Bo bez względu na szczegóły, wyjdzie na to samo: PZPR wróci do władzy. Albo w swej mutacji wsiowej, albo miastowej. A poza stopniem buraczaności twarzy większych różnic między tymi mutacjami nie ma. Jeśli wyborów nie będzie, to PiS "nie będzie miał innego wyjścia", niż stworzyć koalicję z Samoobroną i PSL - partiami postkomunistycznymi i pod względem życiorysu większości działaczy, i, przede wszystkim, sposobu myślenia o państwie i rządzeniu nim. Jeśli wybory będą, to ani PiS, ani PO nie uzyska w nich większości i ta druga "nie będzie miała innego wyjścia", niż utworzyć koalicję rządową z SLD. Biorę słowa "nie mieć innego wyjścia" w cudzysłów, bo oczywiście obie partie inne wyjścia zawsze miały i kiedyś nawet obiecywały je, uważały za oczywiste. Miały rządzić razem. Miały stworzyć wspólną reprezentację obozu "solidarnościowego". Niestety, obóz "solidarnościowy" - jak uczy jego historia po roku 1989 i jak wskazuje sama nazwa - charakteryzuje się głównie tym, że bezustannie się między sobą żre i nawet nie umie wyjaśnić o co. Nie wiadomo też, o co pożarły się PiS z PO, ale wiadomo na pewno, że pożarły się tak, iż za nic się nie pogodzą. Potrafią tylko przekrzykiwać się w naszą stronę "To oni zaczęli! Nie, to oni zaczęli!" - jak gówniarze w krótkich majtkach, a nie poważni politycy. Mleko zostało tak czy owak rozlane i może czas już wreszcie wyprawić "obozowi solidarnościowemu" spóźniony pogrzeb. Pomimo licznych prób, okazał się on niezdolny do konstruktywnego działania. To po cholerę było obalać komunę, skoro tak czy owak okazuje się rządzić bez niej Polską nie można?