, dowodzonej przez Józefa Hallera, zostają szybko i ostro stłumione. Na początku 1929 roku Piłsudski zostaje aresztowany i postawiony przed sądem. Prokurator żąda kary śmierci, ostatecznie zdegradowany w międzyczasie - były już - marszałek zostaje skazany na dożywocie. W twierdzy brzeskiej spędza ostatnie trzy lata swego życia, w 1932 roku umiera w niesławie. Czy mogło tak być? Z wielu powodów to oczywiście mało prawdopodobne, ale - ostatecznie - możliwe. Na pewno poziom emocji towarzyszących wydarzeniom z 1926 roku mógłby pchnąć zaciekłych wrogów marszałka do ostrych kroków. Jego osądzenie za zamach majowy roku nie było niemożliwe, bo dopiero z perspektywy roku '39 można było powiedzieć, że to co zrobił Piłsudski z demokracją wiele wspólnego nie miało, ale z ratowaniem kraju na pewno. Daleki, bardzo daleki jestem od stawiania generała Jaruzelskiego w jednym szeregu z marszałkiem, nie przyrównałbym go też do Wielopolskiego. Jego działalność w Ludowym Wojsku, udział w stalinowskich i antysemickich czystkach, wydarzenia roku '70 sprawiają, że trudno oceniać go jako kryształowego patriotę, który dopiero w grudniu '81stanął przed dramatycznym wyborem - My czy Oni. Z sądzeniem go za ten czyn mam jednak kłopot. A co będzie jeśli generał trafi do więzienia, a za 20 czy 30 lat w archiwach rosyjskich czy amerykańskich znalezione zostaną bezdyskusyjne dowody, że jednak Wielki Brat miał tu wkroczyć? Nad oceną jego postaci zaciążyłby wtedy ten niesprawiedliwy wyrok, a tymczasem, naprawdę są lepsze powody by generała osądzić. Dramat stanu wojennego nie polegał bowiem na samym jego wprowadzeniu, nie polegał nawet na tym, że parę tysięcy ludzi zamknięto w więzieniach i zlikwidowano Solidarność. Jego dramat polegał na dziesiątkach zbrodni, tysiącach niegodziwości, i milionach podłości których dokonywano w Polsce w imię ratowania komunizmu. Nigdy nie uwierzę, że choćby takie czyny jak upadlanie niewinnych ludzi i niszczenie im życia, w imię ukrycia prawdziwych zabójców Grzegorza Przemyka - odbywały się bez wiedzy i aprobaty autorów stanu wojennego. To wszystko - niezależnie od tego czy w grudniu '81 groziła nam sowiecka interwencja czy nie - było dziełem ekipy Jaruzelskiego. Dziełem za które ci ludzie ponoszą pełną odpowiedzialność i nigdy nie wytłumaczą go ,"mniejszym złem" i "historyczną koniecznością".